W 4. rocznicę przejścia przez nasz region tragicznej w skutkach nawałnicy przypominamy materiał, jaki zrealizowaliśmy w sierpniu 2018 r. z obecnym komendantem KP PSP Chojnice mł. bryg. Błażejem Chamier Cieminskim. Jest to zapis zdarzeń od strony stanowiska kierowania chojnickich strażaków.
“Coś się wydarzyło. Nie wiem co. Wszystko leży”
To tylko fragment wiadomości, jaką 11 sierpnia 2017 r. po godz. 23 st. kpt. Błażej Chamier Cieminski otrzymał od dowódcy zmiany. Na służbę zostali wezwani wszyscy strażacy z chojnickiej jednostki. – Mimo, że pracuje u nas 60 ludzi, większość nie zdołała dotrzeć do komendy. Przez powalone drzewa nie byli w stanie wyjechać ze swoich miejscowości. Zaczęli się więc formować z okolicznymi jednostkami OSP. Rok po przejściu przez nasz region nawałnicy tragiczną noc i późniejsze wydarzenia wspomina komendant KP PSP w Chojnicach.
Feralnej nocy z 11 na 12 sierpnia 2017 roku Błażej Chamier Cieminski, wtedy jeszcze nie komendant a zastępca naczelnika wydziału operacyjno-kontrolno-rozpoznawczego, został wezwany do pomocy na stanowisku kierowania. W drodze z rodzinnych Charzyków minął tylko kilka powalonych drzew, nie miał więc pojęcia, z czym przyjdzie mu się mierzyć. Przez telefon od dowódcy zmiany usłyszał: „Słuchaj, coś się wydarzyło. Nie wiem co. Jedziemy do pierwszego zdarzenia w kierunku Tucholi i wszystko leży. Będzie bardzo dużo roboty”.
W dyżurce telefony się urywały. – Przez pierwszą godzinę odebraliśmy fizycznie półtora godziny rozmów. Na stanowisku obsługiwanym na co dzień przez jedną osobę, dodatkowe siedem par rąk do pracy nie wystarczało. – Zaczęliśmy przyjmować tylko zgłoszenia dotyczące zagrożenia zdrowia lub życia – wspomina st. kpt. Chamier Cieminski. O 23:48 pojawiła się informacja o harcerzach z Suszka. Wcześniej wpłynęły zgłoszenia o innych zdarzeniach z ofiarami śmiertelnymi w powiecie chojnickim. Aby do nich dotrzeć, strażacy musieli torować sobie drogę w różnych kierunkach – Zielona Chocina, Małe Swornegacie, Zapora (Mylof) i ww. Suszek. Przypomnijmy, łącznie z dwiema harcerkami żywioł pozbawił życia pięć osób w naszym powiecie.
Dowództwo nad akcją objął komendant wojewódzki. – Trudnością było to, że gdzie byśmy nie wysłali naszych zastępów, a pracowały wszystkie jednostki z powiatu, one wszędzie się zatrzymywały i nie mogły dotrzeć do miejsca, do którego były dysponowane. Nikt z nas na tamtą chwilę nie zdawał sobie sprawy z tego, co się wydarzyło na terenie Rytla, ale nie tylko. Spiesząc z pomocą utknęli nie tylko strażacy. – Karetki pogotowia były po prostu uziemione na drogach. Jedna na trasie do Bytowa, druga na drodze krajowej 22 w okolicach Rytla. Dopiero około 2 w nocy zdaliśmy sobie sprawę, że największe spustoszenie, epicentrum nawałnicy było w okolicach Rytla. Złomy drzew tworzyły zwały na 2 metry. Leżało drzewo na drzewie. Niedowierzaniem dla nas było, że 50 pilarzy, którzy byli już skoncentrowani na drodze krajowej nr 22 przez godzinę przechodziło około 200 metrów. Normalnie udrażniali kilometr w przeciągu 15 minut. To były dla nas bardzo trudne momenty. Właśnie około godziny 2 mieliśmy zarys sytuacji, gdzie całkowicie nie możemy przejechać i że to nie są pojedyncze drzewa, tylko ogromna ilość. Temu wszystkiemu towarzyszyła masa trudności logistycznych. W nocy na terenie powiatu chojnickiego nie działała żadna stacja paliw. Musieliśmy jeździć tankować do Człuchowa. Bolączką OSP był z kolei brak agregatów prądotwórczych.
Priorytetem stało się dostanie nad Jezioro Śpierewnik, gdzie odciętych od świata zostało blisko 150 harcerzy. – Od pierwszych chwil ściągaliśmy posiłki z pobliskich powiatów. 30 minut po północy zostały zadysponowane środki spoza województwa. Na pomoc chojnickim strażakom ruszyli koledzy z zachodniopomorskiego. Półtorej godziny później uruchomiono także strażaków z mazowieckiego. – Dotarli na teren naszego powiatu przed 7 rano.
Do komendy wciąż napływały zgłoszenia o harcerzach. – Dostawaliśmy informacje zarówno od uczestników obozu, opiekunów i rodziców z różnych stanowisk kierowania w Polsce. One bardzo od siebie się różniły. Np. mieliśmy informację, że harcerze przemieszczają się w kierunku drogi nr 22. Cały czas musieliśmy te informacje weryfikować. Musieliśmy sprawdzić też sytuację harcerzy z obozów w Kopernicy i Czernicy. Dotarła do nas informacja, że zdążyli się ewakuować, ale to i tak trzeba było zweryfikować.
Trasę, którą strażacy dotarli do Suszka, wskazali mieszkańcy Nowej Cerkwi. – Z Chojnic wyjechało sześć zastępów w kierunku Silna. Potem jechaliśmy przez Gockowice, Nicponie, Lotyń. Kolejne jednostki próbowały się przedostać od strony Racławek, ale wciąż napotykały na powalone drzewa. Nie bez przeszkód też strażacy dojechali w końcu do Lotynia. Stamtąd przez łąki mieli dostać się do harcerzy. Udrażnianiem drogi koordynował miejscowy – operator koparko-ładowarki Jerzy Łangowski. – Wyjaśnił nam, że dojazd od tamtej strony jest możliwy przy użyciu auta terenowego. Ja akurat posiadałem auto z napędem 4×4. Ostatni odcinek drogi pokonali pieszo. – Weszliśmy do obozu o 5:36. Przez niecałą godzinę udzielaliśmy poszkodowanym pierwszej pomocy. O 6:40 rozpoczęła się ewakuacja. Zakończyła o 9:08. Akcją kierował komendant wojewódzki, który na teren obozu dotarł łodzią. Dzieci z powalonego lasu wywożono pick-upami, które wcześniej działały na krajowej 22. – Do jednego auta pakowaliśmy 3 harcerzy i ratownika medycznego. Dowoziliśmy do Lotynia, gdzie powstał punkt medyczny. Tam lekarz decydował, co dalej. 38 osób trafiło do szpitali, reszta została przetransportowana do szkoły w Nowej Cerkwi, gdzie czekało miejsce do spania i pomoc psychologiczna. Zadaniem strażaków było również wydobycie ciał ofiar nawałnicy, dwóch dziewczynek. – Ewakuacja była bardzo trudna i czynności związane z tymi dziewczynkami też.
Mało kto wie, że na teren, przez który przeszedł żywioł, wielokrotnie dysponowano Lotnicze Pogotowie Ratunkowe. Ze względu na warunki pogodowe śmigłowce musiały zawrócić. Podobnie było z jednostkami marynarki wojennej z ratownikami wysokościowymi na pokładzie. – Oni o 4:30 wylecieli z Gdyni. Niestety, nad miejscowością Przywidz musieli zawrócić z powodu warunków pogodowych. Mieli spuścić się do obozu w Suszku po linach.
Przez kolejne dwa tygodnie strażacy z powiatu chojnickiego wsparci posiłkami z całej Polski usuwali skutki nawałnicy. – To była ogromna praca i ilość zaangażowanych sił i środków. Bardzo dobrze sprawdził się nasz system ratowniczy, dlatego że PSP jako służba wiodąca i koordynująca wszystkie działania potrafiła zadysponować z terenu całego kraju różne jednostki. Był m.in. Lublin, Łódź, Warszawa, Kraków, Poznań, Wieliczka. Na przykład do Sępólna Krajeńskiego przyjechali strażacy z Olsztyna będący na służbie. Po otrzymaniu dyspozycji od razu wyruszyli.
Komendant zawodowych strażaków składa ogromny ukłon w stronę ochotników. – Działanie OSP było niesamowite. Te jednostki potrafiły same się zmobilizować i odgruzowywać swoje miejscowości, do których nie było praktycznie dojazdu. To były bardzo ważne miejsca. W pierwszym momencie działań tam zbierały się sztaby, tam były wydawane posiłki a z pomocą dochodzili mieszkańcy. Oni byli na pierwszym froncie. OSP to nie tylko druhowie, którzy wyjeżdżają do akcji, ale i kobiety i ludzie starsi wspierający jednostkę chociażby przez przygotowywanie posiłków. – Jest ogromna siła ochotniczych straży. Choć utrzymanie jednostek OSP kosztuje, to nawałnica pokazała jak ważne one są. Co z tego, że w naszej komendzie pracuje 60 ludzi, skoro znaczna większość nie zdołała do niej dotrzeć. Dzięki rozproszeniu jednostek OSP mogli formować się z nimi.
Na terenie województwa pomorskiego w akcji usuwania skutków nawałnicy udział wzięło 6365 zawodowych strażaków i 22177 ochotników! Użyto 2268 pojazdów PSP i 4184 OSP.
Od czasu nocy z 11 na 12 sierpnia 2017 do sierpnia 2018 r. dla naszego regionu wydano czterokrotnie takie samo ostrzeżenie pogodowe. Burze z gradem 2. stopnia zapowiadano 3, 11 i 28 maja br. oraz 28 lipca. W tych dniach strażacy podjęli dwie interwencje. W Brusach poprawiali plandekę na dachu. Do Czarnowa jechali w sprawie zerwanego dachu na budynku gospodarczym. – Jak się przygotować na nadejście żywiołu? Mieliśmy cztery takie same ostrzeżenia pogodowe jak w dzień nawałnicy i tak naprawdę nic szczególnego się nie wydarzyło.
W pierwszą rocznicę nawałnicy strażacy opublikowali film, który pokazał, co działo się na stanowisku kierowania pamiętnej sierpniowej nocy…
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS