Maciej Chołodowski, który kilkakrotnie i bez żadnego komentarza upubliczniał informacje białoruskich służb specjalnych w „Gazecie Wyborczej”, to znany lokalny aktywista, który angażował się w kilka projektów medialnych redakcji z Czerskiej. Wszystkie uderzały w polski rząd i prezentowały narrację, która wielokrotnie zakrzywiała rzeczywistość.
CZYTAJ TAKŻE:Powszechne oburzenie skandalicznym artykułem „Wyborczej”! „Głos Łukaszenki w Twoim domu”. Żałosne tłumaczenia publicysty
Szpakowaty pan, po 50. przemierza ulice Białegostoku z nieodłączną torbą reporterską i nie zawsze chce odpowiadać na pytania zwykłych mieszkańców. Na jednym z nagrań na YouTube widać, że dziennikarz ma problem z pytaniami przechodnia dotyczącymi mordu w Jedwabnem.
W „obronie” Puszczy
Chołodowski stał się „gwiazdą” w maju 2017 roku, gdy zaangażował się w „obronę” Puszczy Białowieskiej. Dziennikarz nie chciał opuścić wtedy strefy objętej zakazem wstępu. Rok później usłyszał za to wyrok sądu w Hajnówce. Sędzia uznał go winnym, ale kary nie wymierzył. Sędzia uznał, że dziennikarz staje w obronie dobra ważniejszego niż przepisy prawa.
Propagandysta
We wrześniu tego roku Chołodowski dał się poznać, jako kolporter białoruskich przekazów dnia, w kontekście kryzysu na granicy.
Białoruska Straż Graniczna konsekwentnie wytyka polskim służbom granicznym wypychanie z Polski uchodźców i znęcanie się nad nimi. Właśnie doniosła o Egipcjaninie, który miał być przez polskie służby ograbiony z pieniędzy i rzeczy osobistych, a następnie zmuszony do przekroczenia zasieków przy użyciu broni palnej
– napisał Chołodowski w „Gazecie Wyborczej”.
W najnowszym komunikacie Państwowego Komitetu Straży Granicznej Republiki Białoruś można przeczytać. „Białoruscy pogranicznicy odnotowali kolejny przypadek przymusowego wysiedlenia uchodźców przez polskich stróżów prawa w placówce Rusaki Grodzieńskiego Oddziału Straży Granicznej. Do zdarzenia doszło niedaleko miejsca, gdzie od prawie miesiąca przebywa 32 uchodźców z Afganistanu [chodzi o Usnarz Górny – red.], którzy również zostali przywiezieni na linię graniczną i porzuceni przez stronę polską”
– pisał.
Początkowo w artykule nie znalazło się niemal żadne zdanie, które choćby hipotetycznie podważało białoruską narrację. W mediach społecznościowych zaatakowano „Gazetę Wyborczą” za szokująco jednostronną relację opartą jedynie na bredniach białoruskiej bezpieki. Po fali krytyki tekst został zaktualizowany i dopisano do niego „obiektywne” fragmenty (dopisek zaznaczono czerwonym tuszem):
Dziś pojawił się kolejny materiał w „Gazecie Wyborczej”, który wywołał kontrowersje nawet wśród jawnych krytyków działań ;polskiego rządu na granicy z Białorusią. I znów w tekście nie znalazł się (najwidoczniej „niepotrzebny”) fragment, który poddaje w wątpliwość narrację Mińska.
I właśnie w poniedziałek na oficjalnej stronie białoruskiej straży granicznej pojawił się komunikat. Można w nim przeczytać: „W sobotę, 2 października, białoruscy strażnicy graniczni znaleźli na granicy białorusko-polskiej trzech uchodźców. Dwóch z nich było nieprzytomnych. Przedstawiciele polskiej straży granicznej byli w tym samym czasie po sąsiedniej stronie, tylko obserwowali, nie próbując pomóc ludziom na skraju śmierci. Widoczne były również wyraźne ślady przeciągania na polskiej linii kontrolnej, co bezpośrednio wskazywało na to, że uchodźcy zostali przymusowo wysiedleni przez straż graniczną sąsiedniego państwa”
– pisze Chołodowski, który umieścił w cudzysłów fragment komunikatu polskiej straży granicznej o prowokacjach białoruskich służb”.
Trzeba zadać sobie pytanie, komu są dziś na rękę „komunikaty” Chołodowskiego w „Gazecie Wyborczej”? Czy służą prawdzie, czy ordynarnej propagandzie bezpieczniaków Łukaszenki? Odpowiedź na to pytanie jest oczywista.
WB
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS