Ostatnie dni poświęciłem w pełni na Chernobylite. Zrezygnowałem z niektórych wyjść ze znajomymi, aby ukończyć grę serwowaną przez polskich deweloperów z The Farm 51. I, co najlepsze, nie było to spowodowane goniącym mnie terminem, a tym, że historia zdeterminowanego do granic możliwości Igora wciągnęła mnie jak bagno. Usiądźcie wygodnie w fotelu i wyciągnijcie z lodówki jakąś przekąskę, ponieważ poniższa recenzja nie będzie należeć do tych krótszych – w końcu mamy do czynienia z czarnym koniem 2021 roku.
Chernobylite pozwala zainteresowanym wcielić się w młodego, zafascynowanego swoją pasją fizyka, który jest byłym pracownikiem elektrowni. 26 kwietnia 1986 roku, godzinie 01:23, w obiekcie tym doszło do katastrofy atomowej, w skutek której życie 350 tysięcy ludzi odwróciło się do góry nogami. Jedni zginęli, drudzy musieli zmagać się z duchami przeszłości, a trzeci pożegnali się ze swoimi najbliższymi. Do tej ostatniej grupki należy protagonista recenzowanej gry, który 30 lat po wyżej wspomnianych wydarzeniach wraca na tereny otaczające jego byłe miejsce pracy. Niestety, ale nic nie jest takie, jak się wydaje.
Nie oglądaj się za siebie
Głównym celem Igora jest odnalezienie swojej ukochanej. A dokładniej to poznanie jej losów, ponieważ kobieta przepadła bez śladu podczas wydarzeń związanych z katastrofą nuklearną w Czarnobylu. Z założenia prosta misja przeradza się w istne piekło, z którego nie można już uciec – główny bohater musi stawić czoła nowemu, potężnemu zagrożeniu, które w jednym momencie próbuje manipulować bohaterem i wykorzystać go do własnych celów, a innym razem stara się sprytnie zatuszować prawdę i wyeliminować wszystkich, którzy próbują poznać choć ziarenko prawdy.
Wątek fabularny w Chernobylite jest pełen intryg, zwrotów akcji i wyborów. Jak na pełnoprawnego RPG-a przystało, to właśnie ten ostatni element bardzo mocno wyróżnia postapokaliptyczny tytuł The Farm 51, ponieważ decyzje podejmujemy niemalże na każdym kroku i osoby chcące widzieć swój wpływ na świat nie będą zawiedzone. Właściwie to każde zadanie fabularne, których łącznie jest kilkadziesiąt, kończy się ważnym wyborem, od którego zależy nastawienie innych ludzi do naszej osoby. Co więcej, wraz z odbiorem naszych działań, strefa wykluczenia staje się bardziej lub mniej przyjazna do życia dla samosiołów (rdzennych mieszkańcach zony, którzy nawet dzisiaj zamieszkują tamtejsze tereny).
Bardzo spodobał mi się przygotowany przez rodzimych twórców system moralności naszych kamratów. Łącznie jest ich pięciu, a każdy z nich zaskakuje swoją barwną przeszłością. Zresztą, podobnie sytuacja wypada w kwestii planów na przyszłość, bo poprzez udzielenie pomocy Igorowi realizują swój własny, dalekosiężny plan (w świecie Chernobylite nie ma nic za darmo i warto sobie to zapamiętać). A z racji tego, że każdy towarzysz ma inne poglądy, zachęcają oni nas do podjęcia tej, a nie innej decyzji (największy wariat z ekipy nie będzie miał żadnych wyrzutów sumienia po naciśnięciu detonatora rozwalającego budynek pełen wrogich wojsk i cywili, a drugi już tak), co sprawia, że po danej misji jeden jest zadowolony z naszej postawy, a drugi najchętniej naplułby nam w twarz.
Im więcej razy zawiedziemy wskazanego towarzysza, tym bardziej nie będzie on nas lubił. Nie wpływa to diametralnie na dialogi, bo w końcu trzeba sobie pomagać w tak trudnych czasach, szczególnie wtedy, gdy szef pozwala Ci spać w ciepłym łóżku, a nie pod walącym się mostem, ale od relacji z kompanami zależy powodzenie misji. Jeśli ktoś jest na nas zły (na morale wpływa także rozdysponowanie żywności i warunki w bazie, ale o tym poniżej), to będzie patrzył tylko na siebie i jedynie udawał, że chce pomóc nam odnaleźć Tatianę.
Dalekosiężne konsekwencje
Nasze wybory wpływają także na ilość misji. Osoby, które mają za sobą chociażby Cyberpunk 2077 czy Detroit: Become Human, doskonale powinny zdawać sobie sprawę z tego, że zabijając jakąś osobę lub ratując ją (albo nie rekrutując z jakiegoś powodu potencjalnego towarzysza), blokujemy lub aktywujemy kolejne zadanie główne. Element ten sprawia, że przy pierwszym podejściu do recenzowanego Chernobylite możemy pominąć wiele istotnych wskazówek wyjaśniających masę niewiadomych pojawiających się w naszym śledztwie lub przedmioty (nie mylić z tymi, które zdobywamy podczas zwykłej eksploracji), które pomogłyby nam w finałowej, emocjonalnej misji. Na szczęście udało mi się poznać wszystkie misje główne i wierzcie lub nie, ale pomijając nawet jedną z nich, wiele tracimy. Początkowo może wydawać się ona błaha i niepotrzebna, ale im dalej w las, tym mocniej odczuwamy konsekwencje swoich czynów.
W trakcie ogrywania Chernobylite spore wrażenie zrobił na mnie nie tylko główny scenariusz, ale także wypełniające go dialogi. Pisarze wykonali kawał dobrej roboty, bo nie było tutaj żadnych niepotrzebnych, sztucznie wydłużających czas rozgrywki rozmów (pomijając handlarzy, których potencjał nie został wykorzystany) – szczególnie intrygująco wypadały konwersacje z kompanami w bazie, bo, tak jak już zaznaczyłem powyżej, każdy z nich miał do przedstawienia swoją historię i plan na przyszłość. Szczerze powiedziawszy, mocno się z nimi zżyłem i w niektórych momentach miałem ogromną ochotę powrócić do swojego domu, aby ponownie się z nimi spotkać.
“Miasto Duchów” w Chernobylite zostało podzielone na kilka obszarów, więc nie mamy tutaj do czynienia z otwartym światem – wygląda to podobnie, jak w przypadku Metro Exodus, które co parę zadań zabierało nas do totalnie innej lokacji (Wołgi, Tajgi czy Morza Kaspijskiego). Różnica w grze The Farm 51 jest taka, że na dane obszary Prypeci możemy wracać, kiedy tylko sobie tego zażyczymy – przydaje się to do tego, że autorzy umożliwiają nam zebranie pozostawionych na starych terenach wskazówek czy ziół potrzebnych do przeżycia, kiedy tylko sobie tego zażyczymy.
Prypeć w Chernobylite zostało podzielone na kilka obszarów
Poszczególne lokacje może i nie są ogromne (jest ich pięć, a zwiedzenie każdej z nich pomijając najbardziej ukryte przedmioty to mniej więcej 40-60 minut), ale zostały przygotowane z ogromną starannością. W powietrzu unosi się klimat duchów przeszłości, a zaglądanie do każdej mysiej dziury jest wynagradzane kolejnymi smaczkami – myślę, że jeszcze przez długi czas będę pamiętał o uszkodzonym diabelskim młynie, strategicznym elementem dla ZSRR, jakim był radar Duga, czy walącej się kawiarni, którą odwiedzają już wyłącznie szczury. Deweloperzy z Gliwic odwiedzili wyżej wspomniane ukraińskie miasto i używając skanowania 3D, odtworzyli w Chernobylite wiele obiektów, dodając swojej perełce postapokaliptyczny nastrój, o którym wielu twórców gier może pomarzyć. Ten wysiłek zasługuje na pochwałę, bo zwiedzając każdy kawałek Prypeci czułem się, jakbym naprawdę tam przebywał – zważywszy na to, że wiele konstrukcji możemy po prostu zniszczyć, co tylko potwierdza, jak ogromny wpływ na świat ma Igor.
Eksploracja miasta duchów nie nudzi, a jej fani nie powinni mieć powodów do narzekania. Korzystając ze swojego przyrządu, który stopniowo staje się coraz bardziej potężny dzięki rozmaitym ulepszeniom, skanujemy otaczające nas tereny w celu podświetlenia potrzebnych do rozwinięcia centrum wypadowego surowców – warto dodać, że musimy cały czas mieć oczy dookoła głowy, ponieważ promieniowanie nie ustępuje i może wyrządzić nam sporo szkód. Po każdej ponownej wizycie w danym obszarze strefy wykluczenia, podstawowe itemki pojawiają się ponownie (a przynajmniej część z nich, bo w najrzadziej odwiedzanych miejscach zbierzemy je tylko raz), więc w recenzowany tytuł możemy grać aż do wzniesienia ostatniej konstrukcji w bazie. Ponadto, nie brakuje tutaj także losowych wydarzeń w świecie, w których zajmujemy się pobocznymi aktywnościami – w tym zleceniami od handlarzy, z którymi możemy wymieniać się przedmiotami.
To my jesteśmy tutaj szefem
Wszystkie zebrane rzeczy do plecaka zabieramy do naszej bazy. To właśnie z tego miejsca przydzielamy naszych kompanów do poszczególnych zadań, przeglądamy prowadzone przez nas śledztwa, zdobywamy nowe umiejętności czy upiększamy magazyn będący dla nas nowym domem. Aby zwiększyć komfort, budujemy dodatkowe, wygodne łóżka i fotele, odświeżacze powietrza, generatory czy lampy – wszystko to sprawia, że towarzyszom zaczyna żyć się u nas lepiej, a co za tym idzie, zwiększamy szansę na pomyślne ukończenie zleconych im questów.
Głowa rodziny musi dbać o porządek – oczywiście nie jest to House Flipper, bo wszelkie konstrukcje możemy mieć porozrzucane po całym magazynie, ale im bardziej jest czysto i przejrzyście, tym chętniej będziemy mieli ochotę wracać i bawić się w ogrodnika (tak, możemy sadzić, a potem zbierać plony), czy majstra instalującego kolejne modyfikacje do swoich giwer. Będąc już przy nich, do dyspozycji mamy rewolwer, strzelbę oraz karabin szturmowy, ale niech Was ich nazwy nie mylą – korzystając z dodatkowych lunet, magazynków, kolb, czy tłumików, z niepozornie wyglądającego pistoletu możemy zrobić zabójczą snajperkę. Do wyboru, do koloru – wystarczy jedynie mieć wymagane materiały i każdy z zainteresowanych zdziała w tym temacie cuda.
Pozytywnie w Chernobylite zaskoczyła mnie mnogość elementów, które możemy poskładać. Igor zdobywa doświadczenie na naszych oczach, co w dalszej części rozgrywki pozwala wybudować maszyny, które pozwalają stworzyć i zmienić wszystko. Nawet naszą przeszłość. Nie chcę zdradzać więcej szczegółów, ale The Farm 51 pokusiło się o zaimplementowanie do swojego tytułu paru innowacyjnych, lecz ryzykowanych rozwiązań, które koniec końców zdały egzamin i w pewien sposób potrafią w jednym momencie zmienić bieg historii o 180 stopni.
Czysta jest? Jest
Skoro wspomniałem już o modyfikacjach broni, to warto jak najszybciej przejść do opisania, jak wypadają one w praniu. Przy pierwszych spotkaniach z wrogami czuć na własnej skórze, że są mało przydatne – prawie w ogóle nie zadają obrażeń, a brak celownika czy powiększonego magazynka daje w kość. Dopiero po ukończeniu kilku zadań jesteśmy w stanie je ulepszyć i to wtedy przechodzimy do sedna zabawy. Systemowi strzelania nie można nic złego zarzucić – wynagradza on nasze umiejętności i ciężko mówić tutaj o jakichkolwiek nowościach. Zważywszy na to, że autorzy zachęcają nas do cichych eliminacji, aniżeli walki z wykorzystaniem broni palnej. Oprócz paska zdrowia i stanu pancerza, Igor posiada także miejsce na stan swojej psychiki. Im jest ona niższa, tym gorzej się czuje (z moich obserwacji wynika, że ekran staje się wtedy bardziej zamglony, a aby usunąć ten efekt, wystarczy napić się – jak przystało na porządnego stalkera – czystej wódki noszonej w kieszeni), ale nie ma co się ku temu dziwić – nikt z nas nie chciałby mieć na rękach krwi tysięcy żołnierzy wykonujących jedynie rozkazy generałów.
A jak wypada samo skradanie? Podobnie, jak system strzelania – bardzo dobrze. Możemy chować się nie tylko po krzakach czy za murami: główny bohater jest na tyle chudy, że potrafi ukryć swoje ciało za kołyszącym się drzewem czy nawet doszczętnie spalonym samochodem. Wrogowie mają wytężony słuch, więc ważne jest, aby korzystać z kucnięcia, a nie chodu – oczywistym samobójstwem jest bieganie, bo wtedy oponenci od razu nas usłyszą i zbadają ostatnie miejsce, w którym coś im nie pasowało. A jeśli już nas zauważą, to musimy ich wyeliminować lub udać się na drugi koniec lokacji. Ucieczka jest męczącą (będąc w fazie walki, nie możemy z nikim rozmawiać ani wejść w interakcję z ważnymi przedmiotami), więc warto załatwiać wszelkie sprawy nie zwracając na siebie uwagi.
Efekt gęsiej skórki
Recenzowany Chernobylite zasługuje na pochwałę także pod względem oprawy dźwiękowej. Już wcześniej wspomniałem, że The Farm 51 buduje klimat udźwiękowieniem, czyli szumem drzew, odgłosami duchów przeszłości, dynamicznymi zmianami w otoczeniu, a nie tanimi jump scare’ami. Oczywiście nie byłoby to możliwe, gdyby w omawianej produkcji zabrakło świetnego soundtracka budującego napięcie zawsze, kiedy jest to zalecane. Uwielbiam survivale i cieszę się, że twórcom udało się podkreślić wagę tragedii w Czarnobylu również za pomocą muzyki.
Z racji tego, że Chernobylite debiutuje obecnie wyłącznie na komputerach osobistych (konsolowa premiera na początku września bieżącego roku), warto wspomnieć jeszcze o optymalizacji. Na szczęście, przygodę Igora będą mogły poznać osoby posiadające nawet paroletnie komputery, ponieważ na karcie graficznej GTX 1080, procesorze i5 8600K i 16 GB RAM-u nie miałem jakichkolwiek problemów z bawieniem się w stałych 75 klatkach w rozdzielczości 1440p. I to na średnio-wysokich ustawieniach – jest to naprawdę dobry wynik w porównaniu z chociażby The Medium od Bloober Team, które w pewnych fragmentach rozgrywki potrafiło zjechać z 60 na nawet 30 FPS-ów, nie oferując przy tym robiącej większe wrażenie oprawy wizualnej. Szczerze powiedziawszy, boję się aż myśleć, jak bardzo wciskałyby w fotel lokacje znajdujące się w Prypeci, gdybym na swoim stanowisku posiadał mocniejszy układ graficzny.
W najnowszym projekcie deweloperów z Gliwic ciężko doszukać się większych minusów i można odnieść wrażenie, że wszystko tutaj zagrało. Rażące błędy ze wczesnego dostępu zostały wyeliminowane (przez niespełna 20 godzin natknąłem się tylko na jednego buga, który nie pozwalał mi przeskoczyć małego krzaczka), a jedyny element, który wciąż prosi się o poprawę, to animacje. Z racji tego, że w grze śledzimy akcję z z perspektywy pierwszej osoby, nie widzimy dokładnie ruchów Igora, ale gdy już mamy okazję współpracować z towarzyszami, to w oczy rzucają się drewniane animacje – nie wszystkie są aż tak złe, bo duszenie wroga zza pleców wypada już dobrze, ale otwieranie drzwi czy zeskakiwanie z podwyższenia pozostawia wiele do życzenia. Doczepić można się również do sztucznej inteligencji przeciwników, którzy podczas strzelanin rzadko korzystają z osłon – wygląda to trochę dziwnie szczególnie przy konfrontacjach na zalesionych terenach, gdzie przeszkody blokujące wrogie naboje są na każdym kroku.
Reasumując… Chernobylite przedstawiający pełną zwrotów akcji historię Igora, fizyka chcącego odszukać swoją ukochaną, pokazał potencjał rodzimego zespołu. W recenzowanej produkcji niemalże wszystkie mechaniki i zamysły zdały egzamin i ciężko szukać tutaj elementów czy problemów, które psułyby pozytywny odbiór gry. Polacy rzucili rękawice 4A Games (ekipie odpowiedzialnej za serię Metro), pokazując pazur i zapowiadając ukraińskim twórcom, że będą zaciekle walczyć o pierwsze miejsce na podium w kategorii “najlepszy survival horror”.
Gliwiczanie mają u mnie spory kredyt zaufania i mam nadzieję, że w przyszłości zaoferują kolejne pozycje single-player, przy których zarwanie nocki jest formalnością. Jeśli w przyszłości pojawi się dodatkowa zawartość rozwijająca przygodę ukraińskiego stalkera (twórcy mają zamiar wspierać swoje oczko w głowie także po premierze), na pewno wrócę do strefy wykluczenia i spróbuję utrzeć nosa kolejnym wrogom. Obowiązkowo z rosyjskim dubbingiem, który wyszedł niesamowicie. Gratulacje, The Farm 51.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS