A A+ A++

Erwin Wilczek, jeden z najwspanialszych naszych piłkarzy lat 60., ozdoba Górnika Zabrze – nie żyje. To był jeden z największych cwaniaków – w dobrym tego słowa znaczeniu – w historii polskiej ekstraklasy. Oto dowody.

Jak objawiało się cwaniactwo Erika Wilczka?

Miał oczy dookoła głowy, widział wszystko

Obrazek I. Hubert Kostka wspominał o tym, że należy zwrócić uwagę na zachowanie podczas rozgrywania rzutów wolnych. – Większego cwaniaka na boisku nie widziałem. Zawsze znajdował najlepsze rozwiązanie. Charakterystyczne było jego zachowanie przy rzutach wolnych. Inni powoli przygotowywali się do rozegrania piłki, a on natychmiast sprytnie zagrywał do kolegi, który wybiegał na pozycję i zdobywał bramkę – opowiadał Kostka. Wilczek zawsze wybierał najlepsze rozwiązania, miał oczy dookoła głowy, widział wszystko. W dodatku był rewelacyjny technicznie, Jan Gomola podziwiał go za wyszkolenie. Wilczek miał bowiem tego rodzaju technikę, która sprawiała, że był swobodny na boisku, miał łatwość wszystkim co robił. Od razu wiedział co chce zrobić z piłką i do kogo ją zagrać. W Górniku stworzył fenomenalny duet wszystkowidzących pomocników z Zygfrydem Szołtysikiem, obaj grali wcześniej w Zrywie Chorzów u profesora Murgota. Do tego Wilczek – jak na pomocnika – jest bramkostrzelny. W lidze strzelił dla Górnika aż 96 goli, w Pucharze Polski – 15, w rozgrywkach międzynarodowych (łącznie z Pucharem Intertoto) – 15. Razem wbił tych goli dla zabrzan aż 126, a przecież grał w drugiej linii!

Nowy program o Ekstraklasie – Oglądaj w każdy poniedziałek o 20:00!

To wszystko było możliwe dzięki temu, że za bajtla Erwin nie robił nic innego tylko grał w balę na placach w Wirku, dzielnicy Rudy Śląskiej. Tam się wychował. – Piłka była dla mnie wszystkim. Ojciec Wilhelm, który był górnikiem, pracował na nocki. Zdarzało się, że zanim wszedł rano do pracy, budzi mnie i brata przed szóstą. Dostawaliśmy w skórę za to, że od dnia późno wróciliśmy do domu. A dla nas czas nie istniał, ciągle graliśmy w piłkę – opowiadał mi Erwin Wilczek. Kochał grę. Tak było zawsze, także kiedy stał się mężczyzną. Nigdy nie odmówił sobie przyjemności kiedy nadarzała się okazja pokopać. Obrońca Zygmunt Anczok: – Erwin nie przyjeżdżał do klubu tylko na treningi, ale już godzinę wcześniej żeby pograć sobie dla przyjemności w dziada…

Kiedy Erwin grał już w Górniku ojciec był jego zawziętym kibicem. Tak bardzo zawziętym, że czasem kłócił się z innymi fanami na trybunach w trakcie meczu syna. 

Sędziego brzuszkiem popchnął w stronę wapna

Obrazek II. Słynna rywalizacja z Romą w półfinale Pucharów Zdobywców Pucharów… Erwin Wilczek nie zawsze wyglądał jak piłkarz w dzisiejszym rozumieniu tego słowa. Przy wzroście 168 cm miał skłonności do nadwagi i zdarzało się, że zarysowywał mu się lekki brzuszek. Tak było właśnie w okresie trójmeczu z Romą, w 1970 roku Niektórzy – nie mając jeszcze pojęcia z kim mają do czynienia – potrafili go zlekceważyć. To był ogromny błąd, Wilczek znacznie szybciej myślał niż biegał. A swój brzuszek też potrafił wykorzystać – w zaskakujący sposób. Sam mi kiedyś o tym opowiedział… Ostatnia minuta meczu z Romą na Stadionie Śląskim. Górnik przegrywa i w pole karne Włochów biegnie Jerzy Gorgoń, który liczy, że może uderzy piłkę głową. Nie sięga jej jednak, przewraca się. Włosi przekonują sędziego, że do przewinienia może i doszło, ale jednak przed polem karnym. Właśnie wtedy sprytem i stanowczością wykazuje się Erwin Wilczek. Delikatnie obejmuje sędziego i prowadzi go w miejsce gdzie znajduje się punkt oznaczający rzut karny. Arbiter przez chwilę się waha, ale dyktuje jedenastkę. 

Tak o tej sytuacji opowiadał mi Erwin Wilczek: – Jurek Gorgoń ostro poszedł do przodu. Sfaulowali go, ale z powodu śniegu nie było dobrze widać linii. Nie do końca było wiadomo czy to stało się w polu karnym czy jeszcze przed. Arbiter podbiegł żeby to sprawdzić i wpadł na mnie. Objąłem go i moim brzuszkiem, bo faktycznie taki miałem – to rodzinne, po ojcu – lekko popchnąłem go w stronę wapna. Nie mógł już nic innego zrobić jak podyktować karnego! Prawda jest taka, że na boisku trzeba być cwaniakiem, bo jak nie my to druga strona wykorzysta takie okazje bez wahania.

Karnego wykorzystał Włodzimierz Lubański i Górnik ciągle był w grze. Ostatecznie, po trzecim meczu wyeliminował Romę dzięki szczęśliwemu losowaniu i awansował do finału gdzie zagrał z Manchesterem City. 

Przyjeżdżaj żono, w Afryce jest świetnie

Obrazek III. Erwin Wilczek doskonale zdawał sobie sprawę, że wielki Górnik nie będzie trwał wiecznie. Opuścił go wkrótce po zdobyciu przez zabrzan dziesiątego tytułu mistrza Polski w 1972 roku. Na kolejny Górnik poczeka 13 lat, zdobędzie go już zupełnie inna generacja piłkarzy. Dla Wilczka był to tytuł dziewiąty, jeszcze tylko jeden piłkarz – Stefan Florenski – wywalczył ich w Górniku aż tyle. – To … czytaj dalej

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułFestiwal Talentów
Następny artykułMiasto chce się promować poprzez piłkę nożną i żużel, ale kwoty nie powalają