A A+ A++

Co się dzieje?

– Każdego dnia znajdujemy w lesie ludzi z granicy, tak ich tu nazywamy. Wracamy z pracy albo siedzimy w domu, bo nie mamy teraz pracy i jak tylko wyjdziemy do lasu, to spotykamy tych ludzi z granicy, bo oni są wszędzie. Przeszli przez polsko-białoruską granicę i błąkają się po naszej stronie, zdezorientowani. Myśleli, że będzie tu na nich czekał samolot i polecą do Niemiec, bo tak mieli naobiecywane. Bo oni wcale nie idą do Polski, wszyscy idą do Niemiec. Jest wśród nich dużo dzieci, są coraz bardziej wychłodzone, jest coraz bliżej do katastrofy humanitarnej. W szpitalu powiatowym na oddziale dziecięcym więcej jest teraz dzieci z granicy niż tutejszych. Dyrektor szpitala stara się pomagać, ale Straż Graniczna już zapowiedziała, że nie będzie płaciła za tych pacjentów. I co on ma zrobić? Poza tym w naszym regionie jest coraz więcej policji i wojska, tylko w Białowieży stacjonuje już około 800 wojskowych, to jest niewyobrażalna liczba dla takiej małej miejscowości. Mój kolega wczoraj szedł po lesie z kijkami do nordic walking i zatrzymali go terytorialsi: gdzie pan idzie? A jeden chwycił karabin i próbował go nastraszyć.

Co robicie, kiedy spotykacie migrantów?

– Staramy się pomóc. Jak widzimy kobietę, która traci przytomność i nie może ustać na nogach, bo jest diabetykiem, nie ma żadnych leków, to co mamy zrobić? Jak mamy się zachować? Zadzwonić na Straż Graniczną, która przyjedzie i ją z powrotem wypchnie na Białoruś? To gdzie chrześcijaństwo, gdzie etyka, jeżeli ktoś nie jest chrześcijaninem? Dlaczego jesteśmy stawiani przed takimi wyborami? Chcielibyśmy wiedzieć, że jak zadzwonimy na straż, to ci ludzie trafią do ogrzewalni, zostaną nakarmieni, pogranicznicy przyjmą ich wniosek o ochronę międzynarodową. Albo nie przyjmą, ale nie zostawią ich w zimnym lesie. Ale nie mamy takiej pewności, bo przecież widzimy ludzi, którzy po wiele razy byli przepychani za granicę. Mam koleżankę, której syn pracuje w Straży Granicznej, i jak przychodzi do domu, to ryczy. Czyli chyba nie robi w pracy nic fajnego, skoro tak płacze. Tak to teraz u nas wygląda. To nie jest tak, że brakuje nam pieniędzy czy ubrań dla ludzi z granicy. My nie możemy dotrzeć do nich, nie jesteśmy w stanie pomóc wszystkimi. Bo nas jest tutaj garstka.

A kto powinien tam być?

Ja pytam: dlaczego kościoły są pozamykane, nie przyjmują ludzi z granicy? Boją się? Przecież co niedzielę uczą, że trzeba nakarmić głodnego i napoić spragnionego. A w lesie są zmarznięte dzieci. My, żyjący w tym pasie przygranicznym, widzimy ich cierpienie i sami cierpimy. Staramy się im pomagać, ale to jest kropla w morzu potrzeb. Dajemy im jedzenie, karmimy i robimy jeszcze dużo więcej rzeczy, o których nawet powiedzieć nie mogę. Myślę, że jest to porównywalne z ukrywaniem Żydów w czasie wojny. Część ludzi zachowuje się godnie, nie stracili wrażliwości na cierpienie, ale inni mówią, że to są islamiści i nam tutaj zaraz zbudują meczety.

Których jest więcej?

Nasze społeczeństwo jest podzielone, ale jednak większość ludzi, nawet tych, którym nie bardzo się podoba, że takie masy ludzi do nas napływają, uważa, że trzeba ich nakarmić. I że nie może być tak, żeby oni w lesie umierali. Każdy ma świadomość, że idzie zima, a wcale nie zmniejsza się liczba ludzi przechodzących przez granicę. Ich będzie coraz więcej.

Jak teraz wygląda życie w strefie objętej stanem wyjątkowym?

Wszystko stoi. Agroturystyczne kwatery są puste, praktycznie wszystkie lokale są zamknięte. Hotele też, tylko w nielicznych stacjonują policjanci. Nie wiem, jak ta sytuacja się odbije na psychice mieszkańców. Jak będzie wyglądać nasza przyszłość? Ludzie pytają: to co, będzie ten Sylwester czy nie będzie? Czy jak się skończą rekompensaty, dostaniemy jeszcze jakąś pomoc?

Jak wysokie są te rekompensaty?

To jest 65 procent przychodów. Oczywiście chcielibyśmy więcej, ale te 65 procent to też nie jest tragedia. Tyle że otrzymanie tych pieniędzy nie jest oczywiste. Wniosek o rekompensatę nie jest mega trudny, ale też nie jest bardzo łatwy. Kto go pomoże wypełnić starszym ludziom? Jak masz kasy fiskalne i wszystko udokumentowane, to jest inaczej, ale starsi nie mają. Do niedawna złożono tylko kilkadziesiąt wniosków, tyle co nic. Bo właściciele kwater nie potrafią wypełnić wniosków albo w ogóle nie wiedzą, że coś mogą dostać. Niektórzy złożyli wnioski, urzędnicy mieli 14 dni na ich rozpatrzenie, ale wciąż czekamy na te pieniądze. Jak ktoś miał agroturystykę, to do tej pory nie dostał niczego. Bo właściciele gospodarstw agroturystycznych nie prowadzą księgowości, im jest ciężko dokumentować przychody. Powinni dostać rekompensaty ryczałtem od liczby łóżek. Duże hotele też mają problem, bo jeżeli brały w ostatnich trzech latach dofinansowanie na przykład na fotowoltaikę albo na basen i przekroczyły 200 tysięcy euro, to nie dostaną teraz rekompensaty. Wcześniej nikt o tym nie mówił. Poza tym na tę pomoc jest przeznaczone 7 milionów złotych, jaka to jest skala? Śmieszna.

Buntujecie się?

– Nie. Tu, na Podlasiu, ludzie są wystraszeni, nie walczą o swoje. Nawet przedsiębiorcy są wystraszeni, co mnie dziwi. Bo co innego, jak się milczy w sprawie zakazu aborcji czy niszczenia sądów, można sobie powiedzieć: to mnie nie dotyczy. Ale teraz przedsiębiorcom zabierają miskę, z której jedzą i oni nie protestują. Jak się na nich patrzy, to łatwiej zrozumieć, dlaczego władza może sobie na tyle tutaj pozwolić.

Dlaczego?

Mieszkańcy Podlasia mają zasadę: będziesz ciszej, to przeżyjesz. Taka mentalność, bo tutaj zawsze dostawało się po dupie, historycznie to jest bardzo umęczony teren. Pierwsza wojna światowa, bieżeństwo, tu 3,5 miliona ludzi zostało wysiedlonych w głąb Rosji i dopiero po pięciu latach wracali.

A przedsiębiorcy są w bardzo trudnej sytuacji, bo nie znają przyszłości. Ja też się boję. Bo stan wyjątkowy się skończy, te trzy miesiące jakoś przetrwamy, odszkodowanie prędzej czy później przyjdzie, ale co potem? My już zdajemy sobie sprawę, że władze nie wpuszczą tutaj turystów po trzech miesiącach. Nawet jeśli stan wyjątkowy się skończy, zrobią jakąś inną ustawę i nas w niej nie uwzględnią. I co my mamy mówić klientom, którzy chcą na sylwestra przyjechać do Białowieży? Mamy przyjmować rezerwacje, a później zwracać te pieniądze? Nie wiemy, jak to długo będzie trwało. Kto tu potem zechce przyjechać? Przecież Polacy myślą, że to jest niestabilny rejon. Jesteśmy też niewiarygodni dla naszych kontrahentów, a przecież współpracujemy z biurami podróży i przewoźnikami. A to nie jest sama Białowieża, ten kryzys się odbije na Białymstoku, na Supraślu, Kruszynianach, Sokółce i Bohonikach.

Ale i tak najtrudniejsze jest to, że nie możemy pomóc wszystkim ludziom z granicy. Nie dlatego, że brakuje nam środków, tylko nie możemy do nich dotrzeć. I jeszcze nie możemy się przebić z przekazem do Polski.

Co to znaczy?

– Do Polaków nie dociera, co się tu, na Podlasiu, dzieje. Czasem przyjeżdżają pojedynczy posłowie i są zdruzgotani tym, co widzą. Ale ten przekaz się nie przebija do większości ludzi w Polsce. Może nie chcą niszczyć swojego komfortu, żyje im się dobrze. Oczywiście jest drożyzna, no ale obiektywnie rzecz biorąc, jako społeczeństwu jest nam coraz lepiej. Ja tutaj też mogłabym wykarmić niejedną rodzinę, lodówkę mam pełną, ale brakuje nam już sił, by do ludzi z granicy dotrzeć. A trzeba dotrzeć, bo inaczej będą nam w lesie umierać. Polacy muszą się obudzić.

Czytaj również: Co się dzieje na granicy z Białorusią? „Być może mieszkańcy Podlasia będą znajdować kolejne ciała w lesie”

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułFilharmonia dziś wieczorem. Ojciec i syn, Jerzy i Hubert Salwarowscy będą grać Mozarta
Następny artykułZapisz się na test na koronawirusa przez internet