Rezydenci popełniają błędy a prokuratorzy prowadzą wobec nich postępowania, bo nikt nie sprawuje realnego nadzoru nad ich pracą. Specjaliści umywają ręce, a kierownik specjalizacji niby oficjalnie ma monitorować pracę młodych medyków, jednak przepisy nie wskazują na to, jak ma to w praktyce wyglądać.
Rezydenci są jedną z grup zawodowych, która zainicjowała strajk i Białe Miasteczko 2.0 przed Kancelarią Premiera. Od lat, jak i teraz, walczą nie tylko o lepsze wynagrodzenia, ale i lepsze warunki pracy. Bo jak się okazuje, na wielu oddziałach szpitalnych, odpowiedzialność za leczenie pacjentów, podejmowanie decyzji, spoczywa na ich barkach. W szpitalach powiatowych ich brakuje, a w dużych specjalistycznych, to oni w dużej mierze dyżurują. Ot, jak np. w pediatrycznym Szpitalu Niekłańskim w Warszawie. Na SOR przyjmują rezydenci, na oddziałach też oni często prowadzą małych pacjentów. Wielu dyrektorów szpitali chwali się, że nie ma problemów z dopięciem dyżurów, ale robią to rękami rezydentów.
Nie chcą dużej odpowiedzialności
Problem w tym, że oni nie chcą takiej odpowiedzialności i wręcz się jej boją. Nie dziwne, skoro w razie błędu medycznego, śledczy mogą wytoczyć postępowanie wyjaśniające tak samo przeciwko rezydentowi, jak i lekarzowi specjaliście.
Szkopuł w tym, że rezydenci muszą samodzielnie podejmować decyzje bo często nie mają ich z kim skonsultować. Lekarze specjaliści umywają ręce.
– My się boimy pracować w takich warunkach. My się dopiero uczymy, a często nie ma nawet kogo podczas dyżuru zapytać o coś. Nie ma nadzoru nad nami. Nie mamy mentorów, od których można się uczyć, bo lekarze specjaliści uciekają do prywatnego sektora – wskazuje Wojciech Szafraniec, szef Porozumienia Rezydentów.
A jakie są skutki takiej samodzielności, to już najlepiej widzą prawnicy.
– W swojej praktyce zawodowe często bowiem bronię lekarzy rezydentów w sprawach, w których to nie oni powinni być oskarżeni przez prokuraturę. Przyczyny tego, że prokuratura oskarża rezydentów, są oczywiście różne, jednakże dość często jest nią brak informacji o skonsultowaniu określonego postępowania z kierownikiem specjalizacji – wskazuje Radosław Tymiński, adwokat i specjalista prawa medycznego.
Wskazuje, że owszem ustawa o zawodzie lekarza i lekarza dentysty, zobowiązuje kierownika specjalizacji do konsultowania i oceniania poprawności udzielania świadczeń przez rezydenta, ale w praktyce nie wiadomo jak to ma wyglądać.
– Z reguły wszystko zależy więc od kierownika specjalizacji i zwyczajów panujących w danym podmiocie leczniczym. W praktyce prowadzi to często do sytuacji, że obowiązek ten nie jest wykonywany przez kierowników specjalizacji – dodaje Radosław Tymiński.
Warto się ochronić
W związku z powyższym rezydenci zastanawiają się zatem co zrobić, aby zabezpieczyć się przed roszczeniami pacjentów i oskarżeniami prokuratora?
– W moim przekonaniu lekarze rezydenci z danego podmiotu leczniczego powinni wystąpić do kierownictwa podmiotu leczniczego o uregulowanie trybu kontrolowana i oceniania poprawności udzielania świadczeń zdrowotnych lekarzy-rezydentów w regulaminie podmiotu leczniczego – radzi Radosław Tymiński.
Dodaje, że w przypadku, gdyby to nie zostało zrobione, rezydenci powinni wystąpić do ordynatora danego oddziału o ustalenie tej kwestii. Gdyby i takie rozwiązanie nie zostało przyjęte, w dokumentacji medycznej danego pacjenta powinien znaleźć się wpis: „Poinformowano kierownika specjalizacji o podjętych decyzjach diagnostyczno-terapeutycznych i wynikach zleconych badań”.
Zapewne szybko sytuacja młodych lekarzy się nie zmieni, ponieważ specjalistów w publicznym systemie brakuje. Wolą leczyć tam, gdzie nie ma dokumentacji i sprawozdań do NFZ. Rezydenci będą więc musieli chronić się na wszelkie możliwe sposoby.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS