A A+ A++

Widziałem kiedyś zeszyt ze szkolnych czasów mojej mamy. A w nim pięknie wykaligrafowane rozprawki i zadania. Piórem wiecznym rzecz jasna. Mnie w szkole też uczono ładnie pisać, ale efekt znacznie odbiegał od tego, co osiągnęła moja mama.

Najbardziej utkwił mi w pamięci jednak podpis właścicielki zeszytu na okładce. „Barbara Sasówna” (wtedy rodzina mamy przez jakiś czas pisała swoje nazwisko przez jedno „s”). To były czasy! Czasy, kiedy jeszcze pani premier nie nazywano premierką, pani minister ministrą, a pani reżyser reżyserką, o takich kuriozach jak polityczka czy gościni nie wspominając. Były wprawdzie nauczycielki, lekarki i posłanki (wcześniej nazywane nawet posełkami), ale wszystkie te słowa rodziły się naturalnie, w miarę potrzeb, a nie w atmosferze terroru feministycznej poprawności. …

Wybierz subskrypcję:

Wybierz cyfrową prenumeratę tygodnika Sieci, a dodatkowo otrzymasz dostęp do magazynu wSieci Historii i do artykułów Premium plus na portalu wPolityce.pl.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykuł„Brudny” przemyt nie wjechał do Polski
Następny artykułAkt wandalizmu w Krakowie. Nieznani sprawcy zniszczyli pomnik Piłsudskiego