A A+ A++

– Tak, rozmawialiśmy o presji. Ale co z tego? Co mogliśmy z nią zrobić? Jedynym sposobem była butelka.

Przed seminarium był abstynentem. A tam, jak mówi, „butelka kręciła się na okrągło”.

– Szklankę wódki wypijałem na raz. Dla mnie nie jest to żaden powód do dumy, ale do wstydu. Taka była jednak prawda. Topiliśmy wszystkie smutki w alkoholu – mówi były kleryk. – Seminarium sprzyjało powstawaniu problemów alkoholowych, które potem miały swoje konsekwencje. Nie mieliśmy tam żadnej opieki, pomocy psychologicznej. Nawet proste, fizyczne wyładowanie stresu stało się niemożliwe. Zostawała butelka.

Jak alkohol trafiał za mury seminarium? Sposobów było sporo. Najprostszy: przechadzka z plecakiem.

– Wychodziłeś, kupowałeś, przenosiłeś przez furtę dwie, trzy butelki – opowiada Marcin. – Piło całe seminarium. Wszyscy pili. Ja na trzecim roku piłem z chłopakami z czwartego, piątego roku. My chodziliśmy do nich, oni przychodzili do nas.

Jak klerycy się ukrywali?

– Mieliśmy różne schowki. Na przykład za oknem: wsadzało się wódkę do rynny. Jeśli miało się balkon, to gdzieś za barierką. Każdy kleryk miał też szafeczkę zamykaną na klucz. A w każdej szafce były dwie rzeczy nielegalne: telefon komórkowy i flaszka wódki.

Pamięta: siedzieli z kolegą w pokoju i pili wódkę. Udawali, że się uczą.

– Nagle do pokoju wszedł przełożony. Mieliśmy wysokie szklanki. Trzy czwarte zalane wódką, reszta sokiem owocowym. Przełożony nie powiedział ani słowa.

Czasem wódkę wlewało się do kubka i piło jak kawę.

***

– W seminarium nie można było spożywać alkoholu, nie wspominając o narkotykach. Za takie rzeczy zazwyczaj się wylatuje – mówi ksiądz Kamil Podlaszuk.

– Za jeden przypadek czy za nadużywanie? – pytam.

– Trudno stwierdzić, czy złapany kleryk napił się raz, czy nadużywa. Pamiętam, że bardzo się pilnowaliśmy.

– Nikt nie wpadł?

– Czterech kleryków złapano na piciu. Zostali za to wysłani na roczny urlop. Każdy musiał mieć przerwę w formacji.

– Żeby przemyśleć swoje postępowanie?

– Tak. Przez ten czas dwóch starszych pracowało w swoich parafiach, a dwóch młodszych – w Caritasie. Dla nich skończyło się to w miarę dobrze, ale pamiętam, że wisiała nad nami wszystkimi poważna groźba, że za picie się wyrzuca, że to nie przejdzie. W seminarium nie wolno też wychodzić bez zgody przełożonych. W miarę swobodnie mogliśmy się poruszać w obrębie osiedla, na którym mieści się olsztyńskie seminarium.

– Dlaczego?

– Bo nie jest położone w centrum, mamy więc daleko do starówki. To osiedle leży na uboczu, wśród domków jednorodzinnych, paru sklepów, Biedronki. W pobliżu jest las. Tam mogliśmy chodzić, oczywiście w czasie wolnym. Poza osiedle mogliśmy wychodzić raz w tygodniu, w czwartki, na trzy godziny. Jeśli chciało się wyjść na dłużej lub wyjechać z Olsztyna, trzeba było się osobiście zwalniać u przełożonych. Nie zawsze się zgadzali. Do domu mogliśmy jeździć tylko na Wszystkich Świętych, Boże Narodzenie, tydzień ferii zimowych, Wielkanoc i wakacje.

W seminarium można palić, ale nie wszędzie na terenie budynku. Jest wyznaczone specjalne miejsce za kotłownią, żeby nie rzucać się w oczy.

***

– Jeśli pijesz przez rok, dwa, w końcu wódka nie robi na tobie żadnego wrażenia. Czy ktoś został złapany? Zdarzało się. Ale zwykle byli to „nietykalni” – opowiada Marcin.

– To znaczy?

– Donosili albo mieli bliskie relacje z przełożonymi. Nawet obecny wysoko postawiony w kurii duchowny, o którym wszyscy wiedzieli, że był homoseksualistą, został przyłapany z wódką. Ale miał bliskie relacje z pewnym przełożonym i nic mu się nie stało. A gdybym to był ja? Miałbym pewnie dwie godziny na spakowanie swoich rzeczy.

Zwyczaje z seminarium często stają się zwyczajami w życiu księżowskim.

– Przykładem jest to, co księża kupują sobie na imieniny. Albumy? Różańce? Nie, to zawsze butelka dobrego alkoholu – twierdzi Marcin. – Będąc na parafii w Szklarskiej Porębie, jeździłem z księdzem do Czech, gdzie kupowaliśmy trzy, cztery kartony wódki. To starczało na rok – na prezenty dla księży z okazji imienin lub urodzin.

***

Statystyki mówią, że siedem do dziesięciu procent ludzi jest uzależnionych lub zagrożonych uzależnieniem od alkoholu. Według księży zaangażowanych w profilaktykę uzależnień tę skalę z powodzeniem można stosować także wobec duchownych. Pije się jak w każdym innym zawodzie.

Księża borykający się z uzależnieniem mogą korzystać z pomocy Diecezjalnego Ośrodka Duszpasterstwa Trzeźwości w Kowalewie, prowadzonego przez księdza Wiesława Kondratowicza, trzeźwego alkoholika, albo z ośrodka księdza Henryka Korży w Nałęczowie. Mogą także zaangażować się w życie jednej z kilku wspólnot i organizacji, takich jak Centrum Psychologiczno-Pastoralne „Metanoia” w Płocku czy Fundacja „Światło-Życie” im. ks. Franciszka Blachnickiego, które zajmują się między innymi profilaktyką uzależnień i pomocą osobom uzależnionym. Jednak to ośrodki w Kowalewie i Nałęczowie przeznaczone są wyłącznie dla osób duchownych.

A klerycy? Ci, którzy złamią regulamin, sięgną po butelkę i dadzą się na tym złapać, zostaną z seminarium wyrzuceni, nie zostaną księżmi, nigdy nie odczują kapłańskiej samotności i nigdy nie staną pijani przy ołtarzu. Ale ci, którzy tendencję do uzależnienia jakimś cudem ukryją, wyprą albo opanują tymczasowo na kilka lat, będą tymi sytuacjami podwójnie zagrożeni.

„W seminarium nie ma programu skierowanego do kleryków jako do potencjalnych alkoholików – mówił serwisowi eKai.pl ksiądz infułat Jan Sikorski, ojciec duchowny kapłanów w archidiecezji warszawskiej. – Nie znaczy to jednak, że w rozmowach nie przestrzega się ich przed niebezpieczeństwami, z którymi mogą się zetknąć. Zresztą klerycy wyjeżdżają na wakacje, mają praktyki duszpasterskie w parafiach, więc z tymi problemami się czasem stykają.

Jednak nie jest to dla nich problem istotny na tyle, żeby stosować wobec nich jakąś profilaktykę. Klerycy wiedzą z własnej obserwacji, że wielu parafian poczytuje sobie za zaszczyt, żeby z księdzem wypić kieliszek wina albo, nie daj Boże, wódki. Jako ojciec duchowny zawsze ich przed tym przestrzegałem. Uczulałem, by byli bardzo powściągliwi i nie dali się nigdy na coś takiego namówić”.

Odizolowanie od świata zewnętrznego i życie ściśle określone w regulaminie nie zawsze pomaga w walce z ludzkimi słabościami.

„Bywałem w seminarium praskim w Czechach. Tam klerycy mogą w niedzielę kupić sobie piwo i wypić przy obiedzie. Jest jednak jedna zasada: alkoholu nie wolno spożywać w pokojach prywatnych, ale tylko w miejscach wspólnych. Alkohol nie jest demonem, demonem jest jego nadużywanie” – tłumaczył „Rzeczpospolitej” jezuita ojciec Józef Augustyn, rekolekcjonista i autor książek. I dodawał: „Formacja jest tu decydująca. Na ile jednak przemieni ona kleryka Kowalskiego, zależy od jego zaangażowania. Sześć lat może uczynić go świętym, ale może też stać się okazją, by stwardniał czy wręcz stał się cyniczny. Jakość spełnianej przez księdza posługi zależy od jego codziennej relacji z Bogiem”.

Jak dostrzec sygnały świadczące o tym, że z klerykiem dzieje się coś złego? Co jest ważniejsze: towarzyszenie czy stymulowanie do zadawania pytań? O to pytam księdza Grzegorza Kosakowskiego, formatora i psychoterapeutę.

– Jedno i drugie. Tak naprawdę nie trzeba tu żadnej wielkiej filozofii: wystarczy normalna obserwacja. Jak dana osoba funkcjonuje wśród rówieśników, na zajęciach, w kaplicy, przy sprzątaniu, na modlitwie, podczas wypadu w góry? Znowu odwołam się do analogii z życiem rodzinnym, która dobrze to opisuje: jeśli matka i ojciec są wystarczająco dobrzy, nie muszą wiele robić, by dobrze wychować swoje dzieci. Oni po prostu są, są razem z nimi.

– Jakie sygnały powinny wzbudzić u formatora niepokój?

– Dla mnie bardzo niepokojące jest, jeśli kleryk się izoluje od reszty wspólnoty. Chce być sam, szuka samotności, ale nie takiej zdrowej, potrzebnej od czasu do czasu każdemu z nas, tylko zupełnej izolacji. To niedobry znak. Równie niedobre są wszelkie skrajności w zachowaniu tych młodych ludzi: jeśli ktoś za bardzo poszukuje „wybicia się”, jest nadaktywny lub przeciwnie: jeśli jest nieobecny, nieaktywny, zawsze pokorny, przytakujący. Jedno i drugie jest nienaturalne, zdrowy jest tak zwany złoty środek. Wzajemne kontakty we wspólnocie bardzo dobrze to pokazują. Ale żeby dostrzec, co się dzieje z ludźmi, konieczna jest obecność: trzeba z nimi być. Nie wystarczy wpaść na chwilę.

Czytaj także: Seks, nieustanna kontrola i pełne posłuszeństwo. Jak żyją klerycy w polskich seminariach?

Fragment: Mariusz Sepioło, „Klerycy. O życiu w polskich seminariach”. Wydawnictwo Znak 2021. Więcej w książce.

Mariusz Sepioło - „Klerycy. O życiu w polskich seminariach”, Wydawnictwo Znak 2021


Mariusz Sepioło – „Klerycy. O życiu w polskich seminariach”, Wydawnictwo Znak 2021

Fot.: Materiały prasowe

„Klerycy. O życiu w polskich seminariach”

Nakładem Wydawnictwa Znak ukazuje się właśnie książka „Klerycy” – reportaż Mariusza Sepioły, dziennikarza, który od ponad 10 lat pisze o sprawach polskiego Kościoła, o życiu w polskich seminariach. Autor wszedł do środowiska kleryków i odbył przełomowe rozmowy z byłymi, obecnymi i przyszłymi księżmi.

Jego rozmówcy mówią całą prawdę o codzienności za murami seminariów, choć niełatwo im było opowiadać o sprawach intymnych i bolesnych. Nie unikają tematów trudnych, jak: molestowanie, polityka, homoseksualizm, skandale obyczajowe. Książka pokazuje, gdzie zaczynają się problemy polskiego Kościoła.

Czego jeszcze nie wiemy o tym, co dzieje się za zamkniętymi drzwiami tej instytucji? Jak wygląda życie kleryka? Książka jest już dostępna tutaj.

Dla części kleryków pójście do seminarium było najlepszą decyzją w życiu, dla innych – początkiem dramatu. Są tacy, którzy uznają sens narzuconych zasad, i tacy, którzy nie wytrzymują izolacji i kontroli przełożonych. Dla jednych celibat to wartość, dla drugich – źródło hipokryzji w Kościele.

Czy kleryk rezygnuje ze wszystkich przyjemności? Jak przyszli księża radzą sobie z mrocznymi stronami Kościoła? Czy to właśnie w seminariach rodzą się patologie związane z tą instytucją? Kto odpowiada za spadek powołań i liczne odejścia z kapłaństwa? Czego tak naprawdę uczą polskie seminaria? Czy są sposobem na łatwą karierę? Jak wygląda świat, którego jesteśmy blisko, lecz kompletnie go nie znamy?

Czytaj także: Mamy najmniejszą liczbę powołań od czasów Gierka. Prof. Mikołejko: „I u nas zacznie brakować księży”

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułZaproszenie na rajd rowerowy ZAMBRÓW – CZYŻEW z cyklu „Zambrów na rowery 2021”
Następny artykułKuchnia neolitu na Krzemionkach