A A+ A++

We wtorek (5 października) portal wPolityce.pl opublikował tekst pt. „Aktywista czy dziennikarz? Kim jest reporter »Gazety Wyborczej«, który kolportuje propagandowy przekaz Łukaszenki”.

O moim redakcyjnym koledze napisano nieprawdę – że „kilkakrotnie i bez żadnego komentarza upubliczniał informacje białoruskich służb specjalnych”. Upubliczniono jego wizerunek, opisano, jak wygląda, i wskazano, co trzeba z nim zrobić: „Trzeba zadać sobie pytanie, komu są dziś na rękę »komunikaty« Chołodowskiego w »Gazecie Wyborczej«? Czy służą prawdzie, czy ordynarnej propagandzie bezpieczniaków Łukaszenki? Odpowiedź na to pytanie jest oczywista”.

Na efekty nie trzeba było długo czekać. Od wczoraj nagonkę podjęło szereg usłużnych, propisowskich portali, a media społeczościowe Maćka zalewają obelgi i groźby: „Obserwujcie go”. „Pajacu kłamliwy. Jesteś zerem panie dziennikarz. Zwykły odpad”. „Ty tępy wyborczy gnoju, volksdojczu, już cię namierzyli ty michnikowy szambonurku”. „Jak to jest być cynglem Łukaszenki?”

Na to ostatnie pytanie z pewnością łatwiej by było uzyskać odpowiedź od autorów artykułów godzących w Chołodowskiego. Wystarczy zadać sobie odrobinę trudu – a nie łykać bezmyślnie propagandowy PiS-owski przekaz dnia – i prześledzić publikacje Maćka o walce o wolną Białoruś. W mediach lokalnych nikt tak jak on nie zna środowiska białoruskich opozycjonistów i nikt tak go nie wspiera. Świetnie znający języki rosyjski i białoruski oraz szeroki kontekst polityczny dziennikarz to skarb. A jeszcze do tego dziennikarz zaangażowany. Nie letni. Nie chodzący na pasku władzy. Zadający trudne pytania i broniący swoich racji.

Prawą stronę zabolało, że Maciej angażuje się w to, co robi, więc nazwała niezależnego dziennikarza „aktywistą”, jakby miało to być obelgą. Portal odnotował, że angażował się w obronę Puszczy Białowieskiej i został skazany przez sąd za przebywanie w strefie objętej czasowym zakazem wstępu. Pominął jednak fakt, że sąd odwoławczy prawomocnie go uniewinnił, uznając, że wykonywał swoją pracę, relacjonował marsz obywatelski, działał w służbie społeczeństwa, co polegało na pokazywaniu prawdy. I może być z tego dumny.

Jeśli chodzi o tłumaczenie komunikatów białoruskiej straży granicznej, Maciej podjął się bodajże trzech. Pierwsze dwa – o zmarłej kobiecie oraz o mężczyźnie, przy którym znaleziono kartę leczenia – minęły bez echa. Za każdym razem Chołodowski, pisząc te informacje, podkreślał, że nie możemy ich zweryfikować, ponieważ dziennikarze nie są wpuszczani w strefę stanu wyjątkowego.

W poniedziałek (4.10) Chołodowski napisał o tym, że polska SG poinformowała o znalezieniu atrapy bomby. A zaraz po tym o tym, że białoruska SG twierdzi, że Syryjczycy mieli być pobici przez polskich pograniczników. Został za to skrytykowany przez część środowisk politycznych i medialnych. Zgadzam się, że w przypadku tego tekstu powinna znaleźć się w nim wyeksponowana informacja, najlepiej w pierwszej jego części, że jest to białoruska propaganda, której w żaden sposób nie możemy zweryfikować. Tylko czy jest to powód do personalnej nagonki na autora?

Nie, to tylko pretekst. Dzięki naszym publikacjom – takim jak ujawnianie push-backów, w tym wywożenia do lasu dzieci, o łamaniu prawa i okrucieństwie na granicy – narracja się rządzącym rozjeżdża. Dlatego zostały spuszczone psy ze smyczy. Ale nie uda wam się nas zaszczuć.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułBriefing Barbary Bartuś: Mam nadzieję, że dzisiaj wszyscy odczuwamy, że w Polsce żyje się coraz lepiej [VIDEO]
Następny artykułJarosław Szanajca: branżę czeka okres wytężonej pracy nad odbudową oferty