A A+ A++

Dwa lata i trzecia zmiana w płaceniu za śmieci w Warszawie. A żadna nie mobilizuje ani do tego, żeby ograniczać produkcję domowych odpadów, ani nawet do tego, żeby je segregować.

Gdy jesienią 2019 r. ekipa prezydenta Rafała Trzaskowskiego ogłosiła podwyżki, trudno było mówić o zaskoczeniu. Stawek w Warszawie nikt nie zmieniał od tzw. reformy śmieciowej z 2013 r., która likwidowała indywidualne umowy na odbiór odpadów, by utrącić działalność szemranych firm, skończyć z dzikimi wysypiskami, wziąć się za odzysk, ograniczyć składowanie. Kilka lat później koszty całego systemu, którym zostały obarczone gminy, skokowo wzrosły w całej Polsce. Decyzją władz PiS musieliśmy zacząć dzielić domowe odpady na pięć frakcji, co podniosło koszty opróżniania kubłów i transportu odpadów, bo trzeba było wysłać w miasto więcej śmieciarek i ludzi do pracy. Podrożało składowanie i przerabianie odpadów, m.in. z powodu wzrostu kosztów energii i płacy, surowce potaniały. Jak w kalejdoskopie zmieniała się nowelizowana przez PiS prawie 20 razy ustawa o utrzymaniu czystości i porządku w gminach, co rozregulowało system.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułKontrowersje wokół parkingu. “Dyrektor przyszedł po 2 mln zł i nie wiedział dokładnie na co”
Następny artykułZawyją syreny. To test sprawności