A A+ A++

Joe Biden, zdecydował się, zapewne w obliczu powszechnej fali krytyki formułowanej nawet w sympatyzujących z Demokratami mediach liberalnych, wrócić z urlopu w Camp David i wygłosił (przemówienie) (https://www.whitehouse.gov/briefing-room/speeches-remarks/2021/08/16/remarks-by-president-biden-on-afghanistan/) w kwestii Afganistanu. Nawet nadająca z Kabulu reporterka CNN Clarissa Ward, która nota bene, co też jest ciekawym zjawiskiem zastosowała się do polecenia Talibów i swe relacje od poniedziałku nadaje ubrana w muzułmańską burkę, zwróciła uwagę, że amerykański prezydent wiele mówił o tym dlaczego Ameryka wycofuje się z Afganistanu, ale nic nie powiedział o stylu tej ewakuacji, a to on wzburzył światową opinię publiczną.

Tym nie mniej warto poświęcić nieco uwagi temu co powiedział Biden. Mieliśmy bowiem do czynienia z ważnym wystąpieniem poświęconym „wielkiej amerykańskiej strategii”, w którym znaleźć można zapowiedzi zmian o charakterze fundamentalnym. Z pewnością jeśli zostaną one zrealizowane zmieni się sytuacja amerykańskich sojuszników, w tym i nasza.

Punktem wyjścia jest w tym wypadku deklaracja Joe Bidena, że dalsze obecność w Afganistanie stanowiłaby „odpowiedź na zagrożenia dnia wczorajszego”, a on zdeterminowany jest reagować na dziś rysujące się wyzwania. Nie ma już zagrożenia w postaci Al.-Kaidy, międzynarodówka terrorystyczna jest teraz aktywna w Syrii, w Somalii czy na Półwyspie Arabskim. Stany Zjednoczone będą się, jak zadeklarował Biden, aktywności przyglądać się sytuacji i w razie potrzeby reagować. Tego rodzaju uwaga nie oznacza rezygnacji z operacji antyterrorystycznych, które będą w przyszłości realizowane przez amerykańskie siły, ale nie może implikować funkcjonowania lądowych baz wojskowych w oddalonych lokalizacjach. Mamy do czynienia zatem, jak się wydaje, z zapowiedzią redukcji zamorskiej obecności amerykańskich sił zbrojnych, co w kontekście trwającej procedury posturę review jest ważną deklaracją. Ameryka będzie reagować, ale nie w sposób automatyczny. Rezerwuje sobie prawo oceny na ile rozwój wydarzeń w odległych krajach jest groźny z punktu widzenia jej interesów oraz jakich narzędzi użyć aby powstrzymać niekorzystną ewolucję sytuacji. Tym bardziej, że jak zaznaczył amerykański prezydent, Stany Zjednoczone „mają zdolności” reagowania „zza horyzontu”, czyli dokonywania punktowych uderzeń w każdym punkcie świata bez konieczności uciekania się do wysyłania na stałe dużych kontyngentów wojskowych. Tego rodzaju strategia umożliwia likwidację amerykańskich wrogów znajdujących się nawet na krańcach świata, przekonał się o tym Ghasem Solejmani dowódca irańskiego Korpusu Strażników Rewolucji, zgładzony za administracji Trumpa, ale wyzbyta jest aspiracji w zakresie trwałej przebudowy sytuacji w państwach oddalonych od Ameryki. Zapewne z tego powodu w pierwszej części swego wystąpienia Biden kilkakrotnie podkreślał, co zresztą nie wydaje się zgodne z prawdą, ale waga tego twierdzenia ma związek z obecną sytuacją i planami na przyszłość, a nie z ocena historycznego zaangażowania, że Stany Zjednoczone nie interweniowały w Afganistanie z zamysłem realizowania projektu „nation building”. Nawet jeśli można mieć co do tego wątpliwości, to wydaje się, że tego rodzaju stwierdzenia należy odbierać w kategoriach deklaracji co do kształtu przyszłej polityki. A zatem mamy do czynienia zapowiedzią kresu ideologicznie (świat liberalnych wartości, eksport demokracji etc.) motywowanej polityki Waszyngtonu na krańcach świata. Teraz mają liczyć się interesy oraz rachunek sił i środków.

Biden powiedział również, że obejmując urząd miał do wyboru, albo zwiększenie zaangażowania wojskowego w Afganistanie, albo kontynuowanie, a nawet przyspieszenie ewakuacji. Nieważne czy ta ocena sytuacji odpowiada prawdzie, James Jay Carafano z Heritage Foundation jest np. zdania, że plan Trumpa na ewakuację Afganistanu był zupełnie inny i to co zrobiła administracja Bidena nie miała nic wspólnego z jakimkolwiek planem, w tym z egzekwowaniem czy Talibowie wywiązują się z porozumienia z Doha, co innego jest jednak istotne w deklaracjach Bidena. Otóż warto zwrócić uwagę na wypowiedziane przezeń argumenty, które potwierdzają słuszność decyzji o wycofaniu. „Przywódcy polityczni Afganistanu poddali się i uciekli z kraju. Armia afgańska rozpadła się, czasem nawet nie próbując walczyć.” To czytelne przesłanie – Stany Zjednoczone nie będą walczyć w interesie innych państw, jeśli ich elity i siły zbrojne w sposób adekwatny nie będą reagować na stojące przed nimi zagrożenia. Jeśli jest to argument potwierdzający słuszność podjętej decyzji w sprawie Afganistanu, to można a nawet należałoby go rozszerzyć na całość amerykańskich relacji sojuszniczych, zwłaszcza, że współgra on z wypowiedzianymi wcześniej deklaracjami o „reagowaniu zza horyzontu”. Mamy w tym wypadku jasno zarysowaną, choć nie wprost, strategię uporządkowania relacji sojuszniczych. Ciężar obrony wysuniętych rubieży spoczywał będzie na państwach sojuszniczych, które muszą wykazać się gotowością walki we własnym interesie. Stany Zjednoczone będą tę aktywność wspomagać, ale nie zagwarantują nikomu bezpieczeństwa bez jego własnego zaangażowania i udziału. Interweniowanie „zza linii horyzontu” i oszczędniejsza obecność wojskowa „na lądzie” w gruncie rzeczy oznacza redukcję zainteresowania Stanów Zjednoczonych codziennymi problemami oddalonych geograficznie sojuszników i skoncentrowanie się na generalnej równowadze sił, tak aby nie powstawały zagrożenia dla amerykańskich interesów.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułZaszczep się przeciwko pneumokokom
Następny artykułBezpłatne badanie w mobilnej pracowni mammograficznej w Wołominie