Dlatego te partie skóry, które są najbardziej narażone na kontakt ze słońcem, najszybciej się starzeją. Dzieje się to nie tylko podczas plażowania, ale także podczas np. prac w ogrodzie, na balkonie czy spaceru z psem. Promieniowanie ultrafioletowe dociera do ziemi nawet w pochmurne dni i przenika przez okna i szyby aut. Nie chodzi o to, by unikać słońca, ale by korzystać z niego rozsądnie. – Opalanie jak najbardziej jest możliwe, pod warunkiem że wcześniej zabezpieczymy skórę kosmetykami chroniącymi przed jego szkodliwym działaniem – radzi dermatolog.
Jak z tym pogodzić syntezę witaminy D, która odbywa się w skórze pod wpływem promieniowania ultrafioletowego i ma wpływ nie tylko na uwapnienie kości, ale także na odporność, a nawet płodność? Badania mówią, że stosowanie kosmetyków z filtrami przeciwsłonecznymi prawie całkowicie blokuje jej powstawanie. – W naszych warunkach klimatycznych synteza skórna nie wystarcza, by pokryć zapotrzebowanie organizmu na tę ważną witaminę – mówi dr Stanković. – Dlatego jesteśmy skazani na jej suplementację. Jesienią i zimą to konieczne, ale coraz więcej autorytetów medycznych zaleca suplementację całoroczną. Uważam, że lepiej zażywać suplementy przez cały rok, niż narażać skórę na posłoneczne uszkodzenia i zastanawiać się, czy powstało w niej wystarczająco dużo witaminy D – dodaje lekarz.
Liźnięci promieniami
Chorzy na atopowe zapalenie skóry, bielactwo, łuszczycę i trądzik pospolity wyczekują słońca, bo wiedzą, że pod jego wpływem stan skóry się poprawia. – To efekt przeciwzapalnego działania promieniowania ultrafioletowego, ale smażąc się na słońcu, nie wyleczymy chorej skóry – tłumaczy dr Stanković. Jego dobroczynne działanie jest przejściowe, więc lepiej nie przesadzać z opalaniem, bo gdy lato się kończy, znowu pojawiają się zaostrzenia, w przypadku trądziku stan skóry po lecie bywa gorszy niż przed – uczula ekspertka.
W leczeniu AZS, łuszczycy czy bielactwa bezpieczniejszym rozwiązaniem jest fototerapia, czyli naświetlanie chorej skóry specjalistycznymi lampami emitującymi promieniowanie ultrafioletowe określonego rodzaju i długości fali, tak aby wywołać efekt leczniczy, ale jednocześnie nie szkodzić. – Fototerapia musi być prowadzona pod kontrolą lekarza, który w zależności od stanu skóry i wieku pacjenta decyduje o częstotliwości oraz długości naświetlań – dodaje dermatolog.
Plaża dla rozsądnych
Choć w obcowaniu ze słońcem trzeba zachować ostrożność, to jednak nie wylewajmy dziecka z kąpielą. – Oprócz wad słońce ma też zalety, które nie sposób przecenić – potwierdza dr n. med. Ewa Kempisty-Jeznach. Fantastycznie wpływa na nastrój. To nie przypadek, że latem pustoszeją gabinety psychiatrów. Długie słoneczne dni sprawiają, że samopoczucie osób borykających się z zaburzeniami depresyjnymi często samoistnie się poprawia. Latem mózg wytwarza znacznie więcej serotoniny, potocznie nazywanej hormonem szczęścia. Substratem do jej produkcji jest tryptofan, z którego powstaje także melatonina nazywana hormonem snu. Pomiędzy melatoniną a serotoniną istnieje silna zależność: kiedy rośnie produkcja melatoniny, maleje serotoniny. Zimą, gdy dni są krótkie i pochmurne, do mózgu (przez siatkówkę oka i nerw wzrokowy) dociera mniej światła niż latem. W takiej sytuacji szyszynka produkuje znacznie więcej melatoniny, czyli hormonu snu, niż latem. Oznacza to mniejszą produkcję serotoniny. Dlatego w zimowych miesiącach jesteśmy senni i wyciszeni, ale niestety bardziej skłonni do depresyjnych nastrojów, a latem weselsi, bardziej żywotni i potrzebujemy mniej snu. – Latem znacznie łatwiej zsynchronizować działanie zegara biologicznego z dobowym rytmem zmian oświetlenia – zauważa dr Kempisty-Jeznach. Melatonina zaczyna się wydzielać dopiero po zapadnięciu zmroku, dzięki czemu robimy się senni późnym wieczorem, a nie już po południu, jak ma to miejsce zimą. Latem nie potrzebujemy więc np. fototerapii, bo słońce jest od niej znacznie skuteczniejsze. Spacer w słoneczny dzień dostarcza nawet 100 tys. luksów, podczas gdy lampa emituje światło o natężeniu maksymalnie 10 tys. luksów, żarówka jedynie 500.
Podwyższone stężenie serotoniny to niejedyna przyczyna tego, że latem czujemy się szczęśliwsi. Są badania, które potwierdzają, że melanocyty, czyli komórki pigmentowe skóry, pod wpływem ultrafioletu wydzielają endorfiny, substancje poprawiające nastrój.
Słońce jest sexy
Za sprawą słońca czujemy się bardziej atrakcyjni. Opalone ciało wydaje się bardziej sexy, ponadto słońce sprzyja wysmukleniu sylwetki. – To dlatego, że przyspiesza przemianę materii, dzięki czemu łatwiej spalamy kalorie, a ponieważ więcej się ruszamy, to chudniemy – wyjaśnia internistka. Światło słoneczne ma także pozytywny wpływ na libido. – Większy niż zimą apetyt na seks to kwestia wyższego poziomu serotoniny, ale także testosteronu i żeńskich hormonów płciowych – wyjaśnia dr Kempisty-Jeznach. Zapewne dlatego parom, które mają problem z poczęciem potomka, udaje się to właśnie latem.
W długie zimowe wieczory marzymy o tym, by wygrzać się w słońcu. Starsi ludzie twierdzą, że słoneczne ciepło koi zwyrodnieniowe bóle mięśni i stawów. Czy rzeczywiście tak jest? – Energia słoneczna nie jest w stanie dotrzeć do kości i stawów, ale działa rozluźniająco na mięśnie, które często są przykurczone i bolą. Ponadto serotonina i endorfiny nie tylko poprawiają nastrój, ale także łagodzą dolegliwości bólowe.
I jak tu nie kochać słońca? – Nie ma powodu, aby pozbawiać się przyjemności korzystania z jego uroków, jeśli tylko zadbamy o bezpieczeństwo – mówi dr Kempisty-Jeznach. Warto poprosić dermatologa o pomoc w doborze właściwych do typu karnacji preparatów ochronnych i unikać plażowania pomiędzy godziną 10 a 15, kiedy promieniowanie jest największe.
Ochrona przed nadmiarem – radzi dr Ivana Stanković
Żaden filtr nie chroni w 100 proc. Ale wybierając kosmetyk do opalania, należy zwrócić uwagę, by chronił zarówno przed promieniowaniem UVA, jak i UVB, a najlepiej także przed IR (promieniowanie podczerwone) i VIS (światło widzialne). Niektóre preparaty zawierają także substancje o działaniu antyoksydacyjnym neutralizujące działanie wolnych rodników. Ogromne znaczenie ma też aplikowanie preparatu w odpowiedniej ilości co najmniej kwadrans przed wyjściem na słońce oraz (z powodu ścierania i degradacji) powtarzanie aplikacji co dwie godziny.
Dodatkową ochronę przeciwko starzeniu zapewnia skórze serum antyoksydacyjne. Nakładamy je w pierwszej kolejności, następnie krem pielęgnacyjny, na koniec kosmetyk z filtrem (chyba że krem pielęgnacyjny zawiera filtry). Preparaty z filtrami chemicznymi występują pod różnymi postaciami, np. kremów, fluidów, mgiełki do rozpylenia lub sypkiego pudru. Warto wypróbować kilka opcji, by znaleźć tę, która najbardziej nam odpowiada. Filtry chemiczne, aby blokować działanie UV, muszą najpierw wniknąć w skórę, dlatego jak każdy kosmetyk mogą wywołać podrażnienia. W takiej sytuacji trzeba sięgnąć po obojętne dla skóry filtry mineralne (najczęściej tlenek cynku, dwutlenek tytanu), których działanie polega na odbijaniu promieniowania słonecznego.
SPF (Sun Protective Factor) to współczynnik ochrony przed promieniowaniem UV. Im jest wyższy, tym dłużej możemy przebywać na słońcu bez ryzyka oparzenia. Współczynnik SPF 30 oznacza 30-krotne wydłużenie czasu, po którym dojdzie do oparzenia słonecznego. Na opakowaniu kosmetyku powinna znaleźć się informacja, czy SPF dotyczy tylko UVB (często tak właśnie jest), czy także UVA. Wartość SPF w kółeczku odnosi się do ochrony przed promieniowaniem UVA. Zalecana wartość SPF to 15 lub 30 do użytku codziennego oraz 50 w przypadku plażowania.
PPD (Persistent Pigment Darkening) mówi, ile razy preparat zmniejsza dawkę promieniowania UVA absorbowanego przez skórę. PPD 10 oznacza, że do skóry przedostanie się 10 razy mniejsza dawka UVA.
Konsultacja:
Dr Ivana Stanković – dermatolog-wenerolog. Członek Polskiego Towarzystwa Dermatologicznego (PTD). Pasjonatka laseroterapii i leczenia chorób skóry, chorób przenoszonych drogą płciową oraz dermatologii estetycznej, właścicielka warszawskiej kliniki DERMEA
Dr n. med. Ewa Kempisty-Jeznach – internista, kierownik Kliniki Medycyny Wellness Medicover, jedyny w Polsce międzynarodowy certyfikowany lekarz medycyny męskiej. Autorka książek, m.in. „Testosteron, klucz do męskości”, „Książka tylko dla mężczyzn”
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS