A A+ A++

Podczas posiedzenia sejmowej Komisji Administracji i Spraw Wewnętrznych posłowie słuchali wyjaśnień policji i prokuratury na temat śmierci Bartosza S. z Lubina i późniejszych działań obu organów. Ujawniono m.in.  szokujące szczegóły z pierwszych godzin po tej tragedii, gdy – jak mówił ojciec zabitego 34-latka – funkcjonarusze dopuścili się bandyckiego napadu na czlonków rodziny S. 

Komisja została zwołana na wniosek posłów opozycji w związku z szeregiem wątpliwości na temat pracy policji i prokuratury, które pojawiły się od 6 sierpnia, gdy zmarł Bartosz S. 34-latek był obezwładniany przez czwórkę policjantów z Komendy Powiatowej Policji w Lubinie. Przyjechali wezwani przez jego matkę, bo rzucał kamykami w okna bloku przy ul. Traugutta. Prawdopodobnie wcześniej zażył jakieś środki odurzające. Podczas interwencji stracił przytomność a następnie zmarł. Jego rodzice podejrzewają, że mężczyzna był podduszany. Na filmach z telefonu i monitoringu widać, że policjanci, klęcząc na Bartoszu S., dociskali go do ziemi. Przedstawiciele prokuratury cały czas powtarzają, że nie dysponują opinią, która jednoznacznie wskazywałaby przyczynę śmierci.

Minuta po minucie, według policji

Generał inspektor Jarosław Szymczyk – komendant główny policji – przedstawił minutowy zapis wydarzeń z feralnego poranka. Jak twierdzą pełnomocnocy rodziny S. – adwokat Renata Kolerska oraz radca prawny Wojciech Marek Kasprzyk – nieprawdziwy. Według komendanta Szymczyka interwencja przebiegała następująco.

O godz. 5.53 do komendy policji zadzwoniła matka Bartosza S., że syn biega wokół budynku i rzuca kamieniami po oknach.
O godz. 5.54 oficer dyżurny przekazał informację patrolowi mobilnemu.
O godz. 5.57 przyszło drugie zgłoszenie – dzwonił zaniepokojony sąsiad.
O godz. 5.58 oficer dyżurny ponaglił patrol.
O godz. 6.06 – jak wynika z monitoringu pobliskiego sklepu – podjeżdża radiowóz i wysiada jeden policjant. Funkcjonariusz przywołuje kogoś gestem.
W godz. 6.07 – 6.13 policjanci prowadzą Bartosza S. i próbują go wsadzić przez tylne drzwi do radiowozu. To się nie udaje, bo mężczyzna stawia opór.
O godz. 6.14 policjantka biegnie w kierunku znajdującej się 30 m. dalej komendy policji po kajdanki zespolone (zakłada się je jednocześnie na nogi i ręce).
O godz. 6.15 policja wzywa karetkę pogotowia.
O godz. 6.17 przybiega policjantka z kajdankami zespolonymi.
O godz. 6.18 oficer dyżurny rozmawia z dyspozytorem Pogotowia Ratunkowego. Pada pytanie o przytomność. Dyżurny mówi, że przed chwilą Bartosz S. był nieprzytomny, ale słyszy krzyki, więc musiał odzyskać przytomność.
O godz. 6.19 Bartosz S. kopie, jest przytomny.
O godz. 6.21 Bartosz S. rozrywa kajdanki zespolone.
O godz. 6.25 oficer dyżurny poinformował patrol, że karetka jest w drodze.
O godz. 6.26 dwóch policjantów przestaje trzymać Bartosza S. Mężczyzna leży obrócony na plecy. Nie rusza się. Jeden z policjantów próbuje go ocucić.
O godz. 6.28 przyjeżdża karetka. Jechała bez sygnałów dźwiękowych i świetlnych.
O godz. 6.33 na nagraniach widać wkładanie noszy i odjazd karetki. Karetka odjeżdża z włączonymi sygnałami dźwiękowymi i świetlnymi. Na prośbę ratowników do środka wsiadła policjantka. Za karetką jedzie radiowóz policji, na wypadek, gdyby Bartosz S. znowu zaczął się zachowywać agresywnie. Po przyjeździe do szpitala ratownicy informują policjantkę, że jest już im niepotrzena.
O godz. 9.19 pracownik szpitala dzwoni na policję z informacją o zgonie Bartosza S.

– Te relacja nie zgadza się w wielu miejscach z prawdą – oponowała podczas posiedzenia w Sejmie mec. Renata Kolerska, pełnomocniczka rodziny Bartosza S. Pytała, kiedy o śmierci 34-latka została powiadomiona Komenda Wojewódzka Policji we Wrocławiu, a kiedy rodzice zmarłego. Z jej relacji wynika, że policja długo zwlekała z telefonem do państwa S. Około godz. 11 matka wciąż nie wiedziała, że jej syn nie żyje. Szukała go, telefonując najpierw do szpitala w Lubiążu, potem do szpitala w Lubinie, w końcu na Komendę Powiatowa Policji w Lubinie. Dopiero wtedy poinformowano ją, że Bartosz umarł.

Policja czy nie policja

– Pan generał wylicza, jak zachowywał się nasz syn, ale nic nie mówi, co robili w tym czasie policjanci – komentował relację komendanta Jarosława Szymczaka Bogdan S., ojciec zmarłego 34-latka. – Dla mnie to było zwykłe morderstwo. Żaden z policjantów nie podjął próby reanimacji mego dziecka, choć Bartek się nie ruszał. Mojej żonie powiedziano przez telefon, że umarł w karetce. A potem miał miejsce napad bandycki na naszą rodzinę. Trudno mi określić inaczej to, jak zachowali się policjanci, wchodząc do mieszkania kobiety, która przed chwilą dowiedziała się, że straciła syna. Policjantka nie przedstawiła się. Powiedziała mojej żonie, że przyszła ją przesłuchać. Gdy dowiedziała się, że mamy nagranie z interwencji, zażądała telefonu komórkowego. Siostra, która była przy tym obecna, zadzwoniła w międzyczasie do prawnika, aby zapytać, czy mają prawo tak postąpić. Rzucił się na nią policjant. Policjantka wykręciła jej rękę i powiedziała, żeby nie stawiała oporu, bo to będzie boleć. Dwóch policjantów w cywilu stało obok z założonymi rękami. Nikt się nie przedstawił. Wchodzili jak do stajni.

Według prokuratury, telefony zabezpieczała inna grupa policjantów niż podczas porannej akcji (nie biorąca udziału w zatrzymywaniu Bartosza S.)

Prokurator Robert Król zapewniał, że zachowanie policjantów wobec rodziny S. będzie badane w toku postępowania, które aktualnie prowadzi Prokuratura Okręgowa w Łodzi. Dotyczy ono przekroczenia uprawnień i niedopełnienia obowiązków przez policjantów Komendy Powiatowej Policji w Lubinie polegające na tym, że brew ustawowym regulacjom niezasadnie zastosowali siłę fizyczną, kajdanki i inne środki przymusu bezpośredniego oraz nie powiadomili w odpowiednim czasie ratunkowych służb medycznych, co skutkowało śmiercią Bartosza S. Przesłuchano dotąd 15 świadków, w tym niektórych więcej niż jeden raz.

Jak sobie radzi prokuratura

Chodzi o to samo postępowanie, które 6 sierpnnia wszczęła i do 12 sierpnia prowadziła Prokuratura Rejonowa w Lubinie. Tego etapu śledztwa dotyczy szereg zarzutów stawianych przez pełnomocników państwa S. Dotyczą m.in. uniemożliwienie rodzicom Bartosza udziału w sekcji zwłok oraz ukrywania dowodów. Protokół przesłuchania jednego ze świadków wraz z protokołem przekazania przez niego nagrania z kamery nie zostały dołaczone do akt śledztwa. Prokurator Robert Król tłumaczył to… omyłką. Oba dokumenty zostały omyłkowo załączone do akt innego śledztwa (tzn. śledztwa Prokuratury Okręgowej w Legnicy wsprawie zamieszek, do jakich doszło w Lubinie po śmierci Bartosza S.). Po tym, jak mecenas Wojciech Marek Kasprzyk na zwołanej konferencji prasowej poinformował media o ukrywaniu dowodów, oba dokumenty zostały przekazane z Prokuratury Okręgowej w Legnicy do Prokuratury Okręgowej w Łodzi.

Mecenas Wojciech Marek Kasprzyk wskazywał na zaniedbania śledczych. Na przykład przez 2 tygodnie nie zabezpieczono nagrań z kamer lubińskiej policji. Zrobiono to dopiero po interwencji pełnomocników rodziny S. Długo niezabezpieczona został także film z kamery przy ul. Traugutta 10, w zasięgu której było miejsce interwencji.

Posłowie zgłaszali szereg uwag. Dziwili się m.in., dlaczego nie zawieszono żadnego z policjantów biorących udział w feralnej interwencji,dlaczego lubińska prokuratura natychiast nie wyłączyła się ze sprawy i jak możliwe jest rozerwanie kajdanek zespolonych. Gen. insp. Jarosław Szymczak tłumaczył, że na obecnym etapie postępowania musi obowiązywać domniemanie niewinności, więc nie ma podstaw do odsunięcia funkcjonariuszy od służby. Sytuacja z kajdankami także dla niego jest zaskakująca. Rozerwane kajdanki zostały przekazane łódzkiej prokuraturze jako jeden z dowodów w sprawie Bartosza S.

– Policjant na służbie nie jest bezkarny – zapewniał komendant główny policji. – Podlega odpowiedzialności karnej i dyscyplinarnej. Poza postępowanem prokuratorskim toczy się postępowanie wewnętrzne w tej sprawie. Zostało wszczęte natychmiast po śmierci Bartosza S. Jeśli okaże się, że policjanci są winni tej śmierci, zostaną ukarani z całą surowością.

Posłowie Zjednoczonej Prawicy krytykowali opozycję za zwołanie posiedzenia w tej sprawie. Ich zdaniem, to działanie przedwczesne i niepotrzebne, obliczone na polityczny efekt. Dla nich w sprawie Bartosza S. nie dzieje się nic niepokojącego.

FOT.PIOTR KANIKOWSKI

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułPrawo UE wyżej niż konstytucja? Spór Jakiego i Sikorskiego
Następny artykułBogata stawka Rajdu Śląska