Planowane już od blisko dwóch lat indyjsko-japońskie ćwiczenia sił powietrznych wreszcie dojdą do skutku. Co szczególnie istotne, Nowe Delhi oddeleguje do udziału w manewrach myśliwce wielozadaniowe Su-30MKI, dzięki czemu lotnicy Kōkū Jieitai będą mieli okazję ćwiczyć walkę z samolotami bojowymi rosyjskiej proweniencji, na tyle podobnymi, na ile to możliwe, do maszyn stanowiących rdzeń sił powietrznych Chińskiej Armii Ludowo-Wyzwoleńczej.
Pierwsza deklaracja o chęci zorganizowania takich ćwiczeń padła na spotkaniu japońskich i indyjskich ministrów obrony i spraw zagranicznych. Oba kraje już wcześniej odbywały wspólne ćwiczenia na morzu i na lądzie, a także w powietrzu z udziałem samolotów transportowych, ale nigdy bojowych. Planowano, że manewry odbędą się wiosną 2020 roku, ale pandemia COVID-19 dwukrotnie wymusiła ich przełożenie.
Pod koniec ubiegłego miesiąca dziennikarze jednego z pięciu głównych japońskich dzienników Sankei Shimbun poinformowali, że plany wreszcie dojdą do skutku, ale dokładnej daty rozpoczęcia ćwiczeń ani miejsca, w którym się odbędą, jeszcze nie ujawniono. Nieoficjalnie wiadomo za to, że Bharatiya Vāyu Senā skieruje na ćwiczenia sześć Su-30MKI.
Nie wiadomo z kolei, które jednostki wezmą udział w ćwiczeniach. Indie mają w służbie czynnej ponad 260 Su-30MKI (choć trudno określić, jak wiele z nich jest sprawnych) rozdzielonych między dwanaście eskadr z ośmiu baz lotniczych i ośrodek szkoleniowy TACDE. Japończycy z kolei planowali, że uczestniczyć będą F-15J z bazy Komatsu w prefekturze Ishikawa, ale kiedy nastąpiło opóźnienie covidowe, postawiono na F-2 z bazy Hyakuri w prefekturze Ibaraki. Nie ma żadnych informacji co do tego, czy drugi plan wciąż jest aktualny czy też należy się spodziewać kolejnej zmiany.
Cytowany przez Sankei Shimbun generał Kunio Orita, niegdyś pilot myśliwski, a obecnie prężny komentator polityczny i wykładowca na uniwersytecie Tōyō Gakuen, mówi, że będzie to wydarzenie bezprecedensowe. Po raz pierwszy od 1976 roku, czyli od słynnej ucieczki Wiktora Bielenki za sterami MiG-a-25, na terytorium japońskim wylądują samoloty bojowe o rodowodzie radzieckim lub rosyjskim.
Indie i Japonia od dawna zacieśniają stosunki na niwie obronnej ze względu na coraz bardziej agresywną postawę Chińskiej Armii Ludowo-Wyzwoleńczej. Kilka lat temu wydawało się, że to właśnie z Indiami zawarty zostanie pierwszy kontrakt na eksport japońskiego uzbrojenia, odkąd Tokio w 1967 roku samo postanowiło nie sprzedawać za granicę wyrobów swojego przemysłu zbrojeniowego. Negocjacje dotyczące samolotów amfibii ShinMaywa US-2 przeciągnęły się na tyle, że sprawa umarła śmiercią naturalną. Nie wyczerpała się jednak wola polityczna, konsekwentnie podsycana działaniami Pekinu.
We wrześniu ubiegłego roku opisywaliśmy zawarcie porozumienia między Tokio i Nowym Delhi o wzajemnym wsparciu logistycznym sił zbrojnych. Indie i Japonia zagwarantowały sobie tym samym wzajemny dostęp do baz wojskowych i zaplecza logistycznego. Komunikat indyjskiego ministerstwa spraw zagranicznych stwierdził, że „umowa jeszcze bardziej pogłębi współpracę w zakresie obrony pomiędzy oboma krajami i przyczyni się do pokoju i bezpieczeństwa w regionie Indo-Pacyfiku”.
Porozumienie stało się ostatnim tego typu układem między państwami zaangażowanymi w czterostronny dialog bezpieczeństwa Quad, oparty na współpracy Stanów Zjednoczonych, Australii, Japonii oraz Indii. Jako pierwszy wystąpił z koncepcją już w roku 2007 premier Japonii Shinzō Abe, który chciał w ten sposób stworzyć koalicję państw demokratycznych równoważącą rosnące wpływy Chin w przypadku ograniczenia zaangażowania Waszyngtonu w regionie. Pomysł ten w swoim pierwotnym kształcie nigdy do końca się nie skrystalizował z racji odmiennych celów, do tego samą koncepcję szybko przejęli Amerykanie, nadając Quadowi bardziej antychiński rys.
Stany Zjednoczone od lat mają umowy o współpracy logistycznej (LEMOA) z sojuszniczymi Australią i Japonią, zaś w roku 2016 zawarły analogiczne porozumienie z Indiami. Proces zawierania porozumień logistycznych między trójką pozostałych uczestników Quadu przebiegał wolniej. Australia i Japonia podpisały umowę dwustronną w styczniu 2017 roku.
Początkowo najbardziej oporne były Indie i dopiero zaostrzająca się konfrontacja z Chinami na granicy himalajskiej zdopingowała decydentów z Nowego Delhi do ściślejszego zaangażowania w tę nadal efemeryczną koalicję. Porozumienie logistyczne między Indiami i Australią podpisano w czerwcu 2020 roku. Co ciekawe, umowa z Japonią miała zostać podpisana już w grudniu 2019 roku podczas wizyty premiera Shinzō Abe w Nowym Delhi. Spotkanie jednak odwołano po wybuchu w Indiach gwałtownych protestów, wywołanych wprowadzeniem przez rząd Narendry Modiego kontrowersyjnego prawa imigracyjnego, a później na przeszkodzie i w tym wypadku stanął wybuch pandemii COVID-19.
Tymczasem użycie produkowanych na licencji indyjskich Su-30 do ćwiczenia pilotów w krajach obawiających się konfrontacji z Chinami wydaje się tak oczywiste, że aż trudno zrozumieć, dlaczego pierwsze zdecydowane kroki w tej kwestii wykonano dopiero w roku 2019. Wśród ponad 1500 myśliwców Chińskiej Armii Ludowo-Wyzwoleńczej przedstawiciele szeroko rozumianej rodziny Su-27 (w tym lokalne klony) stanowią około jednej czwartej. Raport World Air Forces 2021 ocenia ich łączną liczbę na 360 w siłach powietrznych i lotnictwie marynarki wojennej. Jest ich więc mniej niż J-7, czyli chińskich MiG-ów-21 (tych jest około 400), ale to właśnie Su-27 i ich krewniacy będą musiały wziąć na siebie główny ciężar walki z przeciwnikiem dysponującym nowoczesnym lotnictwem.
Japońscy myśliwcy spotykali się zresztą także z rosyjskimi Su-27, które co jakiś czas zbliżają się do granic przestrzeni powietrznej Kraju Wschodzącego Słońca (a kilka razy nawet ją naruszyły). Wszystko to sprawia, że możliwość bliższego zapoznania się z samolotami bojowymi z tej samej rodziny będzie dla Japończyków nie do przecenienia.
Teoretycznie możliwe jest, że ćwiczenia z Su-30MKI przełożą się nie tylko na zdolności taktyczne Kōkū Jieitai w bliższej perspektywie czasowej, ale też odcisną się głębszym piętnem na ich długofalowej przyszłości. Japonia powoli rozpędza program rodzimego samolotu bojowego nowej generacji. Oczywiście jego spodziewanym przeciwnikiem jest J-20, ale trudno sobie wyobrazić, żeby inżynierowie z Mitsubishi Heavy Industries, NEC, Toshiby i Fujitsu nie wykazali zainteresowania danymi pozyskanymi w czasie ćwiczeń.
Szczególne znaczenie może mieć jeden element wyposażenia Su-30MKI – głowica przeszukiwania przestrzeni i śledzenia celów w podczerwieni OŁS-30. Amerykanie pozostali w tyle za państwami europejskimi (w tym właśnie Rosją) w dziedzinie urządzeń IRST i obecnie starają się nadrabiać straty. W ubiegłym miesiącu poświęciliśmy temu obszerniejszy tekst – tu wspomnijmy tylko, że w dobie coraz doskonalszych rozwiązań stealth, zarówno pasywnych, jak i aktywnych, rola śledzenia w podczerwieni rośnie praktycznie z roku na rok, wobec czego należy się spodziewać, że przyszły japoński F-X będzie dysponował takim urządzeniem.
Dla Indusów ćwiczenia z Japończykami nie będą miały bezpośredniego przełożenia na sytuację taktyczną, chyba że będziemy naciągać rzeczywistość i przyjmiemy, iż F-2 mają być erzacem pakistańskich F-16. Dla Nowego Delhi istotny jest wymiar polityczny i symboliczny: dwa potężne państwa na dwu pograniczach ChRL wspólnie przygotowują się do stłumienia agresji Pekinu. Wyczuleni na symbolikę propagandową decydenci w Kraju Środka na pewno tego nie przeoczą.
Zobacz też: Przetarg na Jumbo Jeta, czyli jak USAF szuka następców E-4B
Chris Lofting, GNU Free Documentation License 1.2
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS