Zadanie: zrobić coś z przejściem dla pieszych, na którym co pół roku ktoś ginie. Dodam, że ostatnią ofiarą kierowców na tym skrzyżowaniu był rowerzysta. Jeszcze widać znicze, a to istotne dla reszty historii.
Rozwiązanie pierwsze: postawić błyskające znaki “Ej, tu ludzie idą”.
Porażka: rowerzysta zginął, znaki i światła to za mało, aby przekonać kierowców do przestrzegania 50 km na godz.
Rozwiązanie drugie: postawić oświetlenie jak na stadionie i narysować czerwony pas fosforyzujący.
Porażka: oświetlenie zostało ścięte przez kolejnego kierowcę, kikut widać w oddali na zdjęciu. Nie wiem, jak to zrobił, ale tym razem nikogo nie zabito. Teraz jest ciemno, tak jak powinno być.
Rozwiązanie trzecie: zwęzić dwa pasy do jednego, dzięki czemu będą wolniej jechać.
Sukces! Nikt nie zginął od października. Ale zaraz, co ze Świętą Przepustowością?! Nie wolno jechać 40 km na godz. na takiej prostej drodze! Od tego szkorbut i impotencja!
Czyli jednak porażka.
Rozwiązanie czwarte: zlikwidować przejazd dla rowerów, zatrzeć czerwony pas, postawić żółte barierki i w końcu odetchnąć z ulgą, otwierając wszystkie pasy. Od razu powróciła prędkość 70/50, wyjące motory i nocne wyścigi. Czy dzięki temu nikt nie zginie? Nie, ale przynajmniej to będzie jego wina, a nie biednego kierowcy, któremu ktoś wjechał pod koła.
Robert Kujawa
Komentarz
Podzielam emocje autora, zapewne rowerzysty. Niestety, jego ironiczny komentarz pokazuje pewną bezradność MZD, ale nie obwiniałbym tak bardzo drogowców. To była dobra, przynajmniej w zamyśle, próba poskromienia pędzących na złamanie karku kierowców. Skoro mają za nic przepisy, należało ich przymusić do zdjęcia nogi z gazu rozwiązaniem technicznym. Niestety, zwężenie jezdni odbiło się czkawką: korkami, stresem, spóźnieniami do pracy. Za próbę powstrzymania piratów, nie ukrywajmy – dość licznych, zbiorową odpowiedzialność poniósł ogół kierowców. I on też wywalczył przywilej nie tylko bardziej płynnej jazdy, ale też dalszego łamania przepisów.
Gdzie w tym wszystkim jest bezpieczeństwo pieszych i rowerzystów? Ano nigdzie. Rozwiązaniem może być ustawiony w tym miejscu fotoradar, bo nic tak nie przemawia do wyobraźni jak pieniądze. Na budowę podziemnego przejścia lub kładki nad jezdnią potrzebne są ogromne fundusze i decyzje urzędników. Im jednak łatwiej po czterech miesiącach zlikwidować zwężenie na jezdni niż latami zawracać sobie głowę potężną i kosztowną inwestycją. A piesi i rowerzyści? No cóż, nie zostaje im nic innego, jak na siebie uważać.
Sławomir Łopatyński
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS