A A+ A++

NEWSWEEK: Pana ślub to prowokacja? Tak to ocenia wiceminister sprawiedliwości.

DR MACIEJ W. SOCHA: – To jakaś kuriozalna sytuacja, wręcz trudno uwierzyć, że wysoko postawiony urzędnik państwowy poczuł się w obowiązku skomentować naszą prywatną uroczystość.

„Skoro w Polsce grozi odpowiedzialność karna za fikcyjne związki małżeńskie to może należałoby też ukrócić takie błazeństwa jakie miały miejsce w Bydgoszczy” – tak to ujął pan wiceminister.

– Wielu moich znajomych odebrało to wprost jako próbę odstraszenia od zawierania związków: „odpowiedzialność karna”, „fikcyjne związki”, „ukrócić”… Ton tej wypowiedzi jest bardzo charakterystycznym przykładem tego, jaki stosunek do obywateli mają obecnie rządzący. Chciałbym przekazać panu wiceministrowi, że mój związek z Mateuszem nie jest fikcyjny ani pod względem emocjonalnym, ani pod względem prawnym. Łączy nas więź duchowa, gospodarcza i fizyczna. Wzięliśmy ślub w Szkocji, tam powiedzieliśmy sobie „tak”, co dosłownie brzmiało „I do”, ponieważ mój własny, ukochany kraj nie daje nam takiej możliwości. Przypominam, że w Szkocji, a także w znakomitej większości krajów europejskich związek, jaki zawarliśmy z Mateuszem jest równy tym, które zawierają pary heteroseksualne.

Nie znam pana Marcina Romanowskiego, a on nie zna ani mnie, ani mojego męża, więc nie rozumiem dlaczego dał sobie prawo do oceny naszego związku i błędnie założył, co czujemy i myślimy. Jestem zdumiony i oburzony tym, że urzędnik, który jest opłacany z moich podatków, zwraca się do mnie z takim nieszacunkiem. Pan wiceminister może mieć dowolne poglądy polityczne, ale nie ma prawa głosić homofobicznych treści. Homofobia, to nie jest pogląd, to nie jest zdanie na jakiś temat, to choroba, której konsekwencją są złe, szkodliwe działania, stające się przyczynkiem do obrzydliwych, nienawistnych stwierdzeń i działań. Jeżeli ktoś słyszy, że wiceminister sprawiedliwości wypowiada się w taki sposób, myśli sobie: jest na to przyzwolenie. To nic innego, jak wypuszczanie sygnałów, że wolno jakąś grupę osób atakować. W krajach nieco bardziej rozwiniętych społecznie, niż nasz, takie wystąpienie urzędnika państwowego byłoby nie do przyjęcia, a ostracyzm polityczny i społeczny, nie pozwoliłby mu piastować dłużej tego stanowiska. Tak, jak nieprawdziwe, w żaden sposób nieuprawnione i po ludzku niedopuszczalne jest głoszenie, że kobiety nie są równe mężczyznom, tak niedopuszczalne jest głoszenie, że osoby LGBTQIA nie są równe osobom heteroseksualnym albo ciemnoskórzy osobom o innym kolorze skóry.

Nasz ślub i później przyjęcie dla naszych bliskich, to był przepiękny czas i ten pan nie jest w stanie nam tego zepsuć.

Podjął jednak próbę. I to dość okrutną, biorąc pod uwagę to, jak bardzo wam na tym ślubie zależało, jak wiele było w nim symboliki.

– Wzięliśmy ślub 23 lipca. To dzień śmierci mojej mamy, która bardzo dużo dla mnie znaczyła. Była dla mnie wzorem i wyrocznią jeśli chodzi o zachowanie i człowieczeństwo. Dokładnie rok po jej śmierci, 23 lipca, urodził się mój siostrzeniec. To był trudny dla naszej rodziny czas, siostra wymagała pilnego cięcia cesarskiego i to w rocznicę śmierci mamy. Pamiętam, jak bardzo bała się tej daty, ale nie można było czekać i to ja wykonałem to cesarskie cięcie. „Urodziłem” wnuka mojej mamie i syna Izie i Marcinowi. Tym sposobem 23 lipca, stał się dla nas wszystkich bardzo ważnym dniem w roku. Gdy urzędniczka szukając terminu, w którym mogłaby nam udzielić ślubu, zaproponowała 23 lipca, popłakałem się. Bardzo szybko załatwiliśmy dokumenty odpowiadające wizie małżeńskiej i bilety ale, ze względu na obostrzenia, nie mogliśmy zabrać nikogo z Polski. Byli tylko świadkowie, którzy dolecieli z Londynu – kuzynka Mateusza wraz z partnerem.

Początkowo myślałem o tym, że zamówię nam szpanerskie obrączki Tiffany, o których zawsze marzyłem, ale gdy tylko tato Mateusza powiedział, że chciałby nam podarować obrączki, nie mieliśmy najmniejszych wątpliwości, które będą lepsze, przyjęliśmy ten prezent z ogromnym wzruszeniem. To szczególny gest, bo mój teść – człowiek głęboko wierzący, który ciągle słyszał w kościele i TVP o tym, że geje, to zagrożenie i w ogóle jacyś źli ludzie, prowadzący się po ulicach na smyczy – zmagał się na początku z informacją o tym, że jego syn zakochał się w mężczyźnie. Nie było mu łatwo się z tym pogodzić właśnie dlatego, że o gejach słyszał same obrzydliwe rzeczy i wierzył, że są prawdziwe. Dopiero, gdy mnie poznał, gdy zobaczył, jak wygląda nasz związek, to się szybko zmieniło. Teraz jestem ukochanym zięciem teścia. I to, że podarował nam obrączki jest bardzo symboliczne.

Poza tym obaj z mężem mieliśmy muszki podarowane przez Magdę i Michała, którym właśnie prowadzę kolejną ciążę. Ja byłem w marynarce, którą uszył mi kiedyś mój przyjaciel Karol Włodarski, znana ikona krawiectwa męskiego, który niedawno zmarł. Dzień naszego ślubu był pełen takich symboli.

Urzędniczka, przed którą składaliśmy przysięgę, była dla nas emanacją urzędu państwowego, przyjacielem i pełnym szacunku przedstawicielem prawa. Przysięga, która po angielsku brzmi inaczej, niż po polsku, jest równie wzruszająca. Było pięknie. Nam jednak brakowało tego, że nie możemy powiedzieć sobie „tak” po polsku, i że nie ma z nami rodziny, przyjaciół. Stąd pomysł, by zorganizować uroczystość w Polsce. Zrobiliśmy to 5 sierpnia, w dzień moich urodzin.

Żyjemy z mężem równolegle w dwóch miastach – w Gdańsku i Bydgoszczy, gości zaprosiliśmy do Bydgoszczy, żeby przed tymi, na których nam zależy, którzy są nam bliscy, złożyć przysięgę: „Ja, Maciej, wziąłem sobie Ciebie, Mateuszu, za męża, a dziś tu, przed Wami wszystkimi chcę po polsku, jeszcze raz powiedzieć, że ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską”. Co może być złego w tym, że dwie, kochające się osoby, postanowiły przed swoimi bliskimi powiedzieć o swoich uczuciach? Takie wyznanie sobie miłości jest przecież jednym z piękniejszych gestów zespalających dwie osoby. To, że prezydent miasta, Rafał Bruski przekazał nam list gratulacyjny, a wiceprezydent przyjął zaproszenie i przyszedł złożyć nam życzenia, wyściskać nas, wypić toast, sprawiło, że to miasto, które od zawsze było nam bliskie, które nas zachwycało, teraz pozostanie w naszych sercach na zawsze.

Wydaje mi się, że my, Polacy, w znakomitej większości jesteśmy dla siebie dobrzy, akceptujący, szanujący innych. Lekcja, którą jeszcze musimy odrobić, to oczyszczenie przestrzeni publicznej z hejtu, tych wszystkich wpisów obraźliwych, agresywnych, atakujących inne osoby. Jeżeli osoby publiczne, pełniące ważne funkcje w tym kraju, przestaną głosić treści, których po prostu głosić nie przystoi, przestaną opowiadać biologiczne bzdury i manipulować w imię politycznych interesów, to naprawdę będzie dobrze. Patrzę w przyszłość z ogromną nadzieją. Nawet większą, niż przed ślubem.

Co się zmieniło?

– Nie spodziewaliśmy się, że wiadomość o naszym ślubie rozejdzie się po całym kraju. Informacje były chyba we wszystkich mediach. Gdy wróciliśmy do pracy dostaliśmy kwiaty, prezenty i życzenia od szefostwa, współpracowników, lekarzy, pielęgniarek i położnych. Wzruszające były życzenia od studenckiego koła naukowego. To coś niesamowicie pięknego. Od dnia ślubu, a właściwie od czasu poinformowania innych o tym zamiarze, dostajemy wielkie wsparcie i dowody sympatii.

Jest pan w stanie zrozumieć dlaczego z jednej strony ludzie zachowują się tak życzliwie – nawet pod wpisem wiceministra sprawiedliwości są szczere życzenia, zachwyty, jaki piękny związek, jaka miłość, jakie to romantyczne. A z drugiej strony wciąż te okropne hasła, już nawet nie „Stop ideologii LGBT”, ale „Stop LGBT”, „Stop dewiacji”. Wciąż są te uchwały o „strefach wolnych od”…

– Zło, które dzieje się wokół nas jest często motywowane politycznie. Jako lekarz, jako nauczyciel akademicki, jako wykształcony człowiek nie jestem w stanie sobie wyobrazić, że ktoś rzeczywiście mógł uwierzyć w istnienie jakiejś ideologii LGBT. To był wytrych, który pozwalał uruchomić machinę nienawiści i sterować niektórymi ludźmi. Tymi ludźmi, którzy są niewyedukowani, którym wydaje się, że nigdy nie znali geja czy lesbijki i którzy zaczynają czuć strach przed osobami LGBT+, gdy słyszą o nich tyle okropnych rzeczy. Aktualnie specjalizuję się w seksuologii i im więcej się uczę, tym mam większe przekonanie, że w Polsce desperacko potrzebujemy lepszej edukacji, w tym edukacji seksualnej. W tej chwili uczciwa edukacja seksualna po prostu nie istnieje. Nie mamy żadnej edukacji wolnościowej ani nowoczesnej edukacji społecznej. Etyka, jeżeli już jest w szkole, to często – jak się okazuje – prowadzona jest przez księdza lub katechetkę. To kuriozalne! Gdyby edukacja była lepsza, wszystkim nam żyłoby się lepiej, łatwiej. Osoby niewyedukowane, niepewne, łatwo dające się zastraszać, to idealna grupa dla cynicznych polityków, którzy doskonale wiedzą, że jak na ten podatny grunt rzucą nasienie nienawiści, to wykiełkuje hejt i to zrodzi wojnę.

Gdy zobaczyłam ten wpis wiceministra sprawiedliwości, pomyślałam o sprawie, którą pan ma za to, że w styczniu obrzucił pan jajami baner z homofobicznymi hasłami. Głośna akcja, po której usłyszał pan aż cztery zarzuty. Co teraz?

– Dostałem wyrok nakazowy, odwołałem się, czekam na rozprawę sądową, liczę na prawo i sprawiedliwość. Nie żałuję, że wtedy tak zareagowałem, to był odruch. Przejeżdżaliśmy z narzeczonym przez Rondo Grunwaldzkie w Bydgoszczy, zobaczyliśmy ludzi w żółtych kamizelkach trzymających dwa wielkie banery. Na jednym widniało zdjęcie z rozkawałkowanymi szczątkami ludzkiego płodu, na drugim: „CZEGO LOBBY LGBT CHCE UCZYĆ NASZE DZIECI?” i znak „STOP PEDOFILII”. To wszystko obliczone na proste skojarzenia: geje, to pedały, a pedały, to pedofile. Na drugim banerze zobaczyłem zbitkę: „aborcja eugeniczna”. Z głośników puszczali w kółko tę okropną bzdurę, że w Polsce zabija się dzieci w siódmym miesiącu ciąży. W jednym miejscu dostałem dwa komunikaty, pierwszy, że jako lekarz jestem bezwzględnym, cynicznym uczestnikiem „przemysłu zagłady”, mordercą dzieci, a drugi, że jako gej jestem sprawcą tzw. seksualizacji dzieci i pedofilem.

Myślałem, że eksploduję. Musiałem zareagować, zrobić cokolwiek, aby ich powstrzymać albo chociaż jasno zamanifestować swój sprzeciw. To, że zacząłem rzucać w te hasła jajkami, to był odruch. Moja kontrmanifestacja. Nie mogłem przystać na to: „a niech sobie stoją i głoszą, co chcą, ich prawo”. To przecież nieprawda! W Polsce mamy, niestety, tendencję do fałszywej symetryzacji. Widać to także w mediach – zaprasza się do studia panią Kaję Godek oraz posła Krzysztofa Śmiszka i mają się ścierać. To jakby zaprosić do rozmowy kata i ofiarę. Nie!

Tym, którzy może nie wiedzą, powiedzmy: fundacja, którą kieruje Kaja Godek forsuje projekt „Stop LGBT” i rozpowszechnia treści w rodzaju: „lobby LGBT bywa powiązane wprost z lobby pedofilskim”. Poseł Śmiszek jest gejem.

– I co w takiej sytuacji ma powiedzieć poseł Śmiszek? Jak to jest możliwe, że osobę, którą dotykają homofobiczne treści sadza się tuż przy osobie, która je głosi? Dlaczego uznaje się to za uprawnione? Tak, jak czymś niewyobrażalnym byłoby, żeby członek Ku Klux Klanu znalazł się w jednej debacie z osobą czarnoskórą, tak samo nie powinno dochodzić do tego, że sadza się obok siebie osobę LGBT i kogoś, kto odmawia tej osobie praw, przyrównuje ją do pedofila. Tu nie ma symetrii. Ja się na coś takiego zwyczajnie nie zgadzam. Ani na to ani na zaśmiecanie świata tymi niby–naukowymi argumentami LGBTfobów.

Po tym, jak pan obrzucił homofobiczny baner jajami, hejterzy nazwali pana bandytą z LGBT, mordercą, były żądania, żeby wyrzucić pana z pracy. To ustało?

– Na szczęście mądrość moich szefów jest dużo większa, niż nienawiść tych osób, które żądały wyrzucenia mnie z pracy. Mam dużo wiary w ludzi i – mimo wszystko – z wielką nadzieją patrzę w przyszłość. Musimy tylko odrobić te lekcje, o których mówiłem – nie pozwalać na to, by w przestrzeni publicznej pojawiały się treści agresywne, atakujące mniejszości i zająć się edukacją. Przecież w naszych dziejach, jeszcze całkiem niedawno, kobietom odmawiano praw, które mieli mężczyźni – nie miały prawa wstępu na uczelnie, odmawiano im praw wyborczych. Maria Skłodowska-Curie nie musiałaby wyjeżdżać do Francji, by studiować na Sorbonie, gdyby mogła studiować na Uniwersytecie Warszawskim. Wiemy co by było gdyby wtedy zrobić referendum wśród szacownych profesorów na UW dotyczące praw kobiet i możliwości studiowania. Ale też wiemy, że to słusznie minęło za sprawą walki kobiet i edukacji społeczeństwa, w tym elit intelektualnych. Dlatego dzisiaj powinniśmy ludziom uświadamiać równość każdego człowieka, pokazywać, że motywowany nienawiścią na tle rasowym czy seksualnym atak na jakieś grupy osób, odmawianie im praw jest wielką szkodą dla całego społeczeństwa i ostatecznie nie ma sensu. Po prostu nie przystoi.

MACIEJ SOCHA: dr n. med., adiunkt w Collegium Medicum UMK w Bydgoszczy, ordynator Oddziału Położniczo-Ginekologicznego w gdańskim Szpitalu św. Wojciecha.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułDębicka odsłona Święta Wojska Polskiego
Następny artykułOdsłonięcie Pomnika 55 Pułku Piechoty w garnizonie Leszno