Takie przekonanie oczywiście miało swoje podstawy. Były przecież lata, że seminaria duchowne nie narzekały na brak młodych mężczyzn szukających swojego powołania w kapłaństwie. Ale ten czas się skończył. Dziś kryzys dotknął także polski Kościół. Jak wynika z pierwszych danych statystycznych, w tym roku formację w seminariach duchownych diecezjalnych i zakonnych podjęło o ok. 15 proc. mniej młodych mężczyzn niż rok temu. Ale skalę kryzysu pokazuje to, że jest to czas, kiedy w żadnym diecezjalnym seminarium nie ma więcej niż 20 kleryków na pierwszym roku. Jakie są źródła kryzysu powołań w Polsce?
Po pierwsze, zmienił się społeczny status księdza. Jeszcze kilkanaście lat temu ksiądz to była figura: cieszył się zarówno naturalnym autorytetem, prestiżem, jak i uznaniem. Nie bez znaczenia była także kwestia finansowa. Pokazywało to słynne powiedzenie: „Kto ma księdza w rodzie, tego bieda nie ubodzie”. Wszystko to sprawiało, że dla wielu młodych ludzi, szczególnie z rodzin uboższych, szukających swojej życiowej drogi, kapłaństwo jawiło się jako atrakcyjna ścieżka realizacji własnego projektu życiowego. Obecnie to już nie działa. Młodzi ludzie widzą raczej inne ścieżki realizacji swojego powołania jako atrakcyjne i fascynujące. Oraz zadowalające finansowo.
Po drugie, duże znaczenie miało to, że papieżem był Polak. To Jan Paweł II inspirował młodych ludzi do tego, by przekraczali próg seminariów. To on sprawiał, że gdziekolwiek nie pojechałeś, jego imię wywoływało wobec Polaków naturalne uznanie. Ponadto papież Wojtyła przekonywał, że powołanie kapłańskie to szczególna forma powołania, to szczególna i wyjątkowa misja, którą realizujesz młody człowiek. A spełniając ją, też jesteś wyjątkowy. Dziś to już nie działa. Ba, Jan Paweł II pokazywany jest w świetle skandali pedofilskich, za które coraz częściej przypisuje mu się odpowiedzialność.
Po trzecie, polski Kościół, który kiedyś przyciągał młodych ludzi, bo fajni księża, bo przyzwoita wspólnota, teraz jawi się jako organizacja dysfunkcyjna. Nie tylko niemal każdego dnia skandale pedofilskie odpychają młodych ludzi od Kościoła. Odpychają ich także takie sytuacje, jak opisany skandal w zakonie Dominikanów – zakonie, który miał być oazą normalności i przyzwoitości. Jeśli nawet u Dominikanów dochodziło do gwałtów i przemocy, to co – mówi mi jeden z młodych licealistów – musi się dziać w innych zakonach.
Po czwarte – wychowanie. Kościół wciąż wychowuje młodych ludzi twardą ręką. Szczególnie tych, którzy przekraczają próg seminariów. A kluczowe w tym procesie jest posłuszeństwo. Wiem, bo sam spędziłem cztery lata w seminarium. To sprawdzian z posłuszeństwa miał decydować o tym, czy ktoś ma powołanie kapłańskie. A sprawdzano nasze posłuszeństwo także poprzez irracjonalne polecenia – nawet takie, jak sadzanie roślin korzeniami do słońca. Dziś żaden młody człowiek nie przystanie na ten typ wychowania. Jeśli widzi absurd, mówi o tym wprost. I nie ma znaczenia, czy stoi wobec zacnego i starego rektora seminarium duchownego.
Po piąte, nie jest tajemnicą, że edukacja seminaryjna jest na niskim poziomie. Każdy, kto ma intelektualne ambicje, kto ceni rozwój duchowy i intelektualny, musi w seminarium doznać rozczarowania. Jak mawiał mój Ksiądz Profesor, który wykładał nam logikę – seminaria duchowne przekształcono w „technika duchowlane”. Bardziej u kandydata ceniona jest pobożność niż przenikliwość intelektualna. Tak czy inaczej, gdyby egzaminy z łaciny, która jest w seminarium obowiązkowa, traktowano poważnie, to połowa kleryków musiałaby pocałować klamkę. Po prostu by ich nie zdali. Ale ważniejsze są statystyki. I pokazowa pobożność przykrywająca braki intelektualne.
I rzecz ostania: dziś do seminariów, co opisałem w książce „Kościół w czasach dobrej zmiany”, trafiają głównie młodzi chłopcy o poglądach radykalnie prawicowych. Zarazem, co pokazują badania, młodzi ludzie mają bardzo postępowe poglądy. Nie dziwi więc, że nie tylko, iż masowo wypisują się z lekcji religii, ale także, że nie widzą potrzeby, by przekraczać próg seminariów.
Kościół dla młodych nie jawi się jako atrakcyjna przestrzeń – ani duchowa, ani intelektualna, ani wolnościowa. Raczej jest postrzegany jako instytucja anachroniczna, targana pedofilskim kryzysem, której wpływ – szczególnie polityczny – powinny zostać ograniczony. Dlatego, jeśli przełożeni seminaryjni uważają, że to apogeum kryzysu z powołaniami, to się mylą. To dopiero początek.
Czytaj więcej: Tuszowanie homoseksualnego skandalu w polskim Kościele. Abp Marek Jędraszewski dobrze wie, co ma na sumieniu. Tylko czy ma sumienie?
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS