A A+ A++

Śledztwo w latach osiemdziesiątych

W świecie zafascynowanym prawdziwymi historiami o morderstwach trudno znaleźć odpowiedni ton, by z jednej strony opowiedzieć o zbrodni w interesujący sposób, a z drugiej – zachować szacunek do ofiar. „Mało prawdopodobny morderca” to serial, który nie idzie w stronę taniej sensacji. Scena morderstwa otwierająca serial to zaledwie chwila. Kluczowe dla historii jest obserwowanie działań policji, która z perspektywy widza może wydawać się niekompetentna czy wręcz niechętna, by odkryć, kto był prawdziwym sprawcą zdarzenia. Obserwujemy jak wiele informacji – które prawdopodobnie mogłyby pomóc w szybkim rozwiązaniu sprawy – jest ignorowanych, jak sami śledczy nie mogą dopuścić do siebie wizji, że mordercą mógłby być ktoś tak niepozorny, jak pracownik Skandii – mieszczącej się w budynku tuż obok kina, z którego wychodził premier.

Produkcja pieczołowicie odtwarza lata osiemdziesiąte – od grubych swetrów i mało twarzowych fryzur, po techniki śledcze. To ostatnie jest chyba najciekawsze, bo przypomina, że w czasach sprzed dostępu do zapisu z kamer ulicznych, odtworzenie przebiegu zdarzenia było niesłychanie trudne. Ciekawe jest wykorzystanie materiałów pokazywanych w szwedzkiej telewizji czy ówczesnych gazet – to wszystko sprawia, że nie tylko możemy przyglądać się śledztwu, ale poczuć, jak znaczącym wydarzeniem w historii Szwecji było zamordowanie na ulicy premiera (który poruszał się bez ochrony). Serial daje nam też wgląd w skomplikowane polityczne kwestie, które stały za wyborem takich a nie innych osób do prowadzenia najważniejszego dochodzenia w historii kraju.

,,Mało prawdopodobny morderca" fot. Johan Paulin/Netflix


,,Mało prawdopodobny morderca” fot. Johan Paulin/Netflix

Fot.: Johan Paulin/Netflix / Materiały prasowe/ Netflix Polska

Niepozorny morderca

Tym co wyróżnia produkcję jest nie tylko próba odtworzenia śledztwa, ale też – poświęcenie równie dużo czasu potencjalnemu mordercy. Stig Engström to postać zagrana doskonale przez Roberta Gustafssona – popularnego szwedzkiego komika, który tu ma okazję pokazać swoje poważniejsze oblicze. Twórcy serialu, idąc tropem książki, starają się zrekonstruować, kim był Engström i co nim powodowało. Obserwujemy człowieka, którego życie wydaje się absolutnie banalne, być może nieco tragiczne. Jako pracownik Skandii czuje się niedoceniony; w snobistycznym towarzystwie, do którego chce aspirować, jest przedmiotem żartów; za dużo pije i ignoruje swoją coraz bardziej zaniepokojoną żonę. W serialu Engström bierze aktywny udział w śledztwie, udziela informacji policji, pojawia się na miejscu zbrodni. Wycina też wszystkie informacje o zabójstwie – wyraźnie zadowolony z tego, że znajduje się w centrum wydarzeń. Choć trudno zarzucić produkcji, że sympatyzuje z mordercą, to wciąż tworzy ciekawy i niejednoznaczny portret psychologiczny osoby, która popełniła zbrodnię.

,,Mało prawdopodobny morderca" fot.Johan Paulin/Netflix


,,Mało prawdopodobny morderca” fot.Johan Paulin/Netflix

Fot.: Johan Paulin/Netflix / Materiały prasowe/ Netflix Polska

Pomiędzy thrillerem kryminalnym a dokumentem

Serial co pewien czas przenosi nas do współczesności, gdzie możemy obserwować Thomasa Pettersona, który po latach próbuje ułożyć całą historię na nowo. Dziennikarskie śledztwo ujawnia nie tylko, ile przez lata przeoczono czy z kim niedostatecznie porozmawiano, ale też prowadzi nas do zupełnie nowych interpretacji samego wydarzenia. Zdaniem Pettersona zabójstwo Palmego nie miało w sobie nic z przypadkowości i mogło być elementem politycznych, międzynarodowych rozgrywek czasów Zimnej Wojny. Trzeba jednak przyznać, że te bardziej współczesne elementy historii nieco wytrącają widza z serialowej immersji i sprawiają, że niekiedy serial bardziej przypomina fabularyzowany dokument niż thriller kryminalny.

Engström popełnił samobójstwo w 2000 roku, co znaczy, że nigdy nie stanął przed sądem. Tym samym serial, podobnie jak wcześniej książka, pozostawia nas z gorzką refleksją – nawet jeśli udałoby się dojść do tego, kto dokonał zabójstwa, to po latach ta wiedza niewiele nam daje. Mamy mniej pytań, ale nie jesteśmy bliżej ani sprawiedliwości, ani pogodzenia się z tragedią. I to jest wielki sukces serialu, który nie daje się ponieść takiej prostej narracji o prawdziwych zbrodniach. To produkcja pod wieloma względami przygnębiająca, stroniąca od scen przemocy, koncentrująca się na psychice bohaterów. Co pokazuje, że twórcy niekoniecznie muszą upraszczać historię, by stworzyć interesujące widowisko. Być może dlatego, że serial przypomina nam na karcie informacyjnej pokazywanej po każdym odcinku, że wciąż nie ma stuprocentowej pewności czy Engström rzeczywiście był zabójcą Palmego.

Czytaj też: O czym dziś plotkuje „Plotkara”?

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułOdcinek drogi powiatowej zamknięty dla ruchu kołowego
Następny artykułIncydenty na MN? Policja analizuje spalenie zdjęcia Tuska