A A+ A++

Artysta skończył we Wrocławiu technikum energetyczne, przygotowując się do roli inżyniera. Przy tym interesowały go różnego rodzaju urządzenia, a zafascynowała kamera filmowa. Postanowił więc zostać operatorem i zdawać do Łódzkiej Szkoły Filmowej. Wszyscy uznali ten pomysł za absolutnie nierealny, bo w tamtych latach dostanie się na tę uczelnię graniczyło z cudem i najczęściej wymagało protekcji środowiskowej. Jednak Wojtka Bruszewskiego przyjęto bez wsparcia i za pierwszym razem.

Szkoła Filmowa to uczelnia szczególna. Oprócz nauki technik kinematograficznych – wpisanych w statut – zmusza studentów do odkrywania w sobie uśpionych pasji. Najpierw wyzwala w nich poczucie wolności, a następnie je ukierunkowuje. Nie wszyscy wytrzymują ten eksperyment, ale wybitni odkrywają w sobie możliwości twórcze. Filmówka spełnia podstawowy obowiązek uczelni artystycznych – odkrywa w studentach artystów. Jest wyjątkiem, bo większość uczelni artystycznych ćwiczy ręce a nie umysły.

Bruszewski okazał się kreatywnym studentem. Ważną dla niego inspiracją było w tamtym okresie stwierdzenie McLuhana, że już samo medium jest przekazem. Bruszewski szybko odkrył co „mówi” i jak postrzega świat kamera i aparat. Połączył wykształcenie średnie z wyższym i poddał się duchowi czasu. Technikum nauczyło go konstrukcji urządzeń i panowania nad ich możliwościami. Filmówka nauczyła go sterowania przekazami tworzonymi przez aparat fotograficzny i kamerę. A konceptualizm – przenikający na początku lat 70. myślenie artystów – wskazał mu sposób patrzenia na świat; nie przez piękno, tylko przez intelekt, znaczenie i interpretację. Wykorzystywał tę wiedzę we wszystkich swoich pracach, badając „świadomość” urządzeń używanych przez człowieka i ukazując świat widziany ich „oczyma”.

Wystawa Wojciecha Bruszewskiego Sound Video, Galeria Foto-Video, Kraków, 1980, fot. Wojciech Bruszewski, Archiwum MOCAK-u


Wystawa Wojciecha Bruszewskiego Sound Video, Galeria Foto-Video, Kraków, 1980, fot. Wojciech Bruszewski, Archiwum MOCAK-u

Fot.: Fot. Wojciech Bruszewski, Archiwum MOCAK-u / Fot. Wojciech Bruszewski, Archiwum MOCAK-u

Wojtek – dla przyjaciół Brunio – miał dialektyczną osobowość. Z jednej strony był lutującym kable i wtyczki rzemieślnikiem. Z drugiej wyrafinowanym intelektualistą, rozkochanym w Borgesie i Wittgensteinie. W kilku pracach wykorzystał cytaty z ich dzieł.

Zaczął od badania fenomenu języka. Stanął nago przed aparatem fotograficznym i – ustawiając się w najdziwniejszych pozach – wykonał performans lingwistyczny. Powstał alfabet, którego literom odpowiadały mniej lub bardziej wyuzdane akty. Odpowiednio układając te zdjęcia można napisać dowolny tekst. Odczytanie tak zapisanego tekstu jest jednak praktycznie niemożliwe, bo nagość zagłusza ukrytą pod nim literę. Jedynym sposobem byłoby przypisanie każdemu zdjęciu odpowiadającej mu litery, czyli powrót do alfabetu tradycyjnego. Tą pracą artysta wkroczył na teren, który w historii sztuki otrzymał nazwę „analizy mediów”.

Inną ważną pracą fotograficzną był Horyzont. Artysta zbadał „światopogląd” tego przedziwnego aparatu produkcji radzieckiej, który posiada ruchomy obiektyw i rejestruje pole widzenia w promieniu 180 stopni. Powstaje dzięki temu zadziwiająco szeroki obraz, o „nieludzkiej” skali postrzegania. Bruszewski przeanalizował percepcję istoty posiadającej takie możliwości, przyglądnął się jak ona myśli i czuje oraz jak wygląda świat widziany jej oczyma.

Po fotografii przyszedł okres na film eksperymentalny. Warsztat Formy Filmowej – którego Wojtek był współzałożycielem – miał w Szkole Filmowej dostęp do profesjonalnego sprzętu. Ci młodzi artyści kręcili filmy artystyczne na taśmie 35 mm! W tamtym okresie w Europie odbywało się wiele festiwali filmu eksperymentalnego, na które Warsztat był permanentnie zapraszany. Zgłaszanie przez polskich artystów filmów nagranych na tak kosztownym sprzęcie i materiale budziło powszechne zdziwienie i podziw. Artyści zza żelaznej kurtyny i takie możliwości…no, no.

Filmy Bruszewskiego – jak cała jego sztuka – były analityczne, oszczędne i bardzo inteligentne. Badały relację obrazu i dźwięku, pokazując, że przekaz zawarty w obrazie jest zawsze silniejszy od przekazu zawartego w dźwięku.

Czytaj też: Pochwała selfie, czyli dlaczego tak namiętnie dokumentujemy swoje życie

Prekursor

Kolejny etap to video[1]. Bruszewski był prekursorem tej sztuki w Polsce. Kupił w Berlinie – ryzykując przemycanie pieniędzy – niezwykle skomplikowany w obsłudze magnetowid i stworzył serię krótkich, przewrotnych filmów, ukazujących wielki „talent” video do przekłamywania praw fizyki. Te filmy pokazano w 1977 roku na najważniejszej wystawie świata, czyli na documenta w Kassel.

Wojciech Bruszewski był niezwykle kreatywnym odbiorcą postępu technicznego. Cieszyło go, że cywilizacja podsuwa nam nowe urządzenia, poszerzające skromne możliwości komunikacyjno-poznawcze człowieka. Dzięki nim widzimy i rozumiemy więcej. Dzięki nim możemy poszerzać postrzeganie. Nic więc dziwnego, że kiedy pojawił się pierwszy komputer do użytku prywatnego, Wojtek natychmiast nawiązał z nim dialog twórczy. Komputer fenomenalnie realizował te jego pomysły, których logistyka algorytmiczna[2] była zdecydowanie zbyt skomplikowana dla umysłu ludzkiego.

Wojciech Bruszewski, Text-Door z cyklu Ten Works, 1974, wideo, 2 min 35 s, Kolekcja MOCAK-u. Dofinansowano ze środków Ministra Kultury, Dziedzictwa Narodowego i Sportu pochodzących z Funduszu Promocji Kultury


Wojciech Bruszewski, Text-Door z cyklu Ten Works, 1974, wideo, 2 min 35 s, Kolekcja MOCAK-u. Dofinansowano ze środków Ministra Kultury, Dziedzictwa Narodowego i Sportu pochodzących z Funduszu Promocji Kultury

Fot.: Archiwum MOCAKu

Sonety komputerowe

Między innymi dzięki komputerowi Wojtek zrealizował cykl sonetów w języku „absolutnym”. Istotą tego tajemniczego języka jest całkowita niezrozumiałość. Składa się ze słów, które nic nie znaczą. Program komputerowy, napisany do tego projektu, miał wprowadzone poetyckie zasady budowy sonetu. Tym samym wiersze, które powstały były od strony formalnej klasycznymi sonetami. Jednak nie było w nich miłości czy piękna przyrody. Nie było w nich nic, oprócz bezznaczeniowych dźwięków. Wojtek poszedł krok dalej – bo w przypadku poezji tak wypada – i postanowił zaaranżować recytację swoich sonetów. Wielu aktorów mu odmówiło, obawiając się sztuczności tekstu. Leon Niemczyk okazał się odważny i fenomenalnie, z wczuciem przynależnym Mickiewiczowi, przeczytał te wiersze,. Powstał film, w którym recytującemu aktorowi akompaniuje na fortepianie komputerowy poeta.

Wojciech Bruszewski miał niemal ludzki kontakt z urządzeniami technicznymi rejestrującymi i przetwarzającymi obraz i dźwięk. One potrafiły z nim rozmawiać i odpowiadać na jego pytania. Pomagały mu również wnikliwiej wszystko postrzegać.

[1] Z szacunku dla niego piszę przez „v”. Walczył o pozostawienie takiego zapisu. Był to protest polityczny, bo stan wojenny podważył zapis „Victoria” przez „v”, twierdząc, że w języku polskim nie ma słów na tę literę. W ten sposób próbowano „zdusić” wolnościowy znak rozstawionych palców.

[2] Ilość kroków i operacji prowadzących do osiągnięcia celu.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułBędzie procesja różańcowa, możliwe utrudnienia na Jeżowej Woli
Następny artykułNASZ SONDAŻ. Kto wygra bitwę o szczelność polskiej granicy?