Bycie bramkarzem w Lechu Poznań to w tym sezonie bardzo specyficzna robota. Jeśli golkiper lubi i – co ważniejsze – potrafi się między słupkami „nudzić”, ta robota jest stworzona dla niego. Z kolei jeśli nie umie zachować koncentracji lub – co gorsza – sam wznieca pożary, to powinien poszukać sobie innego miejsca pracy. Najlepiej świadczy o tym jedna statystyka – według portalu Ekstrastats piłkarze Lecha w tym sezonie nie pozwalają rywalom nawet na oddanie średnio dwóch celnych strzałów w meczu (dokładnie to 1,8, a w przypadku drugiej przed tą kolejką Pogoni mówimy o średnio 3 uderzeniach – duża różnica). Dlaczego o tym wspominamy? Ano dlatego, że o ile Lech nieczęsto ostatnio potrzebuje, by bramkarz był bohaterem, o tyle dziś potrzebował. I ten bramkarz bohaterem został.
Filip Bednarek mógł szykować się na spokojne popołudnie tym bardziej, że Warta to przecież najgorsza ofensywa w lidze. Zdecydowanie najgorsza. Ale derby Poznania przybrały dość nieoczekiwany przebieg. Lech bił głową w mur i wszystkie te sztuczki, które zazwyczaj wystarczają na ligowych rywali, dziś okazywały się nieskuteczne. A ekipa gości powinna w tym czasie wyjść na prowadzenie. Musiała. O ile jeszcze instynktowna obrona strzału Papeau to coś, po czym słowo „spektakularny” byłoby przesadą, o tyle wyciągnięcie jeszcze dobitki Zrelaka sprawia, że właśnie to określenie staje się na miejscu.
Sporo miejsca i czasu miał Słowak, prawda?
Oczywiście bierzemy poprawkę na to, że Zrelak to czołowy przedstawiciel cenionego w Ekstraklasie gatunku napastników defensywnych (2 gole w 24 meczach w Warcie, ale pracuje), ale i tak doceniamy podwójną interwencję Bednarka. I jego występ w całości, bo Lech dziś popsuł sobie wspomnianą wcześniej średnią, pozwalając gościom na pięć celnych uderzeń. Bardzo fajna była też choćby parada z końcówki po strzale Czyżyckiego. Prócz tego golkiper Kolejorza był skuteczny przy wyjściach do dośrodkowań, a w jego przypadku przecież różnie z tym bywało. W skrócie: kozak.
Lech wcisnął w drugiej połowie dwa gole, więc ktoś mógłby powiedzieć, że nawet i bez popisu Bednarka wygrana była blisko, ale spokojnie – gdyby Warta wyszła na prowadzenie, pewnie zmieniłaby też trochę sposób gry. Dziś przede wszystkim mądrze ograniczała liderowi Ekstraklasy pole manewru. Niby wszyscy wiedzą , co potrafi zrobić Amaral, każdy w lidze ma też świadomość, jak groźne jest ścinanie z piłką do środka Kamińskiego i tak dalej, ale co innego zaradzić temu na boisku. Drużynie Szulczka się to udawało, ale zasieki padły wtedy, gdy rywal zaczął wybierać prostsze środki.
Obie bramki padły po wrzutkach. Najpierw Milić skorzystał z tej Pereiry, a później Ishak wykorzystał dośrodkowanie z rzutu wolnego Kwekweskiriego. Dopiero w ostatnich 20 minutach Kolejorz bardziej przekonywał, jeśli chodzi o samą grę. Blisko konkretów byli też rezerwowi, ale albo czujny był Lis, albo ratowała go poprzeczka.
Czytaj także:
Lech musiał się trochę pomęczyć, ale zrobił swoje. Wysłał jasny sygnał do Szczecina i Częstochowy, gdzie drużynom Pogoni i Rakowa zwycięstwa przyszły dużo łatwiej. Ale na koniec te trzy punkty ważą tyle samo. W przypadku Warty z kolei po takim meczu chyba nie ma sensu uderzać w żałobne tony. Jest kilka miejsc na piłkarskiej mapie Polski, gdzie taka postawa skończyłaby się zdobyczą punktową.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS