Kaczyński musi mieć wroga. Wojna, chaos i polityczne przesilenia to istota jego władzy. W odróżnieniu od Tuska, który chciał zapewnić Polakom „ciepłą wodę w kranie”, czyli stopniową modernizację i względny dobrobyt, gwarantowany naszymi sojuszami w UE i NATO, Kaczyński daje ludziom wrzątek. A jak ma być ciągłe wrzenie i wojna, to trzeba wskazać wroga.
W latach 2005-07, gdy PiS pierwszy raz było przy władzy, wrogiem byli postkomuniści, lekarze i zgniłe elity III RP. Dziś to miejsce zajęli sędziowie. To ich Kaczyński obwiniał po utracie władzy w 2007 roku o to, że nie udało mu się przełamać słynnego „imposybilizmu”, czyli oporu instytucji. Dlatego gdy PiS doszło do władzy w 2015 roku, to właśnie sędziom PiS wypowiedziało wojnę. Szczując na sędziów, oskarżając o kradzież kiełbasy, części do wiertarki i inne absurdy, Kaczyński przez kilka lat mobilizował swój elektorat i wygrywał kolejne wybory. Gdy politycznego paliwa zaczęło brakować, pojawiła się „ideologia LGBT”, która miała być synonimem moralnego zepsucia, sprowadzającego się do „przerabiania chłopców na dziewczynki” (słowa europosła Patryka Jakiego z Solidarnej Polski). Andrzej Duda mówił o LGBT „to nie ludzie, to ideologia” i prosił na wiecach w wyborczych o obronę tradycyjnej rodziny. Dzięki szczuciu na osoby LGBT PiS i Duda wygrali wybory prezydenckie w 2020 roku. I chociaż teraz PiS rakiem musi się wycofać z uchwał „przeciwko ideologii LGBT”, to polityczny efekt został osiągnięty. Elektorat wysłany na wojnę z „ideologią LGBT” poszedł do urn i zagłosował na PiS.
Teraz zaczyna się kolejna wojna – w sprawie kopalni Turów. Przez konflikt z Czechami, który rząd początkowo zbagatelizował, a teraz nie ma pomysłu jak go rozwiązać, Polska musi płacić olbrzymie kary finansowe – pół miliona euro dziennie.
Zamiast usiąść z czeskim premierem do stołu i negocjować, premier Mateusz Morawiecki się obraził i odwołał swój wyjazd na Szczyt Demograficznych do Budapesztu, gdzie gościł m.in. Andrej Babisz. Postawa godna rozkapryszonego dzieciaka, a nie męża stanu, za którego chce uchodzić Morawiecki. Jednak tu nie chodzi o rozwiązanie konfliktu. Chodzi o kreowanie kolejnego sporu i pokazywanie, że to my jesteśmy ofiarą. Zbigniew Ziobro już ogłosił, że sprawa Turowa to „wojna o energetykę, wielka operacja Niemiec i Rosji”. Prawicowy elektorat jest wysyłany na wojnę już nie tylko z Unią Europejską, ale i z Rosją.
Wydawałoby się, że skoro kryzys goni kryzys, a PiS nie potrafi sobie z tym poradzić, poparcie dla partii Kaczyńskiego powinno zacząć spadać. Nic podobnego. W ostatnich tygodniach notowania PiS wzrosły o kilka punktów procentowych. Jak to wyjaśnić? Z pewnością znaczenie miała tu sytuacja na polsko-białoruskiej granicy, gdzie Aleksandr Łukaszenka wysyła uchodźców. Gdy bezpieczeństwo jest zagrożone – a przynajmniej takie wrażenie usiłuje sprawiać władza – obywatele zawsze koncentrują się wokół rządzących. Jednak kryzys na granicy nie był jedynym powodem wzrostu poparcia dla PiS. Kaczyński – jak żaden inny polski przywódca – potrafi grać społecznymi nastrojami i obracać je na swoją korzyść. Szczując na Unię Europejską, naszych sąsiadów, uchodźców i osoby LGBT, utrzymuje swój elektorat w ciągłej mobilizacji. Mimo że efektem ubocznym takiej polityki jest sianie nienawiści, a w przyszłości może być nim polexit, który byłby dla Polski katastrofą.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS