Tego typu wysłuchań nie było chyba od czasu, kiedy w 1998 roku Polska weszła do NATO?
– Kiedy stawaliśmy się członkiem NATO, odbywały się wysłuchania, tzw. hearings w Kongresie, ale nie były one tak krytyczne. Raczej prezentowano podczas nich polską ścieżkę do demokracji. Tego typu debaty w Kongresie Amerykańskim jak ta, która miała miejsce 3 listopada, dotąd nie było. Interesujące jest to, że brali w niej udział przedstawiciele Senatu i Izby Reprezentantów i to z obu partii. Głos zabrali też specjaliści reprezentujący różne organizacje, nie tylko liberalne, ale i konserwatywne jak np. American Enterprise Institute. Wszyscy mówili niemal to samo…
Zdecydowanie najmocniejsze było wystąpienie Heather Conley, byłej zastępczyni sekretarza stanu ds. Europy w administracji George’a W. Busha. Padło stwierdzenie, że może trzeba się zastanowić, czy takie kraje jak Polska i Węgry powinny pozostać członkami NATO…
– Miałem okazję wielokrotnie rozmawiać z panią Conley podczas mojej pracy w Waszyngtonie. Dziś reprezentuje ona jeden z najważniejszych think-tanków w USA – waszyngtoński CSIS (Centrum Studiów Strategicznych i Międzynarodowych). Ważną figurą w CSIS był Zbigniew Brzeziński. Od 1 stycznia pani Conley będzie prezeską GMF, German Marshal Found, czyli innego z wiodących think-tanków, tym razem rządowego.
Czyli jej słowa ważą?
– Sprecyzujmy, że wątpliwości co do dalszego członkostwa w NATO dotyczyły przede wszystkim Węgier. Chodziło o kwestie bezpieczeństwa, czyli zachowanie poufności informacji, które są w obiegu krajów członkowskich Sojuszu. Jeśli chodzi o Polskę, to pani Conley głośno zastanawiała się nad sensownością dalszej obecności wojsk amerykańskich na naszym terytorium. Pytanie, jakie padało z jej ust, powtarzane zresztą przez innych uczestników, brzmiało: czy kraj, który nie spełnia kryteriów demokracji, powinien być broniony przez amerykańskich żołnierzy? A to, nie przesadzając, jest dramatyczna kwestia, która powinno unaocznić władzy, że znaleźliśmy się na poważnym zakręcie nie tylko w relacjach z UE, ale także w stosunkach z USA, czyli naszym najważniejszym sojusznikiem w zakresie bezpieczeństwa.
Opinie Komisji Helsińskiej przy Kongresie USA będą przedmiotem dalszej procedury, w konsekwencji stanowisko w tej sprawie wypracuje cały Kongres, a to będzie miało wpływ na politykę Departamentu Stanu i Pentagonu. To oznacza, że w Waszyngtonie zapaliła się alarmowa kontrolka. Już nie tylko na żółto, ale na czerwono!
Jakie kroki w stosunku do Polski może przedsięwziąć Departament Stanu USA? Jakiego rodzaju sankcje wchodzą w grę poza przesunięciem wojsk amerykańskich z Polski np. do Rumunii?
– Przeciąga się przyjazd do Warszawy nowego ambasadora [został nim latem Mark Brzeziński – red.]. Utrzymywanie stosunków na szczeblu chargé d’affaires jest w dyplomacji traktowane jako sygnał świadczący o obniżeniu poziomu relacji. To oczywiście należy odbierać w kategorii gestów symbolicznych, ale symbolika ważna jest dla opinii o danym kraju. Departament Stanu z całą pewnością może wpisać Polską na listę krajów, które wymagają wsparcia dla demokracji, a więc uruchomienia funduszy wspierających organizacje pozarządowe walczące o utrzymanie zasady równowagi politycznej, konstytucyjności władzy czy rządy prawa. Poza tym do dyplomatów amerykańskich docierają informacje o niestabilności politycznej Polski, co może się wiązać z obniżeniem poziomu bezpieczeństwa ekonomicznego, a to koniec końców będzie miało negatywny wpływ na różne rankingi i inwestycje, albo więcej trzeba będzie płacić za polski dług. Cenę za to zapłacimy my, obywatele, a nie rząd.
Wpisanie Polski na listę krajów, które wymagają wsparcia dla demokracji, oznaczałoby, że w Waszyngtonie postrzega się nas tak jak Białoruś, albo kraje afrykańskie…
– W rankingach demokracji takich organizacji, jak Freedom House jesteśmy już nisko. Na razie jeszcze uznają one Polskę za demokrację, ale możemy spaść jeszcze niżej. Jeśli tak się stanie, amerykańskie środki publiczne mogą być wykorzystane do promowania i wspierania instytucji demokratycznych w Polsce. Może się więc okazać, że rozgłośnia Radia Wolna Europa zacznie znów nadawać audycję w języku polskim, przeciwko Polsce wytaczane będą procesy, a bohaterowie walki o rządy prawa, tacy jak np. sędziowie, zostaną objęci amerykańską ochroną prawną.
Myśli pan, że rząd PiS bardziej się liczy z głosem Ameryki niż Europy? W UE mamy pieniądze za praworządność, a w USA pojawia się zalążek zasady „bezpieczeństwo za praworządność”. Pani Conley mówi, że „tylko poruszenie kwestii bezpieczeństwa może mieć jakikolwiek wpływ na zachowanie władz w Polsce”
– Władze w Polsce wciąż wierzą w to, że przychylność Ameryki można kupić za kontrakty. Stąd pojawiają się różnego rodzaju inicjatywy dotyczące zakupu amerykańskiej technologii czy broni. Wydaje się, że transakcyjne podejście może nie sprawdzić się tak, jak za czasów prezydentury Donalda Trumpa i że w relacjach polsko-amerykańskich coraz ważniejsze będą wartości takie jak demokracja. Nie wiem, czy polskie władze się tym przejmują. Mam wrażenie, że Prawo i Sprawiedliwość prowadzi politykę izolacjonistyczną. Izolacjonizm jest znany w Ameryce, ale Stany Zjednoczone są niemal kontynentem, zaś Polska średniej wielkości krajem w środku Europy, uzależnionym od relacji gospodarczych i politycznych z innymi państwami. Nasze bezpieczeństwo zależy od relacji z sojusznikami. Sami nie jesteśmy sobie w stanie poradzić z zagrożeniami, co doskonale widać ma granicy polsko-białoruskiej. Jak na razie to, co się tam dzieje, nie było przedmiotem jakiej szerszej debaty czy oceny na świecie, ale prędzej czy później zajmą się tym parlamentarzyści nie tylko Unii Europejskiej, ale i Kongresu. Stosowane przez polskie władze metody spotkają się z surową oceną. Ochrona granic jest zasadna, ale jej konieczność nie oznacza, że należy stosować wszystkich metod.
Konferencja Ambasadorów RP, której jest pan członkiem, wydała w tej sprawie oświadczenie. Pada w niej bardzo mocne zdanie: „Sytuacja na granicy z Białorusią staje się dla Polski haniebna i zaczyna spełniać znamiona zbrodni przeciwko ludzkości”.
– Bardzo długo zastanawialiśmy się nad tym sformułowaniem. Uznaliśmy jednak, że należy przestrzec tych, którzy przyczyniają się do śmierci ludzi na granicy, iż mogą za to odpowiadać przed Międzynarodowym Trybunałem Karnym. Przypominamy, że przed karzącą ręką sprawiedliwości na świecie nie ma właściwie ucieczki i że osoby ścigane przez MTK mogą być aresztowane także wtedy, kiedy będą próbowały ukrywać się zagranicą. Poszukiwania ludzi oskarżonych o zbrodnie przeciwko ludzkości popełnione w czasie wojny w b. Jugosławii trwały czasami długo, ale kończyły się dla zbrodniarzy prawie zawsze dramatycznie. Polska opinia publiczna ma prawo wiedzieć, co tak naprawdę się dzieje na granicy, zaś władze powinny powstrzymać się przed niektórymi ze środków, które są tam stosowane. Weźmy choćby zasieki concertina albo jak niektórzy mówią ‘rolki żyletkowe’, które położono na granicy. Widziałem concertinę w różnych miejscach na świecie, ale zawsze mocowana była na szczycie zapór betonowych, powyżej wysokości dorosłego człowieka. Concertina powinna być przestrogą dla tego, kto chce ten mur sforsować, a nie zabezpieczeniem. Układanie takiego drutu kolczastego na ziemi jest w cywilizowanym świecie zabronione, bo grozi poranieniem, a nawet dramatyczną śmiercią, a ofiarami concertiny mogą paść nie tylko zwierzęta ale i ludzie.
To, z czym mamy do czynienia obecnie na granicy z Białorusią, czyli ściganie się między polskimi a białoruskimi strażnikami w wypychaniu biednych ludzi ze swego terytorium jest po prostu haniebne. Wydawało mi się, że mierzymy wyżej, że Polska powinna pokazać świtu, iż zasadniczo różni się od Białorusi. Oświadczenie Konferencji Ambasadorów RP jest więc nie tylko dramatycznym apelem, ale i ostrzeżeniem dla władz. Mamy świadomość, że mówimy o bardzo poważnych konsekwencjach dla decydentów.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS