Grzegorz Michalewski: Cofnijmy się do jesieni 2019 roku. Wówczas na dosyć zaskakujący ruch zdecydował się Ariel Borysiuk, który przeniósł sie do Mołdawii. Skąd pomysł na podpisanie kontarktu z Sheriffem Tyraspol?
Ariel Borysiuk: Rozwiązałem wtedy kontrakt z Lechią Gdańsk. Miałem wtedy na stole różne oferty, ale najkonkretniejszy był właśnie Sheriff. Trochę już czasu minęło zanim podpisałem tam kontrakt. Była to już końcówka lipca, więc tak naprawdę w zasadzie wszystkie ligi już wystartowały, dlatego skorzystałem z tej oferty. Miałem przed sobą także perspektywę gry w europejskich pucharach, bo Sheriff co roku zapewniał sobie mistrzostwo Mołdawii, więc grali w eliminacjach Ligi Mistrzów. Warunki finansowe też były bardzo dobre, na poziomie górnej „czwórki”, „piątki” naszej Ekstraklasy, więc z tej oferty skorzystałem. To, że później nie udało się zagrać jesienią w europejskich pucharach, to już druga strona medalu.
Najpierw Sheriff odpadł z eliminacji Ligi Mistrzów, a później także nie zdołał awansować do fazy grupowej Ligi Europy, minimalnie przegrywając w trzeciej rundzie kwalifikacji ze szwedzkim zespołem AIK Solna.
Pierwszy mecz u siebie przegraliśmy 1:2, zresztą do przerwy rywale prowadzili już dwoma bramkami. Niestety, ta pierwsza połowa zaważyła na całym dwumeczu, bo wtedy liczyły się jeszcze bramki zdobyte na wyjeździe. Jak toś przegrywa u siebie 1:2, to później na wyjeździe ciężko jest odrobić te straty. Pamiętam, że wtedy na wyjazdowe starcie polecieliśmy już dwa dni wcześniej. Klub nam zapewnił bardzo dobre waruki, do Szwecji udaliśmy się prywatnym samolotem, aby jak najlepiej przygotować się do tego meczu. Był czas na aklimatyzację, bo latem pogoda w Tyraspolu różniła się od tej jaka była w Szwecji. Ostatecznie to spotkanie zakończyło się remisem 1:1 i doskonale pamiętam, że w samej końcówce mieliśmy słupek albo poprzeczkę i było naprawdę blisko, abyśmy zdołali doprowadzić do dogrywki. Odpadliśmy po walce i nikt nie miał do nas pretensji, bo graliśmy z dobrym rywalem, z którym odpadliśmy po walce. Zespół AIK był wtedy mistrzem Szwecji i tak jak my odpadł wcześniej z walki o grę w Lidze Mistrzów. Przegraliśmy z nimi dwumecz różnicą jednej bramki i na pewno wtedy nie było powodu do wstydu.
Zaskoczyła Pana informacja o awansie Sheriffa do fazy grupowej Ligi Mistrzów? W dwóch pierwszych rundach eliminacyjnych Mołdawianie okazali się lepsi od drużyn KF Teuty z Albanii i Alaszkentu z Armenii. Później rywale byli już zdecydowanie mocniejsi, ale dosyć niespodziewanie Sheriff pokonał Crvenę Zvezdę Belgrad oraz Dinamo Zagrzeb.
Myślę, że tym niespodziewanym awansem zaskoczyli praktycznie całą piłkarską Europę. Nie ma co ukrywać, że Sheriff w poprzednich latach – podobnie jak i polskie drużyny – odbijał się od ściany w rywalizacji w fazie grupowej Ligi Mistrzów czy Ligi Europy. W ostatnich latach nie zaznali smaku rywalizacji na tym poziomie w europejskich pucharach, więc ten wynik który osiągnęli jest dla nich ogromnym sukcesem. Przyznam się szczerze, że w tych eliminacjach zacząłem śledzić ich poczynania dopiero od trzeciej rundy. Ostatnio przeglądałem kadrę Sheriffa i obecnie zostało w nim bodajże trzech albo czterech zawodników z którymi grałem przecież całkiem niedawno. To było raptem dwa lata temu i to też pokazuje jakie zmiany zaszły w tym klubie. Z tego co wiem to pieniądze też są „pompowane” jeszcze większe niż dwa lata temu gdy ja tam byłem. Widać, że to poszło jeszcze bardziej do przodu. Pojawił się nowy trener, jest bardzo wielu zawodników z Ameryki Południowej czy nawet z Afryki. Za moich czasów z Ameryki Południowej był tylko obrońca Cristiano, który w Szerifie gra zresztą do tej pory. Obecnie jest inaczej i widać, że klub obrał inny kierunek jeśli chodzi o skauting i jak pokazują wyniki to dobrze na tym wyszli.
Zobacz także: Kłótnia Bońka i Hajty w Cafe Futbol! “Głupoty gadasz”
Jeżeli chodzi o samą infrastrukture sportową, to jak to wygląda w Tyraspolu. Wiemy, ze Sheriff ma dwa stadiony. Na niedawno wybudowanym nowoczesnym obiekcie gra tylko najważniejsze mecze, a te pozostałe rozgrywa na starym boisku.
Ten stadion główny był przez nas używany tylko wtedy gry graliśmy z czołówką ligi mołdawskiej lub rozgrywaliśmy mecze w europejskich pucharach. Ten drugi stadion był trochę mniejszy, miał dookoła bieżnię lekkoatletyczną, ale i tak spełniał wszelkie normy do rozgrywania meczów na poziomie ligowym i chyba też międzynarodowym.
A jak wyglądała wasza baza treningowa?
Robiła kolosalne wrażenie na kimś kto do nas przyjeżdżał. W tym ośrodku treningowym jest dziesięć, może nawet dwanaście boisk treningowych, w tym chyba cztery ze sztuczną nawierzchnią. Warunki do treningów są na topowym poziomie i naprawdę nie ma na co narzekać. Jeżeli chodzi o infrastrukturę, a więc stadiony czy ośrodek treningowy, to Tyraspol jest pod tym względem w europejskiej czołówce.
Klub pod względem sportowym był przygotowany do wywalczenia tego historycznego awansu do fazy grupowej Ligi Mistrzów. Jeśli chodzi o samo miasto to Tyraspol raczej nie był i nie jest ośrodkiem prężnie się rozwijającym.
Miasto było naprawdę bardzo spokojne. Można było dolecieć do Kiszyniowa, a stamtąd samochodem dotrzeć do Tyraspola. Zresztą można było samolotem dotrzeć też na Ukrainę, skąd również podróż nie zajmowała dużo czasu. W centrum miasta jest jedna ulica, gdzie można było coś zjeść i można było gdzieś wyjść, ale generalnie była to jednak monotonia. Mieliśmy rano treningi, które kończyły się mniej więcej o dwunastej lub trzynastej, więc tak naprawdę można było tylko pójść do tych restauracji. Jak się codziennie siedzi w tych samych dwóch czy trzech lokalach i widzi się praktycznie tylko twarze swoich kolegów z zespołu, bo siłą rzeczy każdy tam szedł po treningu, to było to trochę męczące. Mieszkałem na zamkniętym osiedlu, zresztą później okazało się, że te bloki zostały także wybudowane przez Sheriff, czyli naszego głównego sponsora. Mieszkało tam kilku zawodników plus sztab trenerski. Tak wyglądało tam nasze życie. Wszędzie było blisko, żadnych korków. Dostać się z końca miasta do centrum zajmowało maksymalnie trzy, cztery minuty.
Patrząc na zdjęcia pokazujące miasto to widać, że czas się tam zatrzymał jeszcze na okresie ustroju komunistycznego.
Dokładnie. Nawet jeśli chodzi o hotele, to tam są może dwa lub maksymalnie trzy. Zresztą sam nie wiem jak tam do Tyraspola przyjadą piłkarze Realu Madryt czy Interu Mediolan, to mogą się troszeczkę zdziwić i doznać szoku. W piłce czasami nie gra to jak dane miasto wygląda, tylko to jak jak funkcjonuje drużyna.
Czy dało się odczuć w mieście taką piłkarską atmosferę. Kibice solidaryzowali się ze swoim klubem?
Kompletnie nie. W tym meczu z AIK-iem Sztokholm był praktycznie cały stadion, gdzieś około dziesięciu tysięcy widzów, a więc praktycznie był komplet. Ale to nie było tak jak w Polsce, gdzie kibice mają klubowe koszulki, szaliki czy jakieś flagi. Tam tego nie było. Na meczach dopingowała nas grupka pięćdziesięciu, może stu kibiców, która rzeczywiście miała te barwy, natomiast reszta ludzi ubrana była tradycyjnie. Dzieci przychodziły na mecze w koszulkach Ronaldo czy Messiego. W lidze było jeszcze gorzej, bo mimo iż bilety były za darmo, to na nasze mecze przychodziło po sto, dwieście osób i wyglądało to jak na meczach w klasie okręgowej w Polsce. Sheriff w ogóle nie chciał sprzedawać biletów na mecze ligowe, zresztą u nas to i tak wyglądało w miarę dobrze, bo choć graliśmy na tym starszym stadionie, to i tak można było pograć na fajnej murawie. Mecze wyjazdowe w lidze to była już abstrakcja i czasami łapałem się za głowę, że to jest pierwsza liga w jakimkolwiek kraju. Tak to wygląda w Mołdawii i trzeba było się do tego jakoś przystosować, bo pojechałem tam po to, aby zdobyć mistrzostwo i na tym się skupiałem. Na szczęście udało nam się to szybko zrealizować, bo już na kilka kolejek przed końcem sezonu to trofeum już sobie zapewniliśmy.
Podczas swojej gry w Mołdawii miał Pan okazję osobiście poznać właściela klubu Victora Gusana? Podobno jest to człowiek z którym wszyscy się liczą, nie tylko w Tyraspolu, ale i w całym kraju…
Przez tych kilka miesięcy gdy grałem w Sheriffie to nie spotkałem właściciela, bo to nie był prezydent klubu. Od jednego z zawodników usłyszałem o nim takie słowa, że dobrze że go nie poznałem i obym go nie poznawał, bo gdy tylko przyjeżdża do klubu to znak, że coś się dzieje nie tak. Wydawało mi się, że wszystko jest w porządku skoro go nie ma, więc myślę że ten komentarz najlepiej świadczy o wszystkim co dotyczy tego właściciela.
Nie da się ukryć że jest to kontrowersyjna osoba z którą każdy musi się liczyć i każdy się go boi.
Dokładnie, zresztą opowiadali zawodnicy, którzy byli tam wcześniej, że kilka razy był na treningach czy meczach. Zawsze parę aut jechało przed nim i kolejnych kilka aut podążało za nim. Więc cały czas ta ochrona była przy nim przez cały czas i nie da się ukryć, że jest to ważna osoba nie tylko w samym Tyraspolu, ale myślę że w całej Mołdawii, a może i nawet w innych krajach.
Jakie ma Pan najmilsze wspomnienia z tego półrocznego pobytu w Mołdawii.
Na pewno tym najlepszym będzie tytuł mistrzowski, bo zapewniliśmy go sobie na kilka kolejek przed końcem sezonu. Wiadomo, że tam poziom ligi jest na niskim poziomie, ale zawsze miło jest założyć na szyję złoty medal. Czy jest to Mołdawia, Bangladesz czy Anglia. Medal złoty jest złoty i co do tego nie ma żadnych wątpliwości. Mistrzowska feta, spotkania w klubie to były takie główne wspomnienia z tego pobytu tutaj.
Mołdawia słynie z produkcji znakomitych win. Czy coś jeszcze utkwiło Panu stamtąd w pamięci, niekoniecznie związanego z futbolem?
Jesli chodzi o Tyraspol, to z tego co słyszałem jedną z głównych atrakcji miasta jest zwiedzanie ośrodka treningowego, więc to chyba mówi samo za siebie o tym miejscu.
Wydawało się, że w Pana przypadku kierunek mołdawski będzie tym najbardziej egzotycznym. Okazuje się że nie, bo od kilku tygodni jest Pan zawodnikiem klubu Chennaiyin FC z Indii. Skąd pomysł aby wyjechać do Indii? Został Pan pierwszym Polakiem, który trafił w Indian Super League.
To była podobna sytuacja do tej z Sheriffem. Byłem wolnym zawodnikiem po wygaśnięciu kontraktu z Jagiellonią Białystok . Pojawiały się jakieś zapytania, ale to nie były jakieś konkrety. Byłem na rozmowach w jednym klubie Ekstraklasy, niewiele zabrakło abym tam podpisał kontrkt, ale nie zdecydowałem się na tę opcję i wtedy wyszła właśnie ta sytuacja z Indiami. Też była z mojej strony taka ciekawość i chęć zwiedzenia i zobaczenia czegoś nowego. Ekstraklasę w zasadzie znam na wylot, grałem w niej w czterech klubach i zdecydowałem się na taki a nie inny krok. Faktycznie byłem pierwszym Polakiem, który podpisał kontrakt w Indiach, natomist w zasadzie tydzień później do naszego klubu dołączył Łukasz Gikiewicz, więc na pewno teraz będzie nam raźniej. Paradoksalnie na razie rozmawiamy ze sobą tylko za pomocą komunikatorów internetowych, bo mamy kwarantannę i każdy z nas siedzi w swoim pokoju. Tutaj są takie procedury, że cała drużyna musi pozostać osiem dni na kwarantannie i dopiero w przyszłym tygodniu rozpoczynamy normalne treningi.
Który z was odnalazł się szybciej w zupełnie nowym kraju i obcej kulturze?
Nie znałem wcześniej osobiście Łukasza, ale z tego co zaobserwowałem to on się tutaj zdecydowanie szybciej zaadaptował. Grał w wielu egzotycznych krajach i wie jak rozmawiać z takimi ludźmi i jak z nimi postępować, bo wiadomo że jest to inna menatalność i inna kultura. I tutaj Łukasz odnalazł się jak ryba w wodzie i całe szcześćie, że będę go miał z boku, bo to on będzie tutaj zapewne dowodził całą drużyną. Oby przy tym były też wyniki, bo po to tutaj przyjechaliśmy. Na pewno to nie jest jeszcze moja piłkarska emerytura.
Transmisja na żywo meczu Real Madryt – Sheriff Tyraspol we wtorek 28 września od 20:15 w Polsacie Sport Premium 3 i na Polsat Box Go.
Transmisje wszystkich meczów Ligi Mistrzów w kanałach Polsat Sport Premium i na Polsat Box Go.
Grzegorz Michalewski, Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS