Dwa amerykańskie okręty szpitalne typu Mercy – USNS Mercy (T‑AH‑19) i USNS Comfort (T‑AH‑20) – od lat nie mogą się doczekać następców. Pandemia COVID-19 stała się kolejnym czynnikiem zmuszającym je do pracy ponad siły, ale być może da wreszcie impuls do zastąpienia lub przynajmniej uzupełnienia ich nowszymi jednostkami. Według informacji, które w ubiegłym miesiącu ogłoszono na konferencji Sea-Air-Space, na bazie szybkich katamaranów transportowych typu Spearhead powstanie nowa generacja okrętów szpitalnych zoptymalizowanych do działań ekspedycyjnych.
Obecnie trwa budowa ostatniego okrętu pierwszej serii typu Spearhead – USNS Apalachicola (T‑EPF‑13) – i pierwszego okrętu serii drugiej, dla którego wybrano nazwę USNS Cody (T‑EPF‑14). Kontradmirał Bruce L. Gillingham, chirurg generalny US Navy, zapowiedział, że dzięki zmianom w projekcie Cody i następna jednostka serii, USNS Point Loma (T-EPF-15), będą zdolne do odgrywania większej roli w rozproszonych operacjach morskich i działaniach ekspedycyjnych z baz wysuniętych (EABO). Koszt modyfikacji wyniósł około 200 milionów dolarów.
Okręty typu Mercy mogą imponować rozmiarami. Są to przebudowane 272-metrowe zbiornikowce zwodowane w połowie lat siedemdziesiątych. Ich wyporność pełna sięga 70,5 tysiąca ton, maksymalna liczebność załogi to 71 marynarzy cywilnych i 1200 członków personelu medycznego. Oddział intensywnej opieki medycznej ma do dyspozycji 80 łóżek, łączna liczba pacjentów na wszystkich poziomach opieki może sięgnąć 1000, ale łóżek nigdy nie zapełniono w 100% ani na jednym, ani na drugim okręcie. Maksymalne obłożenie sięgało mniej więcej połowy.
Niestety Mercy i Comfort z trudem nadają się do realizowania zadań wsparcia medycznego nawet w warunkach pokojowych. Mają lądowisko tylko dla jednego śmigłowca, a między przedziałami w kadłubie (czyli dawnymi zbiornikami) nie da się przejść bez wychodzenia na pokład. Na domiar złego okręty mogą rozwinąć prędkość zaledwie 17 węzłów.
Katamarany będą oczywiście miały mniejszą pojemność, ale mają to równoważyć mobilnością oraz lepszym układem pomieszczeń i korytarzy. Oczywiście atak na okręt szpitalny stanowiłby zbrodnię wojenną, ale z jednej strony nie można zakładać, że przeciwnik będzie postępował w zgodzie w prawem wojny, z drugiej zaś – organizacje terrorystyczne programowo lekceważą te prawa. Spearheady są w stanie rozpędzić się do 43 węzłów, co pozwoliłoby im uciec przed większością małych łodzi motorowych, które mogłyby być użyte do ataków samobójczych.
Sea Power Magazine pisze, powołując się na Gillinghama, że dwa Spearheady w konfiguracji medycznej będą miały oddział intensywnej opieki medycznej z osiemnastoma łóżkami, dwie sale operacyjne i kabiny dla stu członków personelu medycznego. Nie wiadomo, w jakim stopniu ograniczy to ich możliwości transportowe, lecz ze wszystkich wypowiedzi można wysnuć wniosek, że w niewielkim.
Ale na – użyjmy tego słowa z przymrużeniem oka – hospitalizacji Spearheadów się nie skończy. Według ustaleń serwisu Naval News koncern stoczniowy Austal USA ma też w planach zupełnie nowy typ katamarana, oparty na konstrukcji typu Spearhead i nazwany Emergency Medical Ship (EMS).
At the @SeaAirSpace show which took place earlier this month, @Austal_USA was for the first time showcasing a scale model of its expeditionary medical ship (EMS) 🇺🇸⚓️🏥🚢https://t.co/7YLeR6g9WU
— Naval News (@navalnewscom) August 17, 2021
Naval News podaje, że EMS ma mieć 118 metrów długości (o 15 metrów więcej niż typ Spearhead), 30 metrów szerokości i niewielkie zanurzenie, nieprzekraczające 4,5 metra, co umożliwi im zarówno korzystanie z dużo większej liczby portów, jak i podejście blisko plaż, na których marines ustanowili przyczółki w ramach działań EABO. Przy prędkości ekonomicznej rzędu 18 węzłów zasięg ma wynosić 2 tysiące mil morskich. Miejsce w kabinach przewidziano dla 185 osób – marynarzy, personelu medycznego i personelu lotniczego.
EMS ma dysponować 120 łóżkami, w tym ośmioma izolatkami, 32 łóżkami dla pacjentów wymagających minimalnej opieki oraz 80 łóżkami na oddziałach ratunkowym i intensywnej opieki. Do tego dochodzą cztery sale operacyjne. Co więcej, okręty będą mieć wzmocniony pokład lotniczy, dzięki czemu okręty będą mogły przyjmować nie tylko duże śmigłowce, ale także samoloty pionowego startu i lądowania MV-22 Osprey. Ceną za zwiększenie rozmiarów i pojemności jest jednak obniżenie prędkości maksymalnej do 27 węzłów – i tak o połowę większej niż w przypadku typu Mercy.
Pentagon chce, aby Military Sealift Command mogło wykorzystywać nowe katamarany szpitalne także w warunkach pokojowych. Obecne okręty rozdzielone są między dwa wybrzeża – portem macierzystym USNS Mercy jest San Diego w Kalifornii, USNS Comfort bazuje zaś w Norfolku w Wirginii. Posiadanie kilku mniejszych, ale szybszych jednostek pozwoliłoby na lepsze ich rozmieszczenie i szybsze reagowanie na katastrofy humanitarne zarówno na terytorium USA, jak i za granicą. Aż się prosi o to, żeby jeden taki okręt stacjonował nad Zatoką Meksykańską, gdzie mógłby szybciej udzielać pomocy ofiarom huraganów w rejonie delty Missisipi i na Karaibach.
Nie wiadomo jednak, czy EMS ostatecznie powstanie. Koncern Huntington Ingalls kilka lat temu zaproponował stworzenie dużych okrętów szpitalnych na bazie kadłubów okrętów desantowych typu San Antonio. Przy długości 208 metrów i szerokości 32 metrów mogłyby pomieścić więcej łóżek – nie tylko więcej niż EMS, ale być może nawet więcej niż kiepsko zoptymalizowany typ Mercy.
Z drugiej strony wokół okrętów szpitalnych toczy się w Pentagonie dziwaczna gra: każdy się zgadza, że takie jednostki są potrzebne, ale nie ma zgody do czego, a zarazem nikt nie chce podjąć decyzji o odnowieniu floty i poświęceniu na ten cel pieniędzy. Teoretycznie Mercy i Comfort powinny zapewniać głównie zabezpieczenie medyczne amerykańskim żołnierzom w strefie działań wojennych. Ostatnio toczone wojny – od czasu zakończenia inwazji na Irak w 2003 roku – nie wymagały jednak takiej zdolności ani nawet za bardzo nie dawały okazji do skorzystania z niej. Dużo większy sens miała ewakuacja rannych do szpitali w Europie i Ameryce.
Okręty szpitalne, owszem, odegrały niewielką rolę w walce z pandemią w USA, jednakże na przestrzeni ostatnich kilkunastu lat służyły niemal wyłącznie w ramach walki z klęskami żywiołowymi. Na przykład Comfort miał pełne ręce roboty w 2005 roku, kiedy huragan Katrina spustoszył ogromne połacie stanów Luizjana i Missisipi. W ciągu jedenastu dni na pokład przyjęto 1258 pacjentów, a później jeszcze 102 przez kolejny tydzień. Ostatecznie jednak generał broni Russel L. Honoré, który dowodził siłami udzielającymi pomocy mieszkańcom obu stanów, przyznał, że z perspektywy czasu udział Comforta w misji nie był niezbędny.
Ale okręty szpitalne to także emisariusze Waszyngtonu. Mercy i Comfort są regularnie wysyłane do Ameryki Łacińskiej, aby udzielać pomocy ofiarom klęsk żywiołowych w regionach, w których ludność nie może liczyć na żadne inne nowoczesne placówki ochrony zdrowia, bo takowe po prostu tam nie istnieją albo są zapełnione do granic możliwości. Amerykanie prawdopodobnie nie będą chcieli rezygnować z możliwości dyplomatyczno-propagandowych, które daje istnienie takich okrętów. A do tej akurat roli EMS może się okazać za mały.
Z drugiej strony możliwe, że przeważą względy operacyjno-taktyczne. Jak już wielokrotnie pisaliśmy, Amerykanie szykują się do ewentualnej konfrontacji z Chińską Republiką Ludową na Pacyfiku. Aby wcielić w życie filozofii EABO, konieczne będzie zapewnienie marines przynajmniej szansy na ewakuację medyczną i dostęp do zaawansowanej opieki. W ograniczonym zakresie mogą ją znaleźć na pokładach lotniskowców i okrętów desantowych, ale konflikt na większą skalę oznacza także większy odsetek rannych. A wówczas nie obejdzie się bez mobilnych wyspecjalizowanych okrętów szpitalnych.
Zobacz też: Francja oskarża RŚA o wspieranie Rosji i odcina wsparcie finansowe
US Navy / Chief Mass Communication Specialist Christopher E. Tucker
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS