Duda ruga Gowina
Prezydent Duda wręczając dymisję Jarosławowi Gowinowi wykorzystał okazję, by zrugać wypchniętego z rządu ministra i obwieścić całemu światu, że nie skorzysta z zaproszenia na spotkanie w cztery oczy – bo po pierwsze, ma zbyt dużo pracy, a po drugie nie wie kim dziś właściwie Gowin politycznie jest. Wszystkim, którzy o tym zapomnieli, Andrzej Duda przypomniał jak bardzo jest partyjnym prezydentem i jak potrafi w tym być żenujący.
By uniknąć oskarżeń o gołosłowność, przytoczmy co dokładnie powiedział prezydent: „Dzisiaj muszę panu powiedzieć, nie umiem sobie odpowiedzieć na pytanie, czy stoi przede mną […] człowiek, który nadal chce realizować […] dobry program dla Polski, który nadal chce, by tak Polska się rozwijała, czy też stoi przede mną ktoś, kto chce zmienić front i pójść dalej w polityce z kimś innym […] dziękuje za przybycie po odbiór tego dokumentu, ale powiem tak: z przyjemnością z panem porozmawiam, ale najpierw muszę zobaczyć kogo do siebie zaproszę. Dzisiaj tego tak do końca nie wiem. Proszę wybaczyć panie premierze, ale nie będzie spotkania – jak zawsze – w cztery oczy, które miało miejsce do tej pory. Mam dzisiaj bardzo ważne sprawy, podejmuje decyzję w sprawie ustaw […] Mam nadzieję […] że nie będzie pan częścią totalnej opozycji, tylko będzie pan realizował to, co rzeczywiście jest dla Polski dobre”.
Taka wypowiedź od biedy byłaby zrozumiała w przypadku premiera Morawieckiego albo prezesa Kaczyńskiego – lidera rządu i rządowego obozu, z którym Gowin właśnie rozstaje się w nie najlepszej atmosferze. Ani Morawiecki, ani Kaczyński nie pozwolili sobie na aż taki brak klasy.
Wypowiedziane przez prezydenta podobne słowa budzą wyłącznie konsternację. Prezydent zachowuje się jak rzecznik partyjnej dyscypliny, nie najwyższy urzędnik państwowy, reprezentujący jedność i ciągłość państwa. Prezydent powinien służyć powinien wszystkim Polakom, nie tylko tym, którzy są zwolennikami PiS i jego programu. Powinien być czynnikiem osłabiającym polaryzację, budującym mosty między obozem rządowym i opozycją. Jego obowiązkiem jest rozmawiać ze wszystkimi istotnymi przywódcami politycznymi, także z tymi, których była partia Andrzeja Dudy nazywa „totalną opozycją”.
Andrzej Duda z całą mocą zakomunikował tymczasem Polakom: jestem prezydentem pisowskim i mam obowiązki pisowskie. Uznał, że dymisja Gowina jest świetną okazją, by zaprezentować swoją partyjną lojalność. Prezydent odmówił spotkania z Gowinem, jakby chciał zapunktować u swojej partyjnej bazy publicznym upokorzeniem skonfliktowanego z nią polityka. Albo zapewnić na wszelki wypadek prezesa Kaczyńskiego, że on ze „zdrajcą” rozmawiał nie będzie i lider PiS nie ma co się obawiać o lojalność prezydenta.
To Gowin ugrał więcej
Spektakl z soboty był tym bardziej żenujący, że prezydent Duda publicznie postponował polityka, któremu w ramach Zjednoczonej Prawicy udało się ugrać znacznie więcej niż jemu samemu. I to dysponując o wiele słabszymi kartami. Gowin nigdy nie miał potężnego demokratycznego mandatu w postaci wygranych bezpośrednich wyborów prezydenckich: 8,6 milionów głosów z 2015 roku i 10,4 milionów z 2020 roku. Nie dysponował prawem weta, którym mógł skutecznie szachować rządową większość. A jednak to Gowinowi udało się – zwłaszcza w drugiej kadencji PiS – zbudować wokół siebie względnie niezależny ośrodek w ramach Zjednoczonej Prawicy.
Gowin zablokował wybory kopertowe – choć gdyby ich nie zablokował, cała sprawa rozbiłaby się pewnie o logistykę. Następnie Porozumienie przyczyniło się do klęski piątki dla zwierząt oraz planów zniesienia limitu wielokrotności średniej krajowej przy naliczaniu składki na ubezpieczenie społeczne. Wcześniej Gowin był w stanie wdrożyć swoją reformę szkolnictwa wyższego, mimo oporu pisowskiej profesury. Potem co prawda stracił dla niej zainteresowanie i nie reagował, gdy rozmontowywać zaczął ją Przemysław Czarnek.
Prezydentowi Dudzie nigdy nie udało się wywalczyć podobnej niezależności. Po tym, jak na chwilę przebudził się w 2017 roku, wetując dwie z trzech ustaw sądowych Ziobry oraz uderzającą w samorządy ustawę o Regionalnych Izbach Obrachunkowych, zapadł w długi sen. Wyzbył się wszelkich pretensji do prowadzenia własnej polityki, korygowania i inspirowania kursu Zjednoczonej Prawicy. Inicjatywy prezydenta – np. konsultacyjnego referendum w sprawie zmian konstytucji na setną rocznicę niepodległości – były przez rządzących po prostu ignorowane. Na tym tle, dyscyplinowanie Gowina, wypada tym słabiej.
Nie mamy co liczyć na weto?
Ta ostentacyjna manifestacja lojalności Dudy wobec własnego partyjnego zaplecza każe postawić pytanie o to, jak prezydent zachowa się wobec najbardziej kontrowersyjnych ustaw, które rządzący obóz ma w tej chwili ma na legislacyjnym warsztacie. Zwłaszcza lex TVN – Gowin miał zresztą w tej sprawie rozmawiać z Dudą, zapewne chciał przekonać prezydenta do weta.
Część komentatorów liczyła po cichu, że jeśli Kaczyńskiemu uda się zebrać w Sejmie większość konieczną do odrzucenia sprzeciwu Senatu, to właśnie prezydent może okazać się głosem rozsądku. Nawet nie z przywiązania do wolnych mediów, ale z osobistej kalkulacji. Duda w momencie ustąpienia z urzędu w 2025 roku będzie miał dopiero 53 lata, zbyt mało na polityczną emeryturę. Zważając na to, że żadnemu prezydentowi nie udało się po zakończeniu kadencji wrócić do krajowej polityki, to naturalną przestrzenią dla Dudy pozostałaby ta międzynarodowa. Jeśli nie jakieś stanowisko w międzynarodowej organizacji, to oddziaływanie na światową opinię publiczną przez wykłady, udziały w konferencjach, panelach eksperckich itp. Dudzie trudno będzie wejść w tę rolę, jeśli da się wciągnąć na listę wrogów amerykańskiej administracji i dostanie zakaz wjazdu do Stanów – o takich możliwych sankcjach dla osób zaangażowanych w przyjęcie lex TVN słyszy się coraz częściej. Gdyby Duda podpisał rzeczoną ustawę, nie mógłby też marzyć o kolejnym zaproszeniu do Białego Domu i zdjęciach z Bidenem – a wiemy jak prezydent łasy jest na takie okazje.
Czy jednak osobiste ambicje i próżność Dudy nie przegrają z jego lojalnością wobec dawnej partii i lękiem przed powiedzeniem „nie” prezesowi Kaczyńskiemu? Sytuacja z Gowinem sugerowałaby, że Duda jest w hiperlojalistycznym nastoju i na żadne zaskakujące weto nie ma co liczyć. Chyba, że Amerykanie nacisną naprawdę mocno albo sam Kaczyński wycofa się forsowania prawa wymierzonego w największą niezależną telewizję w Polsce.
Jeśli Duda faktycznie zamierza do końca kadencji robić wszystko, czego zażąda prezes Kaczyński, to jest to fatalna wiadomość. Bo może się okazać, że prezydenckie weto będzie potrzebne nie tylko w sprawie TVN. Kaczyński wyraźnie słabnie, jego władza w Sejmie się sypie. Ale im bardziej się będzie sypać, tym większa może być pokusa sięgnięcia po radykalne, mniej lub bardziej autorytarne rozwiązania – dla niektórych z nich może udać się skleić większość. Czy Andrzej Duda stanie wtedy na straży polskiej konstytucji, czy także wobec coraz bardziej radykalizującej się w autorytarnym kierunku władzy zachowa się jak notariusz? Na razie niestety trudno udzielić optymistycznej odpowiedzi na to pytanie.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS