Brytyjski premier nie był pierwszy. Rok wcześniej torysi wyzywali od Quislingów głosujących za wotum nieufności dla premiera Neville’a Chamberlaina, a londyński „Times” fetował dołączenie nowego rzeczownika do słownika języka angielskiego. „Dla dziennikarzy i innych piszących słowo »Quisling« jest darem bogów. Gdyby kazano wymyślić nowe określenie na zdrajcę, nikt nie wpadłby na bardziej błyskotliwą kombinację liter. Pod względem słuchowym to słowo sugeruje coś jednocześnie śliskiego i krętego” pisał „Times”.
W tym samym czasie norweska ulica żartowała, że wydane przez pocztę znaczki z wizerunkiem Quislinga nie nadają się do użytku. Bo nie wiadomo, na którą stronę pluć.
Vidkun Quisling pomógł nazistom w zajęciu Norwegii, a potem brał udział w gnębieniu rodaków. Po pięciu latach okupacji miał na rękach krew norweskich Żydów, uczestników ruchu oporu, tych, których uważał za komunistów. Wszystko w imię niepopartych niczym ambicji, których realizację miał zapewnić serwilizm wobec III Rzeszy. Jak to się stało, że zdolny wojskowy, empatyczny uczestnik misji humanitarnych skończył jako kolaborant, zdrajca i jedna z najbardziej ponurych postaci w historii Norwegii?
Syn pastora z Telemarku
„W chałupie wiejskiej zastaje taki obrazek: leży trup matki i jej syna z rozciętym brzuchem. Obok leży trup młodszego syna z nożem w ręku i zaciśniętym w zębach kawałkiem mięsa, wykrajanego z trupa starszego brata” – to fragment raportu Quislinga opublikowany 31 maja 1922 r. w „Gazecie Kaliskiej”. Z tamtego czasu pochodzi też zdjęcie siedzącego w balii nagiego, przeraźliwie wychudzonego chłopca. Quisling pisał, że chłopiec zabił i zjadł swojego brata.
Czytaj też: „Mein Kampf na nowo”. Księgarze sprzedają po kilkaset sztuk miesięcznie
Film „Obywatel Jones” Agnieszki Holland i książka „Czerwony głód” Anne Applebaum opowiadały o Hołodomorze z początku lat 30. Ale na przełomie 1921 i 1922 r. rosyjskie Powołże też cierpiało przez głód, w którego wyniku zginęło 5 milionów ludzi. „Pod jednym względem ten głód różnił się jednak od tragedii, do której doszło dziesięć lat później: w 1921 roku go nie tuszowano” – pisze Applebaum. O pomoc międzynarodową apelował m.in. Maksym Gorki. Europejską misją humanitarną kierował norweski odkrywca i późniejszy laureat Pokojowej Nagrody Nobla Fridtjof Nansen. Świetnie znający rosyjski Quisling mu pomagał; dokumentował tragedię, pisał cytowane przez media wstrząsające raporty dla Ligi Narodów.
Przywódca norweskich faszystów na spotkaniu Nasjonal Samling w Zielone Świątki, czerwiec 1943 r.
Fot.: Sz Photo/Scherl/Forum / Be&w
To był jeszcze czas, w którym Quisling wydawał się kandydatem na wojskowego lub dyplomatę. Urodzony w 1887 r. syn pastora z Telemarku (od tego regionu wziął nazwę sposób lądowania w skokach narciarskich) od dziecka miał olbrzymie ambicje i jeszcze większe trudności z budowaniem relacji międzyludzkich. Błyskawicznie uczył się języków, okazał się wybitnym kadetem, interesował się zwłaszcza strategią i teorią wojenną. Akademię wojskową ukończył z tak dobrym wynikiem, że dyplom wręczał mu król Haakon VII. W 1918 r. został wysłany jako attaché do Rosji, później reprezentował w Moskwie Wielką Brytanię, za co został uhonorowany Orderem Imperium Brytyjskiego (utracił go w kwietniu 1940 r.). Wciąż pomagał też Nansenowi, który na zlecenie Ligi Narodów organizował pomoc dla jeńców wojennych rozsianych po różnych miejscach Rosji. Latem 1922 r. Nansen szacował, że zorganizował repatriacje ponad 400 tys. osób. Później razem pomagali umęczonym ludobójstwem i wielką wojną uchodźcom z Armenii. „Z listów, które pisał wówczas Quisling, wyłania się obraz niezwykle altruistycznego, skutecznego i tolerancyjnego pracownika pomocy humanitarnej, który rozumie nie tylko cierpiące rodziny, ale także większe społeczności i całe grupy etniczne” – pisze biograf Quislinga Hans Fredrik Dahl.
Żądza władzy podkreślała drugą twarz Norwega. Gorszą. I nie chodzi wyłącznie o wybory ideologiczne (o nich za chwilę), tylko o to, że zupełnie nie nadawał się do polityki. Nie porywał tłumów, mówił nudno, zawile i długo. Nie był ani bratem łatą, ani graczem, który umiałby zbudować jakieś środowisko, skupić partyjnych działaczy wokół siebie.
Poglądów nie miał, albo raczej miał takie, jakie wydawało mu się, że opłaca się mieć. W połowie lat 20., jeszcze będąc w Rosji, otwarcie przyznawał się do marksistowskich fascynacji, proponował norweskiej Partii Pracy, że zorganizuje jej wzorowaną na bolszewickiej Czerwoną Gwardię. W 1932 r. atakował polityków tej samej formacji, wyzywając od zdrajców i agentów Moskwy, planujących udział w ogólnoświatowej rewolucji.
Wtedy był już ministrem obrony w rządzie Partii Chłopskiej – władze z jednej strony nie miały lepszego kandydata, z drugiej chciały wykorzystać doświadczenie i znakomite oceny z akademii wojskowej Quislinga. Bardzo szybko okazało się jednak, że nowy minister jest niezdolnym do współpracy egocentrykiem, który nie zdaje sobie sprawy z politycznych kosztów swoich decyzji. Wysłanie wojska na protestujących pracowników elektrowni Menstad (efektem były zamieszki) zamieniło Quislinga w najbardziej niepopularnego norweskiego polityka. W rządzie też nie przysporzyło mu kolegów, bo ci rykoszetem obrywali za jego błędy.
Quisling był już w tym czasie zafascynowany tezami Alfreda Rosenberga. Jeden z najbliższych współpracowników Hitlera i ideolog III Rzeszy trafił do norweskiego polityka twierdzeniami o wyższości rasy nordyckiej, planami stworzenia – kierowanego przez Niemców – Nordyckiego Imperium, w którym nie byłoby miejsca dla Żydów i innych przedstawicieli „nieczystych” ras.
Vidkun Quisling (pierwszy z lewej) w Gardermoen pod Oslo, 1912 r.
Fot.: Alamy/BE&W
Partia Chłopska takimi poglądami nie była zainteresowana, więc w 1933 r. Quisling założył Nasjonal Samling (Zjednoczenie Narodowe), które stawało się tym bardziej narodowo-socjalistyczne, im większe sukcesy w Europie odnosiły brunatne partie. To też był proces, na początku ani w partyjnym programie, ani w wypowiedziach lidera antysemickie wątki nie występowały (pewnie także dlatego, że w latach 30. w Norwegii mieszkało tylko ok. 2 tys. Żydów), ale Quisling uczył się błyskawicznie, garściami czerpiąc z NSDAP. I nie chodzi tylko o to, że Nasjonal Samling stworzył jako partię wodzowską i obwołał się jej „førerem”.
Kiedy w 1935 r. Norwegia przyznała azyl Lwowi Trockiemu, Quisling krytykował lewicowy rząd za pomaganie „rewolucyjnemu agentowi Bronsztejnowi-Trockiemu”. Kilka lat później, na zwołanym przez Rosenberga kongresie, proponował, by Żydów wywieźć gdzieś bardzo daleko, najlepiej na jakąś wyspę.
Nazistowski bełkot Quisling doprawiał mitologią nordycką. Norwegowie – argumentował – za czasów wikingów byli już częścią dominującej rasy nordyckiej, a teraz, za jego sprawą, przepoczwarzają się, by znów odegrać główną rolę na arenie międzynarodowej. Swoją rezydencję w Oslo nazwał Gimlé – według mitów było to najpiękniejsze miejsce na ziemi. W logo Nasjonal Samling wmontował krzyż św. Olafa – króla Norwegii w latach 1016-1028, który wprowadził w kraju chrześcijaństwo. W publicznych wystąpieniach budował wizerunek męża stanu i myśliciela. Argumentował, że jego przeznaczeniem jest wpływanie na losy świata – 18 lipca (prawdopodobnie 872 r.) stoczono bitwę pod Hafrsfjord, która zapoczątkowała zjednoczenie Norwegii. Quisling miał urodziny tego samego dnia i upierał się, że to nie może być przypadek. Rodacy wiedzieli jednak swoje.
„W Norwegii zbliżających się wyborów prawie się nie odczuwa. Jedynie pewną nutę podniecenia i niepokoju wprowadzają stronnicy Quislinga, należący do tak zw. Nasjonal Samling. Zgromadzenie Narodowe zostało założone przez Quislinga przed niespełna czterema laty. Jest to ruch bardzo zbliżony do hitleryzmu, którym bardzo żywo i z dużą sympatią interesują się w Niemczech. Nie spodziewałam się w kraju tak spokojnym jak Norwegia, spotkać entuzjazmu graniczącego aż z fanatyzmem, jaki cechuje niektórych jego członków. Miałam raczej wrażenie, że rozmawiam z faszystami włoskimi niż ze spokojnymi zwykle Norwegami” – pisała Ewa Dworska w wydawanym w Krakowie „Czasie” 8 września 1936 r., zapowiadając norweskie wybory parlamentarne.
NS zdobyło w nich 1,8 proc. głosów, mniej niż trzy lata wcześniej (2,2 proc.), kolejny raz nie wprowadziło nikogo do Stortingu (norweskiego parlamentu). To nie jest przypadek Włoch czy Portugalii, gdzie skrajna prawica przejmowała władzę, albo Belgii, gdzie wypracowywała popularność, dającą wpływ na rzeczywistość. Idee promowane przez Quislinga nie wydostały się w Norwegii z marginesu, co najwyżej przyczyniły do polaryzacji sceny politycznej. Kolejne porażki niczego jednak go nie nauczyły. Wciąż biadolił, że przegrywa z marksizmem i mamoną, nie przyjmował do wiadomości, że nie potrafi przekonać do siebie wyborców.
Czytaj więcej: Najważniejsi lekarze III Rzeszy wiedzieli, że Hitler jest wrakiem człowieka. Nic z tą wiedzą nie robili
„Wojna? A z kim?”
– W obecnej sytuacji każda próba oporu jest nie tylko próżna, ale także równoznaczna z niszczeniem mienia i życia – mówił w radiu Vidkun Quisling 9 kwietnia 1940 r., gdy Wehrmacht wkroczył do Oslo.
Norwegowie nie spodziewali się ataku. Nie zmobilizowali wojska, do końca liczyli, że – podobnie jak podczas I wojny – zachowają neutralność. Kiedy król Haakon VII został obudzony słowami: „Wasza królewska mość, jesteśmy w stanie wojny!”, zapytał: „Z kim?”.
To pytanie miało sens, zajęcie Norwegii planowali również Brytyjczycy (operacja, która nigdy nie doszła do skutku, nazywała się „Planem R4”). Stawką był dostęp do rudy żelaza, która – wydobywana w Szwecji – płynęła z norweskich portów do Niemiec. Hitler uprzedził wyspiarzy, zajął kraj, choć port w Narwiku (kluczowy dla transportu żelaza) przejął dopiero 10 czerwca.
Nie wiadomo, jaki wpływ na czas i przebieg inwazji miało to, co przekazał wywiadowi III Rzeszy Quisling. Nie ulega wątpliwości, że był chętny do współpracy, a jego wiedza z czasów, gdy szefował ministerstwu obrony, mogła okazać się cenna. Niemal na pewno podzielił się też w Berlinie obawą, że jego kraj zajmą Brytyjczycy.
Nie wiadomo tylko, czy ktokolwiek Quislinga słuchał, a ważniejszy dla decyzji Führera nie był jednak incydent z 16 lutego 1940 – tego dnia na wodach terytorialnych Norwegii Brytyjczycy z niszczyciela Cossack dokonali abordażu niemieckiego statku Altmark i uwolnili ok. 300 jeńców wojennych. Hitler uznał to za pogwałcenie neutralności Norwegii i dowód dalszych zamiarów wyspiarzy.
Tak czy inaczej, pod koniec lat 30. Quisling już otwarcie łasił się do nazistów. Rok przed napaścią na Norwegię wysłał Hitlerowi życzenia na 50. urodziny, dziękując za „ratowanie Europy przed dominacją bolszewików i Żydów”. W grudniu 1939 r. wyprosił spotkanie, w trakcie którego poprosił o pomoc w organizacji zamachu stanu – po przejęciu władzy obiecał stworzenie rządu bliskiego nazistom. Führer obdarował przybysza pieniędzmi na rozwój Nasjonal Samling i działania propagandowe, lecz pomocy w przejęciu władzy nie zadeklarował. Tak naprawdę ani przez chwilę nie traktował go poważnie. Wiedział, że Quisling nie ma poparcia ani na ulicy, ani w parlamencie, ani pałacu królewskim. Oparcie na nim – czy nawet wykorzystanie go w operacji Weserübung, czyli ataku na Danię i Norwegię – byłoby co najmniej ryzykowne. Jednocześnie Hitler nie chciał go zniechęcać, pożyteczni idioci zawsze są pożyteczni.
Zanim w kwietniu 1940 r. Quisling de facto namówił przez radio rodaków do kapitulacji, ogłosił się premierem. Nie był to pomysł uzgodniony z kimkolwiek, ale początkowo okupanci uznali jego władzę. Król Haakon VII, negocjując z nazistami, wyjaśnił jednak, że woli abdykować, niż wesprzeć samozwańca. Tak samo zareagowali politycy pięciu partii, które zajmowały 149 z 150 miejsc w Stortingu. Wszystkie opowiedziały się przeciw Quislingowi. Koniec końców komisarzem Rzeszy w Norwegii i odpowiednikiem premiera mianowany został urzędnik bankowy i gauleiter NSDAP w Essen Josef Terboven. Król i premier Johan Nygaardsvold uciekli do Londynu, gdzie powołali rząd na uchodźstwie. Norwegia znalazła się pod okupacją.
Proces Quislinga rozpoczął się w Oslo 28 maja 1945 r. Były premier został skazany na karę śmierci, wyrok wykonano 24 października tego roku w fortecy Akershus
Fot.: Keystone/Getty Images / Getty Images
Państwa Osi od Norwegii po Japonię
Viggo Hansteen był prawnikiem, w 1941 r. jednym z liderów strajku, podczas którego 43 organizacje protestowały przeciwko nazistowskiej okupacji i ograniczeniu dostaw żywności. Został rozstrzelany.
Gunnar Eilifsen był policjantem, został skazany na śmierć, bo nie chciał aresztować kilku kobiet, które odmówiły wykonywania pracy przymusowej.
Lauritz Sand przed wojną był topografem, po ataku III Rzeszy współtworzył ruch oporu. Został aresztowany we wrześniu 1941 r. Do końca wojny był torturowany – oprawcy połamali mu ręce i nogi, ale nie zamęczyli. Został nazwany „najbardziej torturowanym więźniem w Norwegii”, stał się symbolem norweskiego oporu.
Tak wyglądała Norwegia czasów okupacji. Pod kierownictwem Terbovena powstał Statspolitiet, czyli lokalny odpowiednik gestapo. Jego funkcjonariusze często rekrutowali się z Nasjonal Samling, byli odpowiedzialni za aresztowania i tortury, historycy twierdzą, że często zachowywali się bardziej brutalnie niż niemieccy koledzy – największych sadystów okupanci wyrzucali zresztą z policji. Terboven stworzył też system obozów koncentracyjnych, do których zwożono więźniów i jeńców z całej Europy. Nie były to obozy zagłady, raczej obozy pracy, ale tortury i egzekucje zdarzały się w nich regularnie. W lipcu 1942 r. na rozkaz Terbovena zamordowano 288 więźniów politycznych, głównie z Jugosławii, przetrzymywanych w obozie w Beisfjord.
Quisling przez całą wojnę był blisko Terbovena, ale oficjalnie teki premiera doczekał się dopiero w lutym 1942 r. Choć utrzymywał, że jego rządy stanowią ważny krok ku niepodległości Norwegii, tak naprawdę kierował archetypicznym rządem marionetkowym. Owszem, podejmował decyzje, które miały wpływ na codzienność norweskiej ulicy i krajobraz polityczny – poza Nasjonal Samling zdelegalizował partie polityczne, do konstytucji przywrócił zakaz wjazdu do Norwegii dla Żydów, usunięty w 1851 r., miał do rozdania synekury, które przyciągały elastyczne kręgosłupy do NS (w 1945 r. partia miała już 50 tys. członków, 10 razy więcej niż przed wojną). W sprawach naprawdę ważnych mógł jednak tylko autoryzować decyzje z Berlina.
