Elbląskie Repliki Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych trwają w Kinie Światowid, a wczoraj (22 września) zaprezentowano na nich obraz „Zupa nic” w reżyserii Kingi Dębskiej. Po pokazie odbyło się spotkanie z reżyserką nowego filmu, który – przypomnijmy – częściowo powstawał we Fromborku, Tolkmicku, Kadynach i okolicach. Zobacz zdjęcia ze spotkania i nasz fotoreportaż z zeszłorocznego planu filmowego.
Wycieczka w przeszłość
Najpierw kilka słów o samym filmie. To prequel uznanej produkcji „Moje córki krowy”. Marta i Kasia znane z oryginału to w „Zupie nic” wciąż małe dziewczynki i, jak podkreśla Kinga Dębska, sama rzeczywistość PRL-u i życia rodzinnego jest tu ukazana z dziecięcej perspektywy. W filmie odbija się też wiele osobistych doświadczeń z dzieciństwa samej reżyserki i scenarzystki w jednej osobie.
– Jestem jak najdalsza od tego, by mówić, że PRL był fantastycznym ustrojem, bo nie był – podkreśla Kinga Dębska. – Jednak gdy go tak skreślamy, mówimy, że „tamtego nie było, a teraz jest nowe”, to jest tak, jakby ktoś nam coś zabrał. Tym filmem państwu i sobie to nasze dzieciństwo oddałam – dodała.
„Zupa nic” to podróż do przeszłości, w której odnajdą okruchy z własnego życia wszyscy ci, którzy te czasy pamiętają. Fabuła? Tu nie będziemy oczywiście za wiele zdradzać, zamiast tego dwa słowa o bohaterach. Marta i Kasia wychowują się w niewielkim mieszkaniu wraz z rodzicami, Elą i Tadkiem, a także babcią, niegdysiejszą uczestniczką powstania. Ich rodzinne perypetie, małe i duże radości i takie same problemy wpisane są w krajobraz okresu, w którym dzieje się akcja. W tle są więc kartki na produkty, kolejki do sklepów, ruch solidarnościowy, zagraniczne wyjazdy na handel etc. Ktoś należy do zakładowej Solidarności, ktoś inny zapisał się do partii. Przez większość czasu spoglądamy na życie domowe bohaterów, ale zabierają nas też oni do szkoły, zakładu pracy czy… na Węgry (o tym później). Całościowy klimat filmu mocno podkreśla też muzyka i wykorzystanie archiwalnych nagrań, w które wpleciono ujęcia z filmowymi bohaterami. W produkcji wystąpili Kinga Preis, Adam Woronowicz i Ewa Wiśniewska. W młode Martę i Kasię wcieliły się Barbara Papis i Alicja Warchocka. Film promuje utwór Moniki Borzym i Artura Andrusa o tym samym tytule, który dołączamy do materiału. Tyle o samej „Zupie nic”.
Węgry we Fromborku i nie tylko
– Nie jest tajemnicą, że pewne sceny tego filmu były kręcone w okolicy, a część z państwa brała w tym w różny sposób udział – mówił podczas wczorajszego spotkania Rafał Osiecki, koproducent „Zupy nic” i mieszkaniec gminy Tolkmicko. Niektórzy mieszkańcy regionu byli np. statystami w poszczególnych scenach. – Może gdy się tu mieszka od urodzenia, to tego się nie zauważa, ale to tak wspaniałe tereny, że aż dech zapiera – mówił o plenerach, które stały się miejscem akcji filmu. – To taka zagadka, może niektórzy zgadną, gdzie w filmie te tereny się pojawiają – dodał przed rozpoczęciem projekcji. Po obejrzeniu filmu można stwierdzić, że miłośnicy i mieszkańcy regionu chyba nie będą mieli problemu z rozpoznaniem tych miejsc, jeśli przyjrzą się uważnie. My mieliśmy trochę łatwiejsze zadanie dzięki zeszłorocznej wizycie na planie…
– Kręciliśmy film w zeszłym, „pandemicznym” roku, nie mogliśmy pojechać na Węgry, więc zrealizowaliśmy je tu, w waszych okolicach – podkreślała wczoraj Kinga Dębska. Nie obyło się bez pomocy technologii, bo Zalewowi Wiślanemu, który w filmie robił za Balaton, trzeba było przecież dodać drugi brzeg, trochę gór… – Nie wymyślilibyśmy tego, gdyby nie Rafał Osiecki, koproducent, który zmusił nas, żeby tutaj przyjechać – mówiła z uśmiechem reżyserka. – Mówiłam mu, „Rafał, sadu brzoskwiniowego to tu na pewno nie będzie”. Odpowiedział, że nie ma problemu, będą sady i węgierskie restauracje. A węgierska granica we Fromborku podobno jeszcze stoi? – dopytywała reżyserka. – Byliśmy bardzo zadowoleni z tego, że Rafał nas zmusił, żeby tu przyjechać na dokumentację. Tym bardziej, że to wszystko wisiało na włosku. Jak mieliśmy zrobić Balaton? Już się bałam, że wylądujemy nad Jeziorem Zegrzyńskim pod Warszawą… A nie można było wtedy pojechać za granicę ze względu na dwutygodniową kwarantannę – podkreśliła raz jeszcze.
Pocztówka znad Balatonu
Kinga Dębska dodała, że okoliczne tereny, gdzie ostatecznie realizowano część „Zupy nic”, są przepiękne.
– Ja myślę, że tu by można nakręcić jakąś Toskanię, Prowansję… Pięknie tu macie, naprawdę… Tylko z tą pogodą moglibyście się lepiej ogarnąć, bo z godziny na godzinę pogoda się zmieniała – żartowała reżyserka. – Pewnie dlatego filmy się robi w Hollywood, bo tam klimat jest stały.
Reżyserka wspominała też o filmowym małym fiacie, który wciąż odmawiał posłuszeństwa (a właściwie o dwóch fiatach – ale drugi sprowadzony pojazd też zachowywał się podobnie). Tym samym filmowa scena przejazdu przez granicę „węgiersko-fromborską”, w której bohaterowie muszą przepchać psujące się auto za szlabany, jest bliższa prawdy, niż się wydaje… Kinga Dębska zdradziła też, że w segmencie filmu rozgrywającym się za granicą jest tak naprawdę tylko trzech Węgrów.
Uczestnikom spotkania w Kinie Światowid reżyserka mówiła też o współpracy z aktorami, osobistych doświadczeniach, które znalazły odbicie w filmie, o tym, skąd się wziął kulinarny tytuł produkcji, czy o tym, dlaczego najpierw trzeba zrobić kilka dramatów, żeby zdecydować się na stworzenie komedii. W prezencie od kina i uczestników spotkania otrzymała… pocztówkę z pozdrowieniami znad Balatonu, oczywiście z tego “lokalnego”, filmowego.
O zeszłorocznych pracach na filmowym planie pisaliśmy w tym artykule.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS