Słowo przeciwko słowu. Schronisko odpowiada na zarzuty turysty, który poprosił nas o nagłośnienie swojego problemu. Przekonuje, że został wyrzucony ze schroniska, a obiekt uważa, że nic takiego nie miało miejsca.
Niedawno pisaliśmy o turyście z Katowic, któremu odmówiono noclegu w jednym ze beskidzkich schronisk. Marcin Kałużny kończył już pokonywać liczący nieco ponad 500 km Główny Szlak Beskidzki. 23 października, kilkadziesiąt kilometrów od ostatniego punktu na trasie, postanowił zatrzymać się w schronisku PTTK na Hali Rysianka. Jednak obiekt odmówił. Jak relacjonował turysta, nie było chęci ze strony schroniska, aby w jakikolwiek sposób mu pomóc. Po około 30 minutach postoju postanowił ruszyć dalej do Węgierskiej Górki. Turysta z Katowic dowiedział się też, że w tamten weekend odbywało się tam wesele i poprawiny. Na jego zarzuty odpowiedziało teraz schronisko.
Jak wyjaśniają dzierżawcy obiektu w Beskidzie Żywieckim, Anna i Witold Wiewiórowie, którzy z PTTK współpracują od wielu lat, mężczyzna nie miał rezerwacji, a miejsc noclegowych nie było już od długiego czasu.
„Pan został o tym fakcie poinformowany i zostało mu zaproponowane telefoniczne sprawdzenie dostępności miejsc noclegowych w pobliskim Schronisku PTTK na Hali Lipowskiej, które znajduje się 15 minut spaceru od nas (jak relacjonuje turysta, sam zadzwonił do schronisk na Słowiance i Lipowskiej, ale tam również nie było wolnych miejsc – przyp. red.). Niestety Pan nie wyraził zainteresowania takim rozwiązaniem i zażądał udzielenia noclegu, w związku z tym, że idzie Głównym Szlakiem Beskidzkim (GSB)” – czytamy w oświadczeniu schroniska na Rysiance.
W rozmowę z mężczyzną włączyła się kierowniczka schroniska, która tłumaczyła, że w obiekcie obowiązują ograniczenia związane z trwającą pandemią (turysta przekazał nam, że został niezgodnie z prawdą poinformowany o ograniczeniu do 50% obłożenia obiektu, choć w tym czasie obowiązywał limit wynoszący 75% wszystkich miejsc, ale nie wliczają się w to osoby zaszczepione, do których Marcin Kałużny się zalicza), a turysta miał wyjść „nie czekając na zaproponowanie innego rozwiązania.„
„Nikt Pana nie wyrzucił, czyniąc cyniczne uwagi, jak to sugeruje artykuł, nikt nie kazał iść na «śnieżycę». Noc jeszcze wtedy nie zapadła (co widać na nagranym przez pana filmie), śnieżycy nie było (co też widać na filmie), troszkę poprószyło śniegiem, temperatura oscylowała w okolicy zera – całkiem standardowe jesienne warunki w górach. (…) W czasie krótkiej rozmowy w schronisku Pan Kałużny nie prosił o pomoc, nie skarżył się na żadne dolegliwości, brak sił. Jedynym użytym argumentem było przejście GSB, co w obecnych czasach nie jest niczym nadzwyczajnym. Może świadczyć jedynie, że mamy do czynienia z człowiekiem, który zna góry i umie sobie w nich poradzić” – pisze schronisko.
Mimo sprzecznych relacji obu stron, Jerzy Karalus prezes spółki PTTK Karpaty, która zarządza większością schronisk w Polsce, przeprosił turystę za tę sytuację. Jak piszą dzierżawcy, „PTTK najwyraźniej nie doszukało się zaniedbania czy łamania regulaminu z naszej strony, ponieważ nie podjęło żadnych dalszych działań„. Jak poinformował nas Karalus, jedyna możliwa kara jest ostatecznością, bo to rozwiązanie umowy na prowadzenie obiektu w trybie nagłym, bez wypowiedzenia.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS