Dzisiaj, 13 września (12:06)
Spędziłem kilka godzin z betą Call of Duty: Vanguard i uważam, że to dokładnie to, czego można się było spodziewać.
Oczywiście mam w tej chwili na myśli jedynie multiplayer, ponieważ zamknięta beta została okrojona do potyczek sieciowych, do tego w zaledwie kilku trybach. Zabawę ograniczono w zasadzie tylko do dominacji, deathmatchu oraz starć z udziałem ośmiu par. To jednak wystarczyło, by przekonać się, czym może być Call of Duty: Vanguard.
Co zrobiło na mnie pozytywne wrażenie? Przede wszystkim konstrukcja map, która przywodzi na myśl raczej kultowe sieciowe strzelanki sprzed lat (w tym pierwsze COD-y), a nie ostatnie odsłony Call of Duty. Nadmorska Gavutu, miejska Hotel Royal, radziecka Red Star… Plansze są różnorodne i dobrze pomyślane, a do tego bardziej wertykalne niż ostatnio. Warto przyzwyczaić się do wspinaczki i chodzenia po dachach, jak również do tego, że… wróg może czaić się na wysokości. Otoczenie jest w dużym stopniu interaktywne. Z każdą minutą starcia widać coraz większe zniszczenia, mające wpływ nie tylko na estetykę, ale także na rozgrywkę. Ściany, drzwi, okna, meble – wszystko można obrócić w drobny mak.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS