Jak zwykle w takich przypadkach uchodźcy wysyłają wiadomości do rodziny czy znanych im osób, a te szukają jakiegokolwiek kontaktu w Polsce, by przekierować wiadomości i zainteresować organizacje pomocowe.
Najlepiej, jeśli aktywiści dotrą do migrantów przed strażą graniczną, po to, by udzielić pierwszej pomocy i odebrać pełnomocnictwa, aby móc choć trochę monitorować, czy zastosowane przez funkcjonariuszy procedury są zgodne z prawem międzynarodowym (zazwyczaj niestety nie są, bo uchodźcy są wypychani z powrotem na granicę, bez dania im możliwości złożenia wniosku o ochronę międzynarodową).
W tym przypadku było o tyle trudniej, że Kongijczycy utknęli w strefie stanu wyjątkowego, do której wstępu nie mają osoby, które w niej nie mieszkają bądź nie pracują, a więc także aktywiści z Grupy Granica, ratujący uchodźców. Wiemy już, że w tej strefie w niedzielę znaleziono pierwsze ofiary, przyczyną śmierci których było skrajne wychłodzenie.
Do tego pod Nowym Dworem mamy do czynienia z osobami małoletnimi. Z dziećmi, bez opieki dorosłych.
Uchodźcy na granicy polsko-białoruskiej. Maja Komorowska: To jest niewyobrażalne – przyglądanie się, aż po kolei się wykończą
Uchodźcy: Nie możemy znieść dłużej zimna i głodu
We wtorek (21 września) nastolatki z Konga z białoruskiego numeru telefonu zaczęły wysyłać wiadomości SOS: że są po polskiej stronie granicy, jeszcze nie prosili o azyl. Od pięciu dni wędrują w lesie, zgubili się. Z daleka słyszą szczekanie psów, potwornie się boją.
„Nie możemy już dłużej znieść głodu i zimna, pomóżcie nam. My tu umrzemy!” – pisali Joel (17 lat), Rodrigue (16 lat), Gloire (16 lat) i Sarah (15 lat) [nazwiska do wiadomości redakcji].
Telefony powoli im się wyładowywały.
Z lokalizacji, którą także wysłali, wynikało, że znajdują się obok miejscowości Nowy Dwór w powiecie sokólskim (Podlaskie), całkiem niedaleko posterunku straży granicznej. Wieczorem przestali wysyłać wiadomości i kontakt z nimi się urwał. Robiło się coraz chłodniej, temperatura spadła do 4 stopni, wiał przenikliwy wiatr.
Czworo niepełnoletnich Kongijczyków od 5 dni błąkało się po lesie przy granicy polsko-białoruskiej. Z lokalizacji, którą także wysłali, wynikało, że znajdują się obok miejscowości Nowy Dwór w powiecie sokólskim (Podlaskie) Fot. Archiwum prywatne
Odnalezieni i zabrani do placówki SG
Aktywiści z Grupy Granica przez cały czas podejmowali próby kontaktu, a jednocześnie usiłowali dowiedzieć się przez telefon czegoś od funkcjonariuszy SG: czy nastolatki nadal są w lesie, czy zostały odnalezione i zabrane do placówki, czy nic im nie grozi? Ci wiedzieli już o nastolatkach w okolicznym lesie z noty werbalnej Biura Wysokiego Komisarza Narodów Zjednoczonych do spraw Uchodźców (UNHCR). Ale nie zamierzali żadnych informacji udzielać.
Fot. Agnieszka Sadowska / Agencja Gazeta
– A kim pani jest, dziennikarką? – indagował Katarzynę Czarnotę z Grupy Granica dyżurujący w strażnicy w Nowym Dworze funkcjonariusz. Mimo że odpowiedziała, że nie, że jest osobą prywatną zaniepokojoną losem czwórki dzieci, on odsyłał ją do rzeczniczki prasowej.
Katarzyna Zdanowicz, rzeczniczka prasowa Podlaskiego Oddziału Straży Granicznej, odpowiedziała nam dopiero w środę (22 września) rano: – Informacja o cudzoziemcach w pobliżu Nowego Dworu dotarła do placówki we wtorek około godz. 21, a po około dwóch godzinach te osoby zostały odnalezione. Jest to trzech chłopaków i jedna dziewczyna. Nie trzeba było wzywać do nich pogotowia, dostali posiłek, ciepłe napoje i odpoczywali. Dziś natomiast przeprowadzamy z nimi czynności przewidziane procedurą. Przede wszystkim trzeba ustalić ich wiek, a nie mają przy sobie dokumentów.
Grupa spod Kuźnicy jest już „w procedurze”
Także w środę (22 września) rano straż graniczna zatwittowała, że wczoraj, 21 września, „odnotowano 188 prób nielegalnego przekroczenia granicy z Białorusi do Polski. Zatrzymano 19 nielegalnych imigrantów: 5 ob. Gwinei, 4 ob. Iraku, 2 ob. Kamerunu, 2 ob. Nigerii, 2 ob. Syrii, 2 ob. Kuby, 1 ob. Konga, 1 ob. Sri Lanki. Pozostałym próbom zapobieżono”.
Zatrzymane osoby to uchodźcy, których we wtorek dosłownie w ostatniej chwili przed tragedią odnaleźli w lesie pod Kuźnicą (Podlaskie) aktywiści.
11 młodych mężczyzn ze Sri Lanki, Gwinei, Nigerii, Iraku i Kamerunu błąkało się przy granicy („rekordzista” już od 21 dni). Byli wypychani raz przez służby polskie, raz białoruskie. Dwaj z nich to także osoby niepełnoletnie – 16- i 17-latek. Zziębnięci, przemoczeni, wycieńczeni, chorzy.
Kiedy dotarła do nich pomoc, dwóch mężczyzn było w stanie hipotermii, bez kontaktu. Trzech w najgorszym stanie zostało zabranych do szpitala.
Katarzyna Zdanowicz potwierdza: – Te osoby znajdują się już w procedurze administracyjnej, w centrum rejestracji cudzoziemców i są wobec nich prowadzone standardowe czynności w obecności tłumacza.
Daje to jakąś nadzieję, że nie zostaną odwiezieni z powrotem na granicę, jak dzieje się to podczas oficjalnie już stosowanych przez straż graniczną push-backów.
– Musicie wiedzieć, że kiedy straż graniczna pisze o „udaremnionych” przekroczeniach granicy, oznacza to, że te osoby przebywają gdzieś w lasach. Nie wróciły na Białoruś, nie zostały przewiezione do ośrodków i nie została im udzielona podstawowa pomoc. Wiemy o wielu takich osobach – alarmują aktywiści z lubelskiego Stowarzyszenia Homo Faber, działający w ramach Grupy Granica, którzy właśnie organizują pilną zbiórkę potrzebnych rzeczy. Aktywiści podczas swoich patroli rozdają zziębniętym, przemoczonym, trzęsącym się ludziom suche, ciepłe ubrania, okrywają ich folią termiczną, podają wodę i jedzenie.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS