A A+ A++

We włoskim miasteczku Matera poświata z tajemniczych ognisk rozpalanych przez miejscowych gdzie nie sięgnąć wzrokiem, rozświetla letnie niebo – trwa lokalne święto: to oczywiście mrugnięcie autorów do „Spectre”, które zaczyna się w słynnym meksykańskim Dniu Zmarłych – Día de los Muertos. Włosi żegnają nękające ich duchy przeszłości, paląc związane z nią rzeczy. „Żeby zrobić miejsce na nowe, trzeba pozbyć się starego” – pewien miejscowy tłumaczy James’owi Bondowi (po raz ostatni ustami Daniela Craiga) i jego ukochanej Madeleine (rewelacyjna Lea Seydoux). Najsłynniejszy brytyjski agent MI6, jak się zdaje, zostawił życie szpiega za sobą i udaje się z Madeleine w romantyczną podróż po świecie – musi tylko zaliczyć ostatni przystanek: grobowiec Vesper. Tam jednak okazuje się, że zanim Bond zacznie to nowe życie, będzie musiał za sobą spalić (czy raczej wysadzić w powietrze) parę mostów i jeszcze raz pomóc uratować świat przed śmiertelnym zagrożeniem.

Pod nadzorem M (w tej roli powraca niezawodny Ralph Fiennes) grupa naukowców opracowała niebezpieczną broń biologiczną o nazwie Herkules, która – zamiast służyć wywiadowi – trafiła w ręce nowego przeciwnika 007 – Safina (debiutujący w świecie Bonda Rami Malek wypada naprawdę świetnie).

„Nie czas umierać”, czas pandemii

Nowy Bond powstawał przed pandemią, jego premiera była przesuwana kilkukrotnie, tymczasem rymuje się z naszą pandemiczną rzeczywistością w tylu miejscach, że ten seans powodował u mnie ciarki na ciele.

Intryga w „Nie czas na śmierć” jest jakby pisana w cieniu koronawirusa, a nie w epoce przed pandemią. Oto w świecie nowego Bonda istnieje niewidoczna broń, która najpierw atakuje jednostki, ale może się przenosić na całe spokrewnione ze sobą społeczności. Tę broń – choć to złe słowo, bo ona nie broni, a jedynie atakuje – można rozpylać albo przenosić z pomocą dotyku: wystarczy dotknąć osoby, która nie jest odporna na Herkulesa, by ją zabić. Choć samemu pozostaje się całkowicie bezpiecznym. Nie, zbieg okoliczności nie idzie aż tak daleko: Herkules to nie śmiercionośny wirus. To specjalnie zaprogramowane nanoboty, które atakują osoby o konkretnym DNA. Ale podobieństwo z COVID-em jest bezsprzeczne i przerażające. Ta seria, która zawsze korespondowała jakoś z rzeczywistością i bieżącym klimatem społeczno-politycznym (pisaliśmy o tym w bieżącym numerze, w tekście „007 jest kobietą”) tym razem prześcignęła samą siebie. Nowy Bond nie tyle dostarcza rozrywki (choć tej przecież też), co refleksji nad wydarzeniami ostatnich miesięcy.

„Nie czas umierać”, czas Daniela Craiga

I wreszcie kwestia oskarżeń o seksizm. Wiele osób pytało, jakim cudem twórcy chcą uchronić postać Jamesa Bonda przed falą krytyki wobec męskich bohaterów w stylu 007, która przetacza się po narodzinach ruchu #MeToo przez opinię publiczną i media. Otóż reżyser Cary Joji Fukunaga, i zespół scenarzystów, w którego skład weszli Neal Purvis, Robert Wade, Phoebe Waller-Bridge i sam Fukunaga dokonali niemożliwego: James Bond pozostał Jamesem Bondem, ale seria nieuchronnie wkroczyła w XXI wiek. Mądrze, przemyślanie, z patosem i humorem, z momentami, na których wybucha się śmiechem i takimi, które doprowadzą was do łez. Nie chodzi tylko o to, że zgodnie z tym, jak przewidywaliśmy po premierze trailera i przeciekach z planu (pisałam o tym także we wspomnianym „007 jest kobietą”) w „Nie czas umierać” miejsce Bonda w MI6 zajmuje czarnoskóra młoda agentka grana przez Lashanę Lynch. Choć to piękny zwrot, oddający sprawiedliwość i innym rasom, niereprezentowanym praktycznie w starszych częściach, i kobietom, które jeszcze do lat 90. były wyłącznie ozdobą tych filmów.

Siłą Jamesa Bonda w wykonaniu Daniela Craiga od początku była jego… słabość. Oczywiście, że był męski, dzielny, niepokonany, ale miewał też wątpliwości, cierpiał, odczuwał ból, bywał śmieszny i miał do tego dystans.

Historia postaci Bonda z tej części (z której nie zdradzę państwu absolutnie nic więcej ponad te kilka dosłownie punktów, które zakreśliłam we wstępie – nie chcę po prostu zepsuć żadnego z zaskoczeń, które na państwa czeka) jest napisana tak, że pozwala zobaczyć to, co było piękne w tym bohaterze, jednocześnie wykładając czarno na białym, dlaczego, niezmieniony, nie mógł iść z nami dalej.

Mistrzostwo.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułCo się dzieje na granicy? Viačorka: Jesteśmy o krok od strzelaniny
Następny artykułGaleria: Koncert zespołu Dagadana w Teatrze Ziemi Rybnickiej