Książkę „365 obiadów za 5 złotych” Lucyna Ćwierczakiewiczowa wydała w 1860 roku własnym sumptem. Był to strzał w dziesiątkę. Książka przyniosła jej sławę i pieniądze. Stała się bestsellerem, obowiązkową lekturą każdej szanującej się pani domu. ,,Do sakramentu małżeństwa – pisał ironicznie Bolesław Prus – potrzebne są następujące kwalifikacje: pełnoletność, wolna a nieprzymuszona wola i 365 obiadów za 5 złotych” .
Powieść ,,Mistrzyni” Manueli Gretkowskiej
Ćwierczakiewiczową ogłoszono narodową kucharką. Jednak tak jak słynny francuski gastronom Anthelme Brillat-Savarin, którego podziwiała, i do którego ją porównywano, kwestie związane z jedzeniem pojmowała bardzo szeroko – owszem, w kuchni przede wszystkim chodzi o smak, ale potrawy mają być także lekkie, zdrowe, a nawet przyczyniać się powinny do poprawy obyczajów i przyzwyczajeń.
Ćwierczakiewiczowa edukowała – jak na swoje czasy bardzo nowocześnie, w oparciu o opinie naukowych autorytetów – w sprawach gotowania, prowadzenia gospodarstwa domowego higieny, zdrowia, zarządzania pieniędzmi. Napisała książkę „Cokolwiek bądź chcesz wyczyścić, czyli Porządki domowe” i twierdziła, że zdrowie to przede wszystkim dieta i świeże powietrze. Własne porady publikowała nie tylko w swoich książkach i kalendarzach. Była stałą współpracowniczką ,,Kuriera Warszawskiego”, a w słynnym ,,Bluszczu” prowadziła dział mody i gospodarstwa domowego. Wszechstronna, nowoczesna, ucieleśniająca tak rzadki i potrzebny nad Wisłą zdrowy rozsądek, wietrzyła – pisze Gretkowska – ludziom w mieszkaniach, przede wszystkim jednak w głowach.
,,Mistrzyni”
Fot.: Materiały prasowe/Znak Literanova
Dwoista natura kuchni
Ćwierczakiewiczowa zachęcała kobiety do niezależności, do zarabiania własnych pieniędzy. Ją samą samodzielnie zarobiona fortuna napawała dumą i dodawała jej pewności siebie. W 1883 roku zdradziła dziennikarzowi – wiedząc, że rozgłosi tę informację – że na swoich książkach zarobiła 84 tysięcy rubli. Była to wówczas równowartość kilku pokaźnych majątków ziemskich. Nakładami swoich książek przebijała nawet Prusa i Sienkiewicza.
Co ciekawe, dokonała tego z pomocą porad dotyczących przede wszystkim kuchni, czyli sfery, która z jednej strony może być postrzegana jako sfera władzy i wpływów kobiety, z drugiej strony – jako symbol jej zmarginalizowania i zniewolenia. A niczego bardziej niż zniewolenia Ćwierczakiewiczowa nie znosiła. Buntowała się przeciwko zaborcom, przede wszystkim jednak przeciwko poddaństwu kobiet. W książce Gretkowskiej pojawia się fragment, który wyjątkowo mnie poruszył – powieściowa Ćwierczakiewiczowa układa wieczorem swój felieton i pisze:
,,Mężczyźni piją. Kobiety, dzielne i zaradne, jedyne, co mogą, to pokrzyczeć na nich, popłakać na swoje życie i wrócić do kieratu. A Kościół to pobłogosławi. Nigdy kobiety siłą niezależną w Polsce nie będą, póki od katolicyzmu i mężów na zdrowy dystans nie odejdą. Bóg istnieje, miłość także, ale one, dobrowolnymi niewolnicami będąc, przyszłe niewolnice wychowują. Tak to się będzie toczyć, łamiąc ludzkie życia i kraj, obojętnie pod czyim zaborem”.
Ostatecznie tekstu nie publikuje. Stwierdza, że ,,obraziłaby kobiety, ściągnęła na siebie klątwę Kościoła” – i drze kartkę. Aż chce się powiedzieć „jaka szkoda”! I jak przerażająco aktualne są słowa, których się przestraszyła – ciągle tak naprawdę nie wybrzmiały, lekcja nie została przez nas kobiety odrobiona, pomimo powierzchownych działań ciągle tkwimy w opisanym przez nią zaklętym kole. Aluzją do współczesności są też zresztą pojawiające się w powieści czarne parasolki.
Manueala Gretkowska, Fot. Mateusz Skwarczek/Agencja Gazeta
Fot.: Fot. Mateusz Skwarczek / Materiały prasowe/Znak Literanova
Wielkoduszność i okrucieństwo
Kobieca solidarność nie jest jednak łatwą sprawą. Choć Ćwierczakiewiczowa jako młoda dziewczyna potrafiła, narażając się na ostracyzm środowiska odejść od źle ją traktującego męża, a jako dojrzała kobieta przekląć publicznie zachęcającego do lojalności wobec cara arcybiskupa Felińskiego, choć na tyle sposobów angażowała się w działalność charytatywną i wspierała emancypację kobiet, trudno jednak w niej widzieć figurę szlachetnej feministki.
Cieniem kładzie się na niej przede wszystkim skandal, jaki stał się jej udziałem pod koniec życia, gdy opublikowała dziwaczny i zjadliwy szkic autobiograficzny zatytułowany ,,Sylwetki moich panien do towarzystwa”. W wyjątkowo okrutny i pełen poczucia wyższości sposób opisała w nim z trzydzieści pięć panien do towarzystwa, które w ciągu szesnastu lat przewinęły się przez jej dom.
Wywołała tym oburzenie nawet opinii publicznej o wiele mniej wrażliwej i czułej na ludzką krzywdę niż nasza. Znający ówczesne realia ludzie mieli jednak świadomość, że przedstawiając je w ten sposób, Ćwierczakiewiczowa odbiera tym biednym dziewczynom szanse zarówno na małżeństwo, jak i na pracę. Zobaczyli małostkowość i żądzę zemsty, i odwrócili się od niej. Potępił ją nawet Prus, z którym wiele lat się przyjaźniła.
Co się właściwie stało? Dlaczego Ćwierczakiewiczowa napisała coś takiego, jaka historia się za tym kryje? I jaka Ćwierczakiewiczowa naprawdę była? Nieczytającą aluzji i nieświadomą gier społecznych herod-babą? Czy też była na tyle wrażliwa i mądra, że wiedziała, że tylko sunąc jak czołg może wywalczyć sobie pozycję, by móc mówić własnym głosem? Książka Gretkowskiej podsuwa wiele ciekawych tropów, a jej Ćwierczakiewiczowa jest fascynująca i bardzo ludzka.
Manuela Gretkowska, „Mistrzyni”, Znak Literanova, Kraków, listopad 2021
Czytaj też: Nie tylko lawasz, wino i brandy: kulinarny przewodnik Bartka Kieżuna po Armenii
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS