A A+ A++

Dmitrij Miedwiediew, były prezydent i premier, obecnie zastępca szefa Rady Bezpieczeństwa napisał bardzo agresywny, nawet jak na rosyjskie standardy, antyukraiński artykuł, który dzisiaj ukazał się w dzienniku ekonomicznym Kommierasnat.

Miedwiediew szuka sobie miejsca w rosyjskiej polityce. Przed niedawnymi wyborami do Dumy BBC informowało, powołując się na źródła na Kremlu, że chciał on otwierać listę wyborczą Jednej Rosji, jednak został zablokowany ze względu na to, że jest politykiem bardzo niepopularnym, o jednym z najwyższych „antyratingów”. Ostatecznie na czele listy wyborczej partii władzy stanął minister obrony Sergiej Szojgu, którego pozycja w rosyjskim establishmencie wydaje się dziś być o niebo silniejsza niźli Miedwiediewa, który jednak najwyraźniej nie zrezygnował z marzeń o powrocie do wielkiej polityki. Jak się wydaje opublikowany właśnie artykuł jest jednym ze środków dzięki którym chce on odbudować swą pozycję, być może jako nieformalny lider antyukraińskiego skrzydła w obozie władzy. Jakie są główne tezy jego wystąpienia? Po pierwsze zarzuca on ukraińskim liderom i szerzej w gruncie rzeczy całej klasie politycznej brak narodowego zakorzenienia. „Ale ukraińscy przywódcy – pisze Miedwiediew – zwłaszcza najwyżsi urzędnicy, to ludzie, którzy nie mają stabilnej samoidentyfikacji. Nieszczęśliwi ludzie. Kim są, obywatelami jakiego kraju, gdzie są ich korzenie, jaka jest ich tożsamość historyczna, pochodzenie etniczne, do jakich bogów się modlą? Kim oni się czują? Czy to Ukraińcy? „Europejczycy”? Rosjanie? Żydzi? Tatarzy? Węgrzy? Karaimi?”. Wołodymir Zełenski, to jego zdaniem polityk, który z obawy przed nowym Majdanem, ze strachu, jak diagnozuje Miedwiediew, o 180° zmienił swa politykę i obecnie jest zakładnikiem najbardziej nacjonalistycznie nastrojonej części ukraińskiego społeczeństwa, czyli nie więcej niźli 5 do 7 % aktywnej politycznie populacji. To polityczne salto-mortale Zełenskiego, jak pisze Miedwiediew, nawiązując zresztą świadomie do pochodzenia ukraińskiego prezydenta, można porównać do hipotetycznej sytuacji „kiedy przedstawiciele inteligencji żydowskiej w nazistowskich Niemczech, z powodów ideologicznych, zostaliby poproszeni o służbę w SS.” Były prezydent Rosji jest zdania, że Wołodymir Zelenski ze strachu przed zemstą ukraińskich nacjonalistów stara się uprawiać bardziej nacjonalistyczną politykę niźli najwięksi radykałowie. Zrywa w ten sposób nie tylko z własnymi przekonaniami, ale również tradycją rodzinną, z pobudek koniunkturalnych przekreśla część tradycji własnej, własnej rodziny i kraju. To czyni z niego, w oczach rosyjskiego establishmentu, postać zupełnie politycznie niewiarygodną, człowieka z którym nie warto rozmawiać, nie warto mieć do niego zaufania. Tym bardziej – kontynuuje swe rozważania Dmitrij Miedwiediew rozmowy z Kijowem należy uznać za trud daremny, że ukraińska elita nie jest samodzielnym podmiotem politycznym, a kraj znajduje się w bezpośrednim zarządem, jest administrowany, przez czynniki zewnętrzne, w tym wypadku Stany Zjednoczone. „Co więcej, to zarządzanie jest znacznie brutalniejsze niż polityka ZSRR wobec poszczególnymi krajów socjalistycznych. ZSRR dał swoim geopolitycznym sojusznikom dostateczne pole do kształtowania polityki wewnętrznej, zdając sobie sprawę, że w przeciwnym razie może się to skończyć tragicznymi wydarzeniami, takimi jak powstanie węgierskie w 1956 roku czy Praska Wiosna 1968 roku.” W opinii Miedwiediewa odmiennie niźli ZSRR Stany Zjednoczone są dziś znacznie „twardsze” wobec Ukrainy, z tego względu, że „niczego od Kijowa nie potrzebują”, a przez to miejscowa ekipa nie dysponuje żadnymi narzędziami umożliwiającymi wywarcie presji na Waszyngton. Jest w gruncie rzeczy całkowicie zależna i na łasce Ameryki. Ukraina jest potrzebna Stanom Zjednoczonym, jak diagnozuje sytuację Dmitrij Miedwiediew, wyłącznie w charakterze czynnika powstrzymywania Rosji a nawet po to aby być „anty-Rosją”. Tego rodzaju jednostronny sojusz może być, w opinii byłego prezydenta Rosji, w każdej chwili w wyniku jednostronnej decyzji rozwiązany, nie jest bowiem budowany na trwalszych fundamentach, a jedynym czynnikiem jego spoistości jest bieżąca kalkulacja polityczna Waszyngtonu, która wszakże może się zmienić. Miedwiediew brutalnie pisze, że „sama Ukraina nie ma żadnej wartości jeśli chodzi o bezpośrednią konfrontację sił zachodnich /w tym potencjalnie wojskową/ z naszym krajem. Nie ma szaleńców aby walczyć o Ukrainę. I nie ma sensu w związku z tym zajmować się wasalami. Trzeba robić interesy z ich suwerenem.” Również i dlatego, że, jak pisze Miedwiediew, Ukraina nie ma lidera z prawdziwego zdarzenia, który byłby gotów podjąć ryzyko poświęcenia własnych, partykularnych interesów w imię ochrony ojczyzny. Jest wręcz przeciwnie. „kiedy chodzi o zysk, to nienawiść do Rosji i chęć wstąpienia do UE i NATO ustępują miejsca egoistycznym pobudkom, a Moskal z pieniędzmi mimo, że jest wrogiem, to jego pieniądze są ważniejsze niż wrogość.” Miedwiediew idzie dalej nazywając rządzących Ukrainą „ignorantami” i ludźmi, którzy lekceważą swoje obowiązki, którzy uprawiają cały czas politykę lawirowania, zmieniającymi swe oceny i stanowisko po to aby zadowolić politycznych patronów. Z takimi „domorosłymi Talleyrandami” nie ma co zawierać porozumień, bo z zasady nie są oni w stanie wypełnić uzgodnień. Ten potok obelg i oskarżeń prowadzi Miedwiediewa do pierwszej politycznej konkluzji artykułu – żadna rządząca Ukrainą ekipa nie miała zamiaru wcielić w życie zapisów porozumienia, które zawarte zostało w Mińsku, a w związku z tym, jak diagnozuje sytuację – rozmowy z przedstawicielami Ukrainy są stratą czasu i nie ma sensu ich kontynuować.

Jeśli jednak nie Porozumienia Mińskie i Format Normandzki to co? „Nic. – odpowiada sam sobie Miedwiediew – Trzeba poczekać na pojawienie się na Ukrainie zdrowego przywództwa, którego celem nie jest konfrontacja z Rosją na krawędzi wojny, nie organizowanie kretyńskich (sformułowanie oryginalne – przyp. MB) „Platform Krymskich” wymyślonych, by oszukać ludność kraju i prężyć muskuły przed wyborami, ale w budowaniu równoprawnych i obopólnie korzystnych stosunków z Rosją. Tylko z takim przywództwem Ukrainy warto się zajmować. Rosja wie, jak czekać. Jesteśmy cierpliwymi ludźmi.”

Mamy do czynienia z jednoznaczną deklaracją zamrożenia relacji między Rosją a Ukrainą. Niedawno władze obydwu „republik ludowych” Donbasu, donieckiej i Ługańskiej poinformowały o rozpoczęciu procesu ich zjednoczenia. Ma ono mieć charakter podobny do integracji Rosji i Białorusi. Równolegle trwa proces wydawania mieszkańcom Donbasu rosyjskich paszportów, a w trakcie niedawno zakończonych wyborów do rosyjskiej Dumy Państwowej ich posiadacze mogli głosować w lokalach wyborczych w sąsiednim Kraju Krasnodarskim.

Warto przypomnieć, że w 2018 roku to właśnie Miedwiediew, wówczas jeszcze jako premier rosyjskiego rządu postawił Łukaszence ultimatum uzależniając kontynuowanie wsparcia Rosji dla Mińska od progresu w programie integracji gospodarek obydwy państw. Rozpoczął wówczas proces, który przechodząc różne fazy, znalazł swój finał jesienią tego roku, kiedy premierzy Hołowczenka i Miszustin parafowali wszystkie „karty drogowe” integracji.

Z podobnym zjawiskiem możemy mieć do czynienia i teraz. Ukraina wchodzi w trudny czas przed wyborami prezydenckimi, kiedy w polityce kraju dominować będą kalkulacje wyborcze. Obóz Sługi Narodu podlega dezintegracji, czego świadectwem jest zeszłotygodniowe odwołanie z funkcji Przewodniczącego Rady Najwyższej Dmytro Razumkowa. Na dodatek, w związku z europejskim kryzysem energetycznym dramatycznie pogorszyła się sytuacja w zakresie zaopatrzenia Ukrainy w surowce energetyczne.

Artykuł Miedwiediewa może być niewiele znaczącym wystąpieniem polityka tracącego wpływy, który szuka swojego miejsca w rosyjskim establishmencie. Może być też być zapowiedzią czegoś jakościowo nowego. Wiosenny alarm wojenny na granicy Rosji i Ukrainy, pozwolił utwierdzić się Moskwie w przekonaniu, że „w Europie nie ma szaleńców” jak napisał Miedwiediew, którzy chcieliby walczyć za Ukrainę. Obecna sytuacja na rynku surowców energetycznych jeszcze wzmacnia pozycje Moskwy dając jej dodatkowe narzędzia umożliwiające wywieranie presji, zarówno na Kijów jak i świat kolektywnego Zachodu. Waszyngton zaabsorbowany jest rywalizacją z Chinami a główne państwa Unii Europejskiej problemami wewnętrznymi i kampanią wyborczą. Wszystko to razem oznacza, że koniunktura dla Kijowa jest znacznie gorsza niźli jeszcze przed rokiem. Rosja może chcieć wykorzystać tę sytuację.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułPolicja zatrzymała mężczyznę, który śmiertelnie potrącił 4-latka i uciekł
Następny artykułXbox Series X w szalonych wersjach. Spongebob i Leonardo otrzymali swoje konsole