A A+ A++

W głosowaniu nie wzięło udziału ośmiu posłów Koalicji Obywatelskiej, trzech posłów Koalicji Polskiej i jeden Lewicy. Przyjrzyjmy się, dlaczego posłowie nie przyszli do Sejmu. W KO są dwa przypadki COVID-19: to Maciej Lasek i Aleksander Miszalski – z powodów oczywistych nie mogą przyjść do Sejmu. Jeden poseł, Haidar Riad, jest po operacji kręgosłupa i leży. Posłanka Śledzińska-Katarasińska ma problemy ze zdrowiem, jak usłyszeliśmy w Sejmie „karetka ją z posiedzenia zabrała”. Córka posłanki Magdaleny Filiks jest w szpitalu i posłanka po prostu nie może przyjechać do Warszawy. Poseł Piechota ma poważne komplikacje pocovidowe. Posłanka Gajewska wracała z gigantycznymi komplikacjami z podróży służbowej do Indii.

Chorzy są także posłowie Mirosław Maliszewski i Zbigniew Ziajewski z PSL. Posłanka Senyszyn z Lewicy także ma problemy ze zdrowiem i po prostu nie może się ruszać z domu.

Dyskusyjne są dwa głosy posłanek – Iwony Hartwich i Bożeny Żelazowskiej. Obie panie – jedna z KO, druga z PSL – twierdzą, że nie zadziałały maszynki do głosowania. Obie złożyły oświadczenia do marszałek Sejmu w tej sprawie.

Naprawdę trudno się przyczepić do ludzi, że są ludźmi, co widzą nawet posłowie, którzy byli i głosowali przeciwko powstaniu instytutu.

Co innego kiedy posłowie po prostu udają, że nie mają zdania w jakiejś głosowanej w Sejmie sprawie. Tak było w przypadku trzech byłych posłów Platformy Obywatelskiej, którzy teraz zasiadają w klubie Koalicji Polskiej. Marek Biernacki, Ireneusz Raś i Jacek Tomaczak wstrzymali się od głosu. Po prostu nie wiedzą, czy chcą, żeby Instytut powstał czy nie. A raczej bardzo dokładnie wiedzą, że chcą, ale nie chcą narazić się centrowym wyborcom. To są trzej posłowie, którzy odeszli z PO z powodu swoich konserwatywnych poglądów. Paweł Zalewski, który zasilił szeregi Polska 2050 nie miał problemów z głosowaniem. Był przeciw. Czwarty wstrzymujący się poseł z PSL, Jarosław Rzepa podobno miał głosować przeciw, ale się pomylił.

Dlaczego PiS nie pozwala głosować zdalnie?

Gdyby Sejm pracował tak, jak pracował przez prawie cały zeszły rok, czyli w trybie zdalnym, uzasadnionym liczbą zakażeń i IV falą wirusa, problemu by nie było. Przynajmniej sześć osób z Koalicji Obywatelskiej mogłoby głosować za pomocą tabletów. Ale PiS nie chce ani zdalnej, ani hybrydowej pracy posłów. Choć przynajmniej 10 przedstawicieli partii rządzącej nie dotarło w tym tygodniu do Sejmu, a doświadczenia ze zdalnych posiedzeń są takie, że obecność na głosowaniach dochodziła do 100 proc.

Dlaczego PiS nie sięgnie po to rozwiązanie? Z dwóch podstawowych powodów. Po pierwsze – ostatnio PiS naprawdę ma problem z utrzymaniem większości. Dość łatwo jest wyliczyć, ile będzie się miało głosów w głosowaniach na sali. Posłowie składają usprawiedliwienia i wiadomo, kogo nie będzie. Łatwo ich też dopilnować w czasie samego głosowania. Kiedy głosują zdalnie, wszystko jest możliwe. Niedziałające Wi-Fi, niedziałająca aplikacja, niedziałający tablet. To ledwie na początek.

Po drugie – PiS nie chce zamknąć Sejmu, bo to byłby znak, że pandemia jest znacznie poważniejszym problemem, niż PiS chce pokazać. Zamknięty Sejm natychmiast rodzi pytania „a dlaczego szkoły wciąż są otwarte?”, „a dlaczego nie ma kwarantanny narodowej?”, „a jaki właściwie jest plan walki z pandemią?”.

Jest jeszcze trzecia sprawa – jak coś pójdzie nie pomyśli PiS, to partia po prostu powtórzy głosowanie. Powód by się znalazł – dwóch posłów PiS się pomyliło i zagłosowało przeciw, 19 wstrzymało się od głosu. Nie z takich powodów PiS robiło reasumpcję. Tym razem też by zrobiło.

Obowiązkiem posła jest branie udziału w pracach Sejmu. Głosowanie jest namacalnym dowodem na to, że poseł się nie obija, zrozumiałe jest żądanie, żeby przedstawiciele społeczeństwa po prostu byli w pracy. Ale trudno robić zarzut ludziom z przypadków losowych. Sejmowa większość jest tak niestabilna, że takie sytuacje będą się zdarzać coraz częściej. Opozycja, jeśli chce być traktowana poważnie, musi robić wszystko, żeby być na głosowaniach. Tym bardziej, że za jakiś czas jeden chory poseł może zmienić wynik. Tak już bywało w polskich sejmach.

Jednak znacznie większym problemem niż choroba kilku posłów jest to, że PiS łamie wszelkie sejmowe procedury. I nie ma żadnej gwarancji, że odrzucony projekt nie wróci za tydzień albo tego samego dnia, pod inną nazwą.

Czytaj też: Czy w Polsce realizowany jest scenariusz pisany cyrylicą? A jeśli tak to przez kogo pisany?

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułWzór e-Faktury udostępniony na ePUAP
Następny artykułMost zamknięty 11 grudnia