„Quisling podczas rozmowy z Führerem rozwijał, jak mi ten relacjonuje, naiwne wyobrażenia. Wierzy, że zezwoli mu się na sformowanie nowych norweskich sił zbrojnych, ponowne przejęcie ochrony norweskich portów, a w perspektywie na przywrócenie całkowicie wolnej Norwegii. To jest naturalnie naiwność” – pisał w dzienniku Joseph Goebbels zimą 1942 r. Innym razem norweski fører opowiadał dziennikarzom, że jak tylko jego kraj stanie na nogi i odzyska niezależność, dołączy do państw Osi, by rozciągały się one od Norwegii po Japonię.
Jednocześnie Quisling pozostał nadgorliwy. Owszem, to nie on wymyślił „ostateczne rozwiązanie”, ale podpisywał kolejne antysemickie rozporządzenia (m.in. wywłaszczenie Żydów, zobowiązanie do codziennego meldowania się na posterunkach policji itd.), pracował nad lokalną wersją ustaw norymberskich, które miały wprowadzić m.in. definicję pół- i ćwierć-Żydów. Ostatecznie pomysł nie wyszedł poza fazę projektu. W listopadzie 1942 r. 529 Żydów – wyłapanych wcześniej przez Statspolitiet – wsadzono na niemiecki statek Donau. Końcem tej drogi było Auschwitz, obóz przeżyło dziewięcioro Norwegów.
Rozliczanie kolaboracji
– Wiem, że Norwegowie skazali mnie na śmierć i że najłatwiej byłoby odebrać sobie życie. Ale chcę, aby historia wydała werdykt. Uwierzcie mi, za dziesięć lat stanę się kolejnym świętym Olafem – mówił Quisling w maju 1945 r.
Po wojnie Norwegowie szybko zabrali się do rozliczania kolaborantów. W sumie skazanych zostało 46 tys. ludzi (często pozbawiano ich praw obywatelskich), 18 tys. wylądowało w więzieniu. Karą śmierci ukarano 40 osób, głównie funkcjonariuszy Statspolitiet i współpracowników gestapo. Terboven uniknął sądu. Gdy 8 maja usłyszał o kapitulacji III Rzeszy, wysadził się w powietrze w swoim bunkrze.
Quisling w trakcie procesu został przebadany przez psychiatrów. Specjaliści narysowali obraz socjopaty i megalomana z bardzo bujną wyobraźnią. Quisling był przekonany, że może być dobry właściwie we wszystkim, czym się zajmie, uroił sobie, że zostanie mesjaszem, który wpłynie na historię świata. „Zawsze czuł się nieswojo w zetknięciu z rzeczywistością. W dodatku widział wydarzenia tylko w kolorach czarnym i białym. Ta nieumiejętność kompromisu powodowała trudności zarówno w osobistych relacjach, jak i w życiu publicznym” – pisał jeden z historyków.
O tym, jak bardzo był Quisling oderwany od rzeczywistości, niech świadczy to, że jeszcze w styczniu 1945 r. liczył na to, że Norwegowie za nim staną i uznają go za przywódcę. W trakcie procesu łkał, przez łzy tłumaczył, że był tylko marionetką, która nie była w stanie przeciwstawić się nazistowskim planom. Prokuratorzy udowadniali natomiast, że robił więcej, niż III Rzesza od niego wymagała. Ludzie ginęli, bo Quisling namawiał okupantów, by wykonali wyrok śmierci, bo sam je wydawał, bo wszędzie widział komunistów i ruch oporu.
Vidkun Quisling został uznany za winnego zdrady, ujawnienia tajnych informacji, morderstw, defraudacji. Skazano go na śmierć i rozstrzelano w twierdzy Akershus 24 października 1945 r. Nie pomogły apelacje ani słane do króla prośby o ułaskawienie.
W 1995 r., 50 lat po śmierci Quislinga, norweskie media dotarły do jednego z ostatnich żyjących członków plutonu egzekucyjnego. „Biorąc pod uwagę cierpienie, które ten człowiek wyrządził narodowi norweskiemu, zrobiłbym to samo ponownie” – powiedział żołnierz.
Korzystałem z: „Quisling: A Study in Treachery” Hansa Fredrika Dahla, „Hitler’s Northern Utopia: Building the New Order in Occupied Norway” Despiny Stratigakos, „I rozpętało się piekło. Świat na wojnie 1939-1945” Maxa Hastingsa oraz dzienników Josepha Goebbelsa.
Czytaj też: Czarny ułan Hitlera. Przed wojną miał wizerunek pieszczocha III Rzeszy. 60 lat potem pomniki stawiały mu zjednoczone Niemcy
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS