A A+ A++

W Polsce z LinkedIna korzysta obecnie 4,62 milionów użytkowników, co stanowi ok. 25% wszystkich internautów w naszym kraju*. Choć platforma znajduje się dopiero na 11. miejscu w rankingu najczęściej używanych mediów społecznościowych, to w kręgach biznesowych jest ona bez wątpienia jednym z najważniejszych narzędzi do budowania relacji.

Korzyści z obecności na LinkedInie jest wiele:

  • budujemy tutaj świadomość naszej marki i zwiększamy jej rozpoznawalność,
  • zdobywamy wiedzę i inspiracje branżowe,
  • edukujemy rynek i klientów,
  • nawiązujemy kontakty z potencjalnymi klientami,
  • prezentujemy naszą ofertę,
  • docieramy do potencjalnych pracowników i pokazujemy im zalety pracy w naszej firmie,
  • pozycjonujemy markę w sieci,
  • a przede wszystkim: sprzedajemy.

Aby jednak wszystkie z powyższych działań były możliwe, musimy komunikować się umiejętnie i wiedzieć, co nasza grupa docelowa doceni, a czego absolutnie nie trawi.

Możemy wyróżnić kilka uniwersalnych błędów popełnianych na LinkedInie, bez względu na branżę czy lokalizację. Choć znajdą się „specjaliści”, którzy będą nas zachęcać do stosowania niektórych z tych technik, to większość z nich ma krótkie nogi i nie sprawdzi się na dłuższą metę.

Błąd numer 1: Wszechstronny człowiek renesansu

Kto z nas nie ceni sobie osób o wszechstronnej wiedzy? Są jednak granice tej wszechstronności, których przekroczenie może negatywnie wpłynąć na nasz wizerunek. Jest takie powiedzenie, że jak jesteś od wszystkiego, to jesteś do niczego. Ma ono świetne zastosowanie właśnie na LinkedInie, gdzie takich ludzi renesansu jest na pęczki – jednego dnia dodają post o sytuacji politycznej Stanów Zjednoczonych, nazajutrz publikują tekst o zwyczajach alpak Huacaya, a potem piszą o rynku nieruchomości w Polsce.

Oczywiście, warto jest się interesować otaczającym nas światem, ale na LinkedInie budujemy swoją markę eksperta. Dążymy do tego, aby pokazać naszym potencjalnym klientom, że znamy się na swojej branży i jesteśmy kompetentni. Pisząc codziennie o czymś innym, niestety burzymy ten wizerunek. Dlatego warto skupić się na jednej, konkretnej dziedzinie, w której naprawdę jesteśmy dobrzy i dzielić się swoimi doświadczeniami. Jeśli jesteś dyrektorem w firmie budowlanej, to dziel się Waszymi realizacjami, opisuj success stories klientów, opowiadaj o tym, co cenisz w swojej pracy. Oczywiście możesz od czasu do czasu napisać o czymś, co interesuje Cię prywatnie. Ważne jednak, aby Twój profil był spójny. Koniec końców chodzi o to, aby nasze kontakty mogły powiedzieć „O, to jest ten od hal przemysłowych!” albo „Kojarzysz Anię Kowalską? To ta, która dzieli się poradami dla rekruterów”. To właśnie takie profile są zapamiętywane i polecane dalej.

Błąd numer 2: Ofertomiotacz

Jeśli jesteś aktywny na LinkedInie, to z pewnością spotkałeś się już z typem Ofertomiotacza. To ta osoba, która wysyła zaproszenie do sieci kontaktów, a minutę po jego przyjęciu, wysyła już długą wiadomość sprzedażową, w której oferuje najlepsze na rynku rozwiązanie, skrojone na Twoje potrzeby.

Zazwyczaj jednak oferowana usługa i profil Twojej działalności pasują do siebie jak pięść do oka. Przykład? Ostatnio dostałam propozycję kupienia świetnego narzędzia, które ułatwi mi zarządzanie nieruchomościami. Problem w tym, że prowadzę małą agencję social mediową i z nieruchomościami nie mam nic wspólnego.

Podstawowy błąd Ofertomiotaczy polega na tym, że strzelają wiadomościami na oślep. Nie robią nawet podstawowego researchu kontaktu, zanim uderzą z propozycją współpracy. Tak naprawdę często wystarczy przeczytać nagłówek i już wiadomo, czym dana osoba się zajmuje. A jeśli jasno nie wynika to z nagłówka, to wystarczy wejść na profil i sprawdzić miejsce pracy oraz opis stanowiska. To naprawdę nie jest czasochłonne, a może znacząco wpłynąć na efekty naszych działań, ale też wizerunek marki, za którą stoimy.

Jeśli dostajemy natarczywe, niedostosowane do nas wiadomości od handlowca z firmy XYZ, to będziemy ją później asocjować właśnie z tymi negatywnymi wrażeniami. Nawet, jeśli profil działalności naszego kontaktu jest dopasowany do oferowanych usług, warto poczekać z wiadomością sprzedażową.

Po przyjęciu do sieci kontaktów, dobrą praktyką jest budowanie relacji krok po kroku – reagując nawzajem na swoje posty, komentując je, wchodząc w dyskusję. Jeśli mieliśmy już okazję wymienić z kimś zdania w komentarzach pod postem, to jest dużo większe prawdopodobieństwo, że osoba ta rzeczywiście przeczyta naszą wiadomość i będzie chciała z nami porozmawiać.

Z budowaniem relacji biznesowych jest trochę jak z randkowaniem – raczej nie zaproponowałbyś już na pierwszej randce ślubu, prawda? Najpierw warto się poznać, zrozumieć swoje potrzeby i problemy. A gdy już wiemy, że jest „match”, to możemy przejść do ofertowania (albo w przypadku randek – do oświadczyn).

Błąd 3: Pan/Pani Prywata

Czasami niektórym użytkownikom zdarza się pomylić LinkedIna z Facebookiem. A pomimo podobnych kolorów w logotypie, są to platformy o zupełnie różnych celach i założeniach.

Pierwszym błędem Pana Prywaty jest to, że do swojej sieci zaprasza tylko znajomych z kręgów prywatnych i rodzinę. I tak ma na przykład w swoich kontaktach ciocię Krysię z USA, kuzyna ślusarza i koleżankę z podstawówki, która jest mikrobiologiem. I choć prywatnie darzy ich dużą sympatią, to w kwestiach zawodowych nie mają nic wspólnego. Dlaczego? Bo Pan Prywata jest business development managerem w firmie IT i żadna z powyższych osób nie zakrawa o buyer personę jego firmy.

Choć z początku może to się wydawać dziwne, to na LinkedInie nie raz zapraszamy osoby, których prywatnie nie znamy dobrze, albo nawet w ogóle. Oczywiście najlepsze są te kontakty, które znamy też w realu – nasi klienci, współpracownicy, osoby poznane na konferencji. Ale czasami musimy sięgnąć trochę dalej i zaprosić osoby, z którymi łączy nas branża i wspólne cele, ale nie znamy się osobiście. Finalnie dążymy do tego, aby te wirtualne relacje przekuwać w spotkania i współpracę poza internetem. Od czegoś musimy jednak zacząć.

Pan Prywata popełnia jeszcze jeden błąd, zdecydowanie gorszy od zapraszania do sieci cioci Krysi (to jest wybaczalne). A mianowicie – na platformie biznesowej zachowuje się tak, jak na piątkowym piwku ze swoimi kumplami. Komentuje zdjęcie atrakcyjnej pani coach, zachwycając się jej urodą, choć ta w swoim poście odpowiada o swoich doświadczeniach zawodowych. Pisze prywatne wiadomości do kobiet, których zdjęcia profilowe przypadają mu do gustu i proponuje randki. Bez oporów dzieli się swoimi prywatnymi poglądami na temat równości małżeńskiej i zapomina, że w nagłówku ma wpisaną nazwę swojej firmy, którą reprezentuje.

Takie zachowanie jest niestety mniej wybaczalne, a jego skutkiem jest uszczerbek na wizerunku nie tylko Pana Prywaty, ale również przedsiębiorstwa, w którym pracuje.

Błąd 4: Człowiek enigma

Nikt nie wie kim jest i skąd tu przyszedł, ale czasami udaje mu się kogoś zwabić do swojej sieci kontaktów, stosując technikę tajemniczości. Mowa o Człowieku Enigmie, który na LinkedInie występuje pod przykrywką, nie posiada zdjęcia profilowego i niczego nie publikuje. Można spotkać go pod dwoma rodzajami przydomków – jednym z nich jest imię i pierwsza litera nazwiska (np. Robert W.), drugim są nazwy rodem z filmów, np. James Bond.

Dlaczego korzysta z LinkedIna? Tego nie wiedzą nawet najstarsi Górale. Wiadomo jednak, że czasami zagląda na tę platformę i przegląda treści. Nie pozostawia jednak polubień czy komentarzy, aby nie zostawić śladów swojej aktywności. Czasami zdarzy mu się wpisać w opisie profilu miejsce pracy, ale są to jedyne szczegóły, którymi się dzieli. Nie wiemy natomiast na czym polega jego praca, ani czy to stanowisko jest jeszcze aktualne.

Oczywiście nikt nie broni Człowiekowi Enigmie korzystania z LinkedIna. Można jednak śmiało kwestionować zasadność jego obecności, ponieważ jedno jest pewne – korzyści z tego nie będzie. Nikt nie zaprosi do rozmowy biznesowej osoby bez imienia, która nie dzieli się tym, co robi. Bo skąd mielibyśmy wiedzieć co może nam zaoferować ten tajemniczy jegomość, skoro jego profil jest pusty niczym krajobraz Sahary?

To oczywiście nie jedyne błędy, które popełniamy na LinkedInie. Jest jeszcze mnóstwo drobnych niuansów, jak chociażby poprawność pisanych przez nas postów czy ich forma. Kluczem do sukcesu na tej platformie jest tak naprawdę poznanie swojej grupy docelowej i testowanie tego, co ją najbardziej interesuje.

Warto również pamiętać, że działania sprzedażowe na LinkedInie są czasochłonne, a efekty przychodzą dopiero po jakimś czasie. Jeśli więc spodziewamy się szybkich i spektakularnych wyników, to powinniśmy poszukać innego rodzaju aktywności.

*źródło: Raport Hootsuit i We Are Social

Jeśli chcecie lepiej zrozumieć tajniki LinkedIna i nauczyć się skutecznie komunikować ze swoją siecią kontaktów, to mam dobrą wiadomość – One Man Orchestra rusza właśnie z kompleksowym szkoleniem „W gąszczu LinkedIn”. Podczas 5-godzinnego spotkania podamy Wam praktyczne porady, a także przykłady wzięte z życia. Możecie wybrać szkolenie w formie online, lub spotkać się z nami na żywo we Wrocławiu. Więcej szczegółów na stronie: onemanorchestra.co/szkolenia/

Autorka: Aleksandra Batycka – założycielka małej agencji social mediowej z Wrocławia, One Man Orchestra, która w październiku 2021 obchodzi pierwszy rok działania.Wspólnie ze swoim kreatywnym teamem kompleksowo obsługuje komunikację w mediach społecznościowych dla firm technologicznych (i nie tylko). Specjalizuje się w działaniach na LinkedIn i nie ukrywa swojego szczególnego zamiłowania do tej platformy.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułGrodzki Urząd Pracy bliżej dzielnic i mieszkańców
Następny artykułOszuści nadal dzwonią do seniorów