“Zemsta rewolwerowca”
O kultowych “Płonących siodłach” można powiedzieć wiele dobrego, ale nie sposób nie dostrzec, że komedia Mela Brooksa w znacznym stopniu przyczyniła się do zakonserwowania czarnego szeryfa w masowej wyobraźni jako figury wyłącznie komicznej, swoistego wybryku natury, yeti Dzikiego Zachodu. Bo przecież w klasycznych westernach Afroamerykanie praktycznie nie istnieją, mimo że de facto stanowili aż jedną czwartą kowbojów (w potocznym rozumieniu słowa, nie tylko pasterzy bydła).
Owszem, sporadycznie porywano się na odkłamywanie narracji, i to na długo przed “Django” Quentina Tarantino czy remakiem “Siedmiu wspaniałych” z Denzelem Washingtonem. Był “Czarny kowboj” Sidneya Poitiera, “Man and Boy” z Billem Cosbym, westerny ery blaxploitation, jak “Joshua” z Fredem Williamsonem. Wreszcie najbardziej afrocentryczny z nich wszystkich “Posse” Maria Van Peeblesa, przebój ery VHS o grupie czarnych weteranów broniących miasteczka przed Ku Klux Klanem.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS