A A+ A++

***

Marta mieszka z rodzicami, a chciałaby po prostu samodzielnie zdecydować

– Jestem uwięziona. W domu i w rodzinnej wsi – mówi 34-letnia Marta. Chciałaby się przeprowadzić do nieodległej Bydgoszczy. W teorii od miasta dzieli ją kilkadziesiąt kilometrów i podjęcie stanowczej decyzji o wyprowadzce. Życiowa praktyka sprawia jednak, że prosty plan, staje się marzeniem nie do spełnienia.

Marta żyje z mamą pod jednym dachem od urodzenia. Jej siostry – 9 i 12 lat starsze – wyprowadziły się dawno temu. Jedna mieszka w Niemczech, druga kilka wsi dalej, ale ma męża, dzieci, brak czasu i chęci, by zrobić coś przy domu. – Po szkole zostałam, bo ciężko mi było znaleźć pracę. Każda oferta wymagała pełnej sprawności fizycznej, a ja poruszam się o kulach. Kości nie zrosły się, jak trzeba. Nogi są różnej długości. Nie utrudnia to bardzo życia, ale nie jestem w stanie stać przez osiem godzin – wyjaśnia kobieta.

W końcu dostała ofertę pracy zdalnej. Mała firma, załatwianie formalności przez internet, pisanie tekstów. Zarobki przyzwoite. Mogła pójść na swoje, wynająć kawalerkę. Na drodze stanął jej ojciec. Jego alkoholizm i agresja. Marta wzięła na siebie rolę obrończyni. – Nie mogłam pozwolić, żeby matkę zatłukł. Zmarł dwa lata temu. Ale wtedy przyszła pandemia, to pomyślałam, że przeczekam. Tylko teraz co głośno powiem o wyprowadzce, to słyszę: „idź, idź, ja tu najwyżej umrę bez ciebie”. Wiem, że mama tak mówi, bo się boi być sama. Fizycznie nic jej nie dolega, ma 70 lat, a siły na jak u 50-latki. Ale mnie dopadają wyrzuty sumienia. Bo co jak rzeczywiście umrze? Czasem też mi wmawia, że nie dam sobie rady. Bo niepełnosprawność, bo nikt mnie takiej nie zechce – opowiada Marta.

Mówi, że ona to nawet nie myśli o miłości. Chciałaby po prostu samodzielnie zdecydować, co będzie na obiad. Albo wyjść na koncert, do kina. We wsi nie ma takich rozrywek, PKS jeździ rzadko, a Marta nie ma ani samochodu, ani prawa jazdy. – Jak chcę do miasta, to muszę prosić innych. Ile można chodzić po domach i pytać, czy ktoś akurat się wybiera? Ludzie mają swoje sprawy, a znajomi się wyprowadzili, pozakładali rodziny. Każdy dzień jest taki sam. Śniadanie, praca, obiad, rozmowa z mamą, oglądanie telewizji. Czasem jakiś spacer czy na targ się pójdzie i to tyle z urozmaiceń. Żyć się odechciewa – mówi. Wie, że im dłużej zwleka, tym bardziej maleją szanse, że wyjedzie. Postanowiła, że w przyszłym roku to już na pewno.

Marta nie jest jedyna. Są inni przykuci do domu rodzinnego. Ale też tacy, którzy świadomie podjęli decyzję, by z gniazda nie wylatywać. Niektóre osoby poderwały się do lotu, zrobiły okrążenie czy dwa, ale zaraz wróciły pod skrzydła matki i ojca.

Pokolenie „gniazdowników”

Główny Urząd Statystyczny opublikował w tym roku raport „Pokolenie gniazdowników w Polsce”. Wynika z niego, że 2 mln Polaków między 25 a 34 rokiem życia wciąż mieszka przynajmniej z jednym z rodziców. Według statystyk GUS w 2018 roku wśród osób do 34 lat przy rodzicach pozostało 43 proc. mężczyzn i 28 proc. kobiet. Przeciętnie w ubiegłym roku rodacy wyprowadzali się z domu mając 28,1 lat, średnia unijna to 26,4. To sprawia, że plasujemy się mniej więcej w połowie wykresu Unii Europejskiej. Rekordzistami są Chorwaci, którzy idą na swoje mając średnio 32,4 lat.

Dane Eurostatu pokazują jednak, że wiek wylotu z gniazda wzrasta i pod tym względem zaliczamy się do grona rekordzistów na Starym Kontynencie. W porównaniu z 2019 metryka gniazdowników wydłużyła się o blisko 8 miesięcy. Wyższy wzrost wieku gniazdowników odnotowano tylko w Irlandii i Portugalii.

Zwlekanie z wyprowadzką wydaje się zrozumiałe, kiedy weźmie się pod uwagę pandemię, związane z nią załamanie gospodarcze i liczne zwolnienia – szczególnie w sektorze gastronomicznym. Trudno kupić czy zacząć wynajmować mieszkanie, kiedy nad stabilnością dochodów stoi wielki znak zapytania. Być blisko rodziców jest zwyczajnie bezpieczniej.

Gniazdownicy ekonomiczni, czyli tanio jak u mamy

Względy ekonomiczne, to jeden z głównych powodów, dla którego rośnie liczba gniazdowników. Badania Eurostatu nie pozostawiają wątpliwości. Mieszkających z rodzicami jest więcej w krajach ze złą sytuacją polityczno-gospodarczą. Polska notuje obecnie najwyższą inflację od 20 lat. W związku z czym ceny poszybowały w górę. Chleb jest średnio o 5,8 proc. droższy niż rok temu. Codzienne wydatki boleśnie czyszczą portfele, co dopiero mówić więc o mieszkaniu na swoim. Średnio za metr kwadratowy mieszkania w Warszawie trzeba zapłacić 11 tys. złotych, w Krakowie czy Gdańsku to 9 tys. Wynajem? Z analizy przeprowadzonej przez HRE Investments wynika, że mieszkańcy stolicy przeznaczają na wynajęcie mieszkania średnio 47 proc. pensji.

W efekcie od spełnienia snu klasy średniej o własnych czterech kątach ważniejszy staje się pragmatyzm. Asia ma 33 lata. Z o cztery lata starszym mężem mieszkają w dobudówce przy domu jej rodziców w Pruszkowie. – Jak miałam 20 lat, przeniosłam się z pokoju na piętrze do tej przybudówki. Odkładałam pieniądze na wkład własny. Myślałam, że posiedzę tam maksymalnie pięć lat. Ale poznałam Mateusza i oboje uznaliśmy, że nie ma co się zajeżdżać dla kredytu, który będziemy spłacać kolejne 30 lat. Rozbudowaliśmy się trochę, ojciec jest budowlańcem, więc pomajstrował i zrobił nam własną kuchnię i łazienkę – mówi.

Wyjaśnia, że z mężem mają dobre relacje z rodzicami. Ba, byli nawet razem w podróży poślubnej! Mama i ojciec szanują prywatność. Zawsze pukają, zanim wejdą. Nie mają problemu z tym, że Mateusz z Asią wracają późno. W końcu są już dorośli. Zresztą rzadko zdarza się im imprezować. – Znajomi na początku pytali uporczywie, kiedy w końcu coś sobie znajdziemy. Czułam, że jestem im winna tłumaczenie. Teraz na takie głupie pytania odpowiadam: a kiedy wy spłacicie kredyt? Może to i chamskie, ale ich odzywki to jakie są? – podkreśla Asia.

Rodzina (nie) na swoim

W rodzinnym domu mieszka też 38-letni Karol z Poznania. – Poszedłem na studia w tym samym mieście, wynajem nie miał sensu. Pierwsza praca była słabo płatna, więc po skończeniu nauki zostałem. Potem ojca zwolnili, pomagałem w utrzymaniu domu. Rodzice mają ponad 120 metrów do ogarnięcia, koszty są spore. Nie chciałem, żeby leżało to tylko na barkach mamy – opowiada.

Gdy skończył 32 lata, wyprowadził się do swojej dziewczyny, potem żony. Odziedziczyła własny kąt. 50 metrów kwadratowych. Gdy pojawiło się drugie dziecko, zaczęło się robić ciasno. Do tego żona Karola, postanowiła założyć własny biznes kosmetyczny. Zainwestowali wszystkie oszczędności i dołożyli z kredytu. Biznes nie wypalił, zostały długi. Po trzech latach życia na swoim, przyszło podjąć trudną decyzję: przeprowadzamy się do rodziców. Mieszkanie żony poszło pod wynajem, żeby ułatwić spłatę utopionych kilkudziesięciu tysięcy złotych.

Rok po powrocie do gniazda, Karol złożył papiery rozwodowe. – Źle działo się od jakiegoś czasu, ale naiwnie liczyłem, że „się naprawi”. Pokornie znosiłem upokarzanie, to, że odcinała mnie od znajomych, chorobliwą zazdrość. Tak mnie to dojeżdżało, że zachorowałem na depresję. Pomyślałem, że czas zakończyć ten toksyczny związek. Jest mi lżej, ale nie jest dobrze. Dalej mieszkamy razem przez te długi. Pewnie rodzice mogliby ją eksmitować, jako właściciele budynku, ale się boją, nie chcą robić afery. Szczególnie, że mogłaby to wykorzystać podczas rozpraw w sądzie – mówi.

Karol łudził się, że ten powrót do domu to tylko na jakiś czas. Po tym, jak został zwolniony w pandemii i prawie pół roku szukał pracy, złudzenia się rozmyły. – Nie było mnie ledwie chwilę, więc łatwo się zaadoptowałem na nowo. Rodzice są już na emeryturze, pomagają z dziećmi. Jak wychodzę z domu, to się cieszą. Mama czasem zapyta z kim i o której wrócę, ale to zwykła ciekawość i troska. Za to żona, chociaż wolę o niej myśleć już jak o eks, robi sceny. Spotykam się z ludźmi właściwie tylko wtedy, jak jej nie ma. Nie chcę słuchać, że „idę na k*rwy” albo, że wybieram kumpli zamiast rodziny. Wiem, że mam prawo dowolnie spędzać wolny czas, ale nie chce mi się z nią kłócić – mówi.

Niecierpliwie wyczekuje zakończenia sprawy rozwodowej. Zakłada, że dalej będzie mieszkał z rodzicami, ale może w końcu żona ich opuści i będzie miał okazję poznać kogoś nowego. – Nie boisz się, że potencjalnym partnerkom będzie przeszkadzało to, jak żyjesz? – pytam.

– Jeżeli ktoś będzie mnie oceniał przez ten pryzmat, to znaczy, że się nie dogadamy. Podziękuję za znajomość. To jest moja rzeczywistość, albo ktoś mnie weźmie razem z nią, albo nie. Wiesz, bezpośrednio nigdy nie usłyszałem żadnego przykrego komentarza, ale mam świadomość, że ludzie swoje gadają. Jak dla kogoś to, że mieszkam z rodzicami oznacza, że jestem życiowym nieudacznikiem, to nie mój problem – uważa Karol. „Żyj i dać żyć innym” – taką zasadą się kieruje. Dla niego odnosi się też do nieoceniania czyjejś sytuacji. Podkreśla, że to nie jest stan, w jakim pozostanie do końca życia, ale teraz priorytetem jest zadbanie o zdrowie psychiczne. Poczeka na lepszy czas, żeby zbudować własne gniazdo.

Gniazdownik z wyboru

Wśród gniazdowników są jednak i tacy, którzy mają możliwość, żeby żyć samodzielnie. Ale nie chcą. Igor ma 31 lat i nawet kupił mieszkanie. Szybko je sprzedał. – Wiesz, jak to jest. Kupujesz dziurę w ziemi, więc dopóki nie zbudują całego bloku, nie wiesz czy ci się spodoba. Ja od wejścia wiedziałem, że będę się tam źle czuł. Próbowałem się przyzwyczaić, ale nie dałem rady. Wchodzisz do mieszkania i nawet „cześć” nie ma do kogo powiedzieć. Przybijające – mówi. Po kilku miesiącach wrócił do matki.

– Może nie prowadzimy jakichś pogłębionych dyskusji, ale miło zjeść razem obiad, powiedzieć komuś dobranoc. Szczerze? Podoba mi się też to, że nie muszę do pralki zaglądać czy innych takich pierdół codziennych robić. To nie tak, że bym nie umiał obsłużyć tej pralki czy zmywarki. Wyjeżdżam często na kilkumiesięczne workation (przyp. red. angielski zwrot określający wakacje połączone z pracą) i sam wszystko robię. Nie lubię jednak prac domowych, wygodnie, jak ktoś inny się tym zajmuje – wyznaje Igor.

Mówi, że mama jest otwarta. – Nie ma problemu, że czasem przyprowadzę laskę na noc. Pamiętam, jak raz się obudziłem, a dziewczyny nie ma w łóżku. Zaglądam do łazienki, kuchni. Nic. Zniknęła. Znalazłem ją chwilę później na balkonie. Plotkowała i paliła fajki z moją mamą. Więc jak widzisz, mam pełen luz – Igor dodaje, że obowiązuje tylko jedna zasada, której musi bezwzględnie przestrzegać. – Mama nie znosi alkoholu. Nie ma opcji, żebym wrócił pijany do domu. Jak się zrobię za mocno, to śpię u kogoś. Albo wracam bardzo późno i cichutko przemykam do pokoju, tak żeby się nie zorientowała. Staram się jednak nie doprowadzać do takich sytuacji. Szanuję potrzeby mamy – podkreśla.

Igor planuje zbudować dom pod Warszawą. Mama chciałaby ogródek. Będzie wtedy spędzał trochę czasu tam, trochę w mieszkaniu. Nie myśli jednak, żeby się z rodzicielką rozstawać. Nawet jak się z kimś zwiąże. Partnerki się zmieniają, matkę ma się jedną. Zresztą to też nie tak, że spędza z nią 24 godziny na dobę. Do tego, jak będą dwa lokale, to o prywatność nie będzie trudno.

– W życiu mi wyszło, zarabiam dobrze. Nie jestem przegrywem ani maminsynkiem. Dla mnie głupotą jest kupowanie czy wynajmowanie na siłę, byleby tylko się dostosować do społeczeństwa. Na szczęście samodzielnie podejmuje wybory i gdzieś mam to całe ciśnienie – podsumowuje.

Gniazdujemy, bo rodzice pozwalają na więcej

Dla socjologa dr Pawła Pawińskiego z Uniwersytetu Wrocławskiego taka postawa nie jest zaskakująca. Według niego rosnąca liczba gniazdowników nie musi się kłócić z „kultem indywidualizmu”. – Naszą coraz mniejszą tradycyjność realizujemy… dzięki rodzinie. Odchodzimy od konserwatyzmu, ale jednocześnie pozostajemy w domu, żeby mieć szansę ukształtować się jako jednostka. Kiedyś życie w gnieździe to utrudniało, teraz wręcz przeciwnie. Tym bardziej, że zmienia się sama koncepcja rodzicielstwa. Rodzice stają się partnerami, którzy mają luźniejsze podejście do tego, co robią i czego nie robią ich dzieci – wyjaśnia.

Pawiński wie, że dłuższe pozostawanie w domach mężczyzn, również może być na pierwszy rzut oka pozbawione logiki. W końcu mierzymy się z nierównościami płacowymi, kobiety zarabiają mniej – w teorii to one powinny później opuszczać dom. Jednak jeśli odłożyć na bok ekonomię, a na tapet wziąć przemiany kulturowe, przez jakie przechodzi Europa, pojawia się rozwiązanie tej zagadki.

– Wielu mężczyzn nie potrafi się zakwalifikować tożsamościowo. Z jednej strony wciąż wisi nad nami widmo patriarchatu i toksycznej męskości, z drugiej pojawia się wzór mężczyzny empatycznego, tolerancyjnego, podchodzącego partnersko do relacji. To rodzi napięcia, rośnie liczba osób, które nie potrafią zbudować relacji i o wszystkie niepowodzenia oskarżają kobiety. Mają bardzo roszczeniowe podejście, partnerka ma być im w pełni usłużna i oddana. Według mnie to może mieć wpływ na dłuższe pozostawanie mężczyzn w domach. Po co je opuszczać, skoro nie ma szans na stabilizację i związek na swoich zasadach? – mówi socjolog.

Zaznacza, że sposób formowania relacji, będzie się zmieniał. Trwająca pandemia i wiszące nad nami widmo katastrofy klimatycznej, pozwala prognozować, że mieszkanie z rodzicami stanie się jeszcze powszechniejszą praktyką. Nie oznacza to, że zatracimy się w domowy życiu i przestaniemy mieć znajomych.

– Paradoksalnie dorosłe, ustabilizowane życie na kredycie, wcale nie jest pełne wolności. Wyprowadziłem się w wieku 20 lat i pamiętam swoje wyobrażenia: będę jadł co chce, będzie wieczna impreza. Szybko okazało się, że są do tego potrzebne pieniądze, a znajomi mają obowiązki, coś do zrobienia. Pozostanie w domu może nam ułatwić utrzymywanie kontaktów towarzyskich. Nawet jak zaszalejemy, to bez martwienia się, że nie będzie za co kupić obiadu następnego dnia. Oczywiście są tego jakieś koszty. Na przykład dezaprobata rodziców, że wracamy po nocy – wyjaśnia Pawiński. Podkreśla, że przy tym zyskujemy – o ile rodzice nie są kontrolujący czy toksyczni – coś niezastępowalnego: czas. Bez niego nie da się utrzymywać relacji międzyludzkich.

Czytaj też: „Myślałam, że weszłam do schowka na miotły, a to był pokój do wynajęcia”. Polskie patomieszkania do wynajęcia

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułW przyszłym tygodniu możliwe przymrozki. To już koniec lata? [PROGNOZA POGODY]
Następny artykułOświęcim. Pamiętali o 17 września