A A+ A++

Być może nie byłoby Bilińskiej – artystki, gdyby nie seria niecodziennych spotkań. Jej ojciec, lekarz Jan Biliński wysłany do miasta Wiatka, na terenie dzisiejszej Rosji, spotkał w niewielkim mieście swoją pokrewną duszę, przebywającego tam na zesłaniu artystę i malarza Michała Elwiro Andriolliego. Obaj rysowali i malowali, Andriolli w zamian za porady zdrowotne udzielał lekarzowi korekt. Szybko zauważył talent córki lekarza, kilkuletniej Anny, której rysunki pastelami miały w sobie coś z dorosłego patrzenie na świat i niezwykłą sprawność techniczną. Rodzice pozwalają jej rozwijać pasje, matka wie, że dziewczynki z dobrego domu powinny mieć obycie także w takich dziedzinach, jak rysunek i gra na instrumencie.

Anna Bilińska, ,,Nad morzem", 1886


Anna Bilińska, ,,Nad morzem”, 1886

Fot.: Materiały prasowe/ Muzeum Narodowe w Warszawie

Dzieci razem z matką wyjeżdżają z prowincjonalnej Wiatki do Warszawy. Starszy brat Anny, Zygmunt dostaje się do konserwatorium, zostanie znanym muzykiem, Anna też podejmuje studia muzyczne, ale już jako nastolatka czuje, że jej droga wiedzie gdzie indziej.

W 1877 dostaje się do klasy wybitnego polskiego pejzażysty, Wojciecha Gersona, dziś jego prace można oglądać w najważniejszych polskich muzeach. Wpływ Gersona na młodą artystkę jest widoczny w jej wczesnych obrazach. Podobnie jak on, próbuje malować sceny historyczne, zanurzone w polskich legendach i opowieściach sprzed wieków. Wpływ Gersona odbija się na karierze młodej artystki. Jej prace pokazuje warszawska Zachęta, ale Bilińska czuje, że czeka na nią świat

W podróży

Chciałbym wiedzieć, co czuła dwudziestolatka z niewielkim posagiem, która postanawia szukać swojego szczęścia w największych miastach Europy. Czego się bała, o czym myślała? Czy zdawała sobie sprawę, że to dzięki tym decyzjom, wkrótce stanie się sensacją paryskich salonów. Tymczasem na jej trasie znajdują się Monachium, Wiedeń i Rzym. Stolica Bawarii to wówczas popularne miejsce podróży najważniejszych polskich malarzy. Wiedeń jest stolicą sztuki u schyłku wieku, tam rodzi się secesja. Wenecja cieszy się niesłabnącą popularnością od wieków. Bilińska zanotuje wrażenia z podróży „Bałam się trochę: sama i czterech Włochów. Ale strach prędko minął – wybrałam miejsce na koźle, aby lepiej widzieć. Śliczna noc. Mój woźnica, poczciwe Włoszysko wyśpiewywał całą drogę”. Nigdzie nie dzieje się jednak tak wiele jak w Paryżu.

W 1860 malarz Rodolphe Julian wpada na niezwykły pomysł, chce założyć akademię kształcącą tych, którzy w przyszłości chcieliby studiować na paryskiej Ecole des Beaux-Arts. Jego szkoła tym wyróżnia się od innych, że mogą uczęszczać do niej mogą kobiety. W murach jego pracowni pojawiają się przyszłe tuzy światowego malarstwa, Émile Bernard, Pierre Bonnard. W 1882 dołączy do tego grona Anna Bilińska. Ma niespełna trzydzieści lat, a w dorobku mnóstwo niewielkich, ale wyjątkowych obrazów. Julianowi pokazuje swoje dzieła. Pejzaż z widokiem na warszawską Pragę, który rozciągał się z okna jej pracowni. W paryskiej pracowni jej twórczość zaczyna nabierać rozmachu. Widać to na obrazach zgromadzonych na wystawie. W jej portretach z tamtego czasu jest coś więcej niż tylko elegancja i siła artystycznego talentu. Jakby Bilińska potrafiła dotrzeć głębiej, zobaczyć w modelach i modelkach coś więcej niż powierzchowność.

Paryż

Niewielkie paryskie atelier dzieli z inną wychowanką szkoły Wojciecha Gersona, Zofią Stankiewiczówną. Z czasem pozna inne kobiety, które tak jak ona chcą zaistnieć w sztuce. Nie wiemy, jak wyglądała ich codzienna praca, ale możemy sobie to wyobrazić, pomaga w tym ekspozycja w Muzeum Narodowym. Jedną salę zaaranżowano tak, byśmy mogli poczuć się jak w pracowni z końca XIX wieku. Światło wpada przez delikatnie zamglone okno i równo rozprasza się popularnym jak malarstwo abstrakcje w połowie XX wieku, to jej talent można by równać z Helen Frankenthaler. Zabiera co najlepsze z tej, wówczas zdominowanej przez mężczyzn dyscypliny i dodaje to, czego nikt inny nie potrafi. Przede wszystkim korzysta z oszczędnej palety barw, ograniczając się często do szarości, brązów, żółcieni. Mimo takiego repertuaru barw obrazy mają w sobie moc, świetlistość, wigor, który krytycy nazwą „męskim”. Szybko okazuje się też, że jej talent zasługuje na uznanie. W 1883 roku zdobywa medal w szkolnym konkursie malarstwa. Rok później dostaje zaproszenie do najbardziej prestiżowego Salonu Paryskiego.

Muzeum Narodowe w Warszawie, fot Bartosz Bajerski


Muzeum Narodowe w Warszawie, fot Bartosz Bajerski

Fot.: Materiały prasowe/ Muzeum Narodowe w Warszawie

Notatnik, który prowadziła w tamtych czasach pęcznieje od wycinków gazet, z których wszystkie dotyczą jej wystaw. Większość zapisano w języku francuskim lub angielskim. „Panna Bilińska, pochodząca z Polski, maluje wytrwale i indywidualistycznie jak mężczyzna”. Męskość to wówczas kategoria największego uznania, Bilińska stara się być męska, nawet gdy maluje siebie, to tak by nie kusić urodą. Surowość jej obrazów, miała być gwarancją tego, że będzie się ją traktować poważnie. I choć dziś patrzymy na te sprawy inaczej, a tytuł wystawy „Artystka”, mówi wiele, to wówczas takie spojrzenie na świat, można było uznać za progresywne, a na pewno opłacalne. Jej prace wyjadą do Londynu, zostaną zaprezentowane w Waszyngtonie i Nowym Jorku. Pozna się na niej także Polska.

Artystyczny sukces Bilińskiej splata się z tragicznymi wydarzeniami osobistymi. Jej partner Wojciech Grabowski, z którym poznała się w Wiedniu, mieszka we Lwowie, stamtąd daleko do Paryża. W dodatku mężczyzna choruje. Gruźlica zabije go w 1885 roku, rok wcześniej Bilińska żegna swojego ojca. Jej stan emocjonalny ciąży ku depresji i właśnie wtedy tworzy swój najważniejszy obraz.

Portrecistka

Na autoportrecie z 1887 roku Anna Bilińska wygląda na zmęczoną. Nieprzeczesane włosy opadają do połowy karku, smutne oczy patrzą prosto na nas, a gdy wzrok spada w dół po ciemnej, żałobnej sukni artystki, nakrytej roboczym fartuchem, zatrzymuje się dopiero na pęku pędzli. Obraz jest surowy, postać posępnie zamyślona. Joanna Jaśkiewicz na blogu „Niezła sztuka” przypomina cytat krytyka, który recenzował pracę artystki. „Portret ten nie odznacza się wprawdzie szczególną pięknością, ale świadczy o takiej bezpośredniej prostocie i naturalności w pojęciu przedmiotu i przy wielkiej prawdzie i wyrazistości, wykonany jest z taką subtelnością techniki, że dla tych względów zasługuje w zupełności na rozgłos, jaki sobie zjednał”

Rozgłos, o którym mówi, to medal na Salonie Paryskim 1887. Jeden z największych laurów ówczesnego świata sztuki, Tym większy, że wyróżnienie dla cudzoziemki i kobiety było czymś niezwykłym. „Autoportret z paletą” jeszcze szerzej otworzył drzwi jej międzynarodowej kariery. Obok nagrodzonego na paryskim salonie obrazu, w Muzeum Narodowym wisi wybitny portret młodego amerykańskiego rzeźbiarza, George’a Greya Barnarda, który przebywał wówczas w Paryżu. Wkrótce Bernard okaże się jedną z najbardziej prominentnych postaci świata sztuki. Stworzy podwaliny dla wyjątkowego oddziału nowojorskiej MoMA – The Cloister. Kilka prac Bilińskiej trafi tam dzięki jego staraniom.

Czytaj też: Traktowały partnerów jako rozkoszne dopełnienie życia. Ten model kobiecy ciągle budzi przerażenie wśród mężczyzn

Bilińska portrecistka zyska w Europie taką renomę, że jej kalendarz wypełnią wizyty w kolejnych miastach, gdzie maluje na zamówienie. Podczas jednej z takich wizyt, nieco mimochodem powstanie obraz „Widok na Unter Den Linden w Berlinie”. Artystka w dziennikach notowała, że powstał w przerwach między sesjami portretowymi. Jest wyjątkowy z wielu powodów. Przede wszystkim to nowy rozdział w jej poszukiwaniach. Artystka, która z pogardą wyrażała się o rodzącym się wówczas impresjonizmie, zastosuje tu technikę polegającą na schematycznym malowaniu detali, skupieniu uwagi na atmosferze: mgle tłoczącej się w oddali, temperaturze i świetle, które są w centrum zainteresowania malarzy impresjonistów. Obraz znów zdobędzie niebywały poklask. „Prawdziwy talent p. Bilińskiej kładzie piętno swoje na wszystkim, czego się dotknie. (…) Nie ulega wątpliwości, że obok Bilińskiej, znakomitej portrecistki, zyskaliśmy Bilińską, znakomitą pejzażystkę” – przeczytamy w jednym w jednej z recenzji wystawy.

Anna Bilińska, ,,Autoportret niedokończony", 1892


Anna Bilińska, ,,Autoportret niedokończony”, 1892

Fot.: fot. Piotr Ligier, Muzeum Narodowe w Warszawie / Materiały prasowe/ Muzeum Narodowe w Warszawie

Niestety Bilińska nie będzie długo cieszyć się splendorem. Wystawę zamyka kolejny jej autoportret. Trudno skupić uwagę na walorach artystycznych, perfekcyjnie wykończonych rysach twarzy, światłocieniu kładącym się na górne partię sukni. Razi pustka tych miejsc, których artystka nie zdążyła domalować. Wiosną 1883 roku przyjeżdża do Warszawy. Pracuje nad kolejnymi obrazami. Trzydziestodziewięcioletnia artystka maluje w chłodnym atelier. Odzywa się stary problem z reumatyzmem i nie diagnozowana dotąd wada serca. Artystka umiera nagle, 8 kwietnia. Pozostawiając po sobie mnóstwo prac, którymi zajmie się jej mąż, Antoni Bohdanowicz.

Warszawa opłakuje jej śmierć, w prasie pojawiają się artykuły podsumowujące jej karierę. Jednak historia obędzie się z Bilińską brutalnie. Owszem jej prace wiszą w krakowskich Sukiennicach i warszawskim Muzeum Narodowym, ale dopiero dziś doczekaliśmy się wystawy i katalogu tak kompleksowo opisujących artystkę, której twórczość była nie tylko polską, ale europejską sensacją końca XIX wieku.

Wystawa „Artystka. Anna Bilińska 1854–1893”, 26 czerwca – 10 października 2021 roku, Muzeum Narodowe w Warszawie

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułPodmyte tory kolejowe. Wstrzymano ruch pociągów na trasie z Krakowa do Zakopanego
Następny artykułPiknik Rodzinny Województwa Łódzkiego w Zduńskiej Woli