Tammy Faye, jako dziecko bogobojnej rozwódki-dewotki, była traktowana jak symbol grzechu. Matka, przerażona ostracyzmem ze strony swojej społeczności, nie pozwalała dziewczynie chodzić do kościoła. Tammy jednak była uparta i tak bardzo przesiąknięta wiarą, że w końcu złamała zakaz matki. W pierwszej scenie filmu “Oczy Tammy Faye” widzimy, jak pada na drewnianą podłogę kościoła, jak gdyby rażona kontaktem z wodą święconą i wiszącym na ścianie krzyżem. Ludzie uznają to za cud.
Od tej pory Tammy staje się częścią potężnej społeczności wiernych, charyzmatyczką, która stworzy wielkie imperium. Wszystko to pokazuje film, którego wskazuje się na najmocniejszego kandydata do Oscarów. Tylko czy słusznie?
Tytułową Tammy Faye gra Jessica Chastain i to ona jest tak naprawdę jedynym powodem, dla którego warto obejrzeć ten film. Reszta to kolorowy chaos, z którego wyziera dość płytka historia.
W “Oczach Tammy Faye” śledzimy losy ewangelistki i jej męża – Jima Bakkera (w tej roli Andrew Garfield). Poznali się na prywatnej chrześcijańskiej uczelni i szybko się pobrali. Mimo wątpliwości rodziców Tammy, ona i Jim okazali się idealnym duetem. Mieli prawdziwy dar do występów. Charyzmatyczni, zapadający w pamięć kaznodzieje, zaczęli jeździć po Stanach swoim ekstrawaganckim autem i głosić słowo Boże. Mieli apetyt na więcej i więcej.
Twórcy filmu skaczą po wydarzeniach z kariery Bakkerów, pomijając szczegóły. Pokazują ich początki w CBN (od Christian Broadcasting Network, ang. Chrześcijańska Sieć Nadawcza), gdzie prowadzili program dla dzieci “Come On Over”. Potem dostajemy sceny z czasów, gdy Jim prowadził popularny nocny talk show. Aż w końcu dorabiają się własnej sieci telewizyjnej – PTL, czyli Praise The Lord. Tu dopiero zaczęło kapać dla nich najprawdziwsze złoto.
Doczekali się prawie 20 milionowej widowni i tysięcy darczyńców, którzy z własnej kieszeni wydzielali datki na duszpasterstwo Tammy i Jima. Schemat trochę jak u duchownego z Torunia, tylko pomnożony o kilka milionów. I w dolarach, nie złotówkach.
Tammy i Jim sami ukręcili na siebie bicz. Stali się tym, co przerażało ich w innych kaznodziejach i teleewangelistach, którzy mówili o miłości Boga do kamery tylko po to, by zasilić swoje konto i móc wyprawiać luksusowe przyjęcia w swoich posiadłościach z basenami wielkości boiska. Tammy i Jim nie wciskali jednak ludziom historii o swojej wierze – oj nie, oni naprawdę wierzyli. Co momentami naprawdę przeraża, jak można zasłaniać się Bogiem.
Tammy stała się najgorętszą sojuszniczką środowiska LGBT+. Mówiła o tym, że skoro Bóg kazał kochać bliźniego, to każdego, a nie wybranych. Że nie stworzył “odpadów” i każdy zasługuje na miłość i szacunek. Była w niej jakaś prawda, ale też sporo naiwności. Mimo to świetnie, że twórcy zdecydowali się postawić silny akcent na walkę Tammy z homofobią w Kościele.
Jim tymczasem rzucał frazesami o wielbieniu Boga, by finansować swoje kolejne projekty telewizyjne i te niemedialne. Tworzył finansową piramidę, która po latach musiała się rozpaść. Za każdym razem, gdy jego finanse zbliżały się do katastrofy, manipulował żoną, by np. przyznała się przed milionową widownią, że zrobiła coś nie tak w ich małżeństwie. Wierni, którzy uwielbiali Tammy, rzucali się, by wspierać – teoretycznie ją – finansowo.
Jessica Chastain jest tu najjaśniejszym i najlepszym punktem. Zmienia się co kilkanaście minut filmu, serwując kolejną metamorfozę i etap z życia Tammy Faye. Hollywood, które kocha biografie takich pokręconych, charyzmatycznych postaci, dostaje dokładnie to, czego chce. Jessica jest w tej roli bezbłędna. Jej Tammy raz śpiewa o miłości Jezusa, raz opowiada o miłości do futer, innym razem na wizji przekonuje, jak ważna jest pompka do penisa.
Brawa należą się też ekipie odpowiadającej za charakteryzację, make-up i scenografię filmu. Reszta? To niestety scenariuszowy bałagan. Reżyser Michael Showalter skupia się na komediowej warstwie filmu, lekko tylko dotykając dramatu. Nie da się tu poczuć prawdziwych emocji pozostałych bohaterów i naprawdę zrozumieć te postaci.
To, co Showalterowi wyszło jednak znakomicie, to pokazanie hipokryzji ewangelistów i ich brudnych zagrywek, do których są zdolni, żeby się dorobić. To skupia się w postaci baptysty Jerry’ego Falwella. Pod cienką warstwą wiary czai się tu okrutna homofobia i seksizm, które przejmą władzę chwilę po upadku Tammy i Jima. Pod tym względem seans “Oczu Tammy Faye” będzie bardzo, ale to bardzo niewygodnym doświadczeniem dla wielu widzów.
Film “Oczy Tammy Faye” można było zobaczyć w ramach pokazu specjalnego na festiwalu EnergaCamerimage w Toruniu. Film wejdzie do kin w lutym 2022 r.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS