A A+ A++

Z cyklu “Znaki wiary

Nie kojarzymy pór dnia z pobożnością. Nie wydaje się być istotne, czy mamy poranek, południe, wieczór czy noc. To tylko coś, co jest na zewnątrz, a w relacji  ja – Bóg czy my – Bóg jakież to miałoby mieć znaczenie? A jednak czasem ma. Ot, Wigilię Paschalną powinno się odprawiać w nocy, Roraty – kiedy wstaje nowy dzień. A już liturgia godzin ze swoimi godzinami – (prymą) jutrznią, tercją, sekstą, noną, nieszporami i kompletą oraz nocną godziną czytań to konstrukcja celowo ułożona w rytmie pór dnia. Większego znaczenia, prawda, może to i nie ma. Jednak takie zwrócenie uwagi na porę dnia to odwołanie się do ludzkich intuicji. Do skojarzeń, jakie z poszczególnymi porami dnia mamy. To pozwala łatwiej pewne treści uwypuklić. Pomóc w ich przeżyciu, sprawić, że teoria staje się życiowym tu i teraz. Inaczej przecież brzmią słowa Exultetu o zapalonej na chwałę Boga i rozpraszającej ciemności nocy świecy, kiedy na dworze jest już ciemno, niż gdy słońce jest jeszcze nad horyzontem, a ciemność trzeba sobie wyobrazić.

Jakie mają więc znaczenie poszczególne pory dnia? Zatrzymajmy się na chwilę, by oczywiste intuicje odkurzyć i przywrócić im ich piękno.

Wieczór

Czym różni się dzień od nocy? Właściwie tylko światłem. W dzień mniej lub bardziej, ale jest jasno. W nocy ciemno. Chociaż nie zawsze „choć oko wykol”. Owszem, w nocy zazwyczaj jest też trochę chłodniej niż w dzień, ale rzadko robi to człowiekowi większą różnicę. Za to ten brak światła zmienia bardzo wiele. Czy to w lesie, czy na cmentarzu, czy na mało uczęszczanej ścieżce w parku, ba, nawet na wąskiej uliczce w mieście, w dzień jest… normalnie. To znaczy nikt raczej nie boi się, że nagle ktoś albo coś na człowieka wyskoczy. Choć teoretycznie może. Za to w nocy…. W nocy, kiedy ciemno, wszędzie coś się czai, ktoś lub coś czyha. Groźny zwierz, zły człowiek, a może nawet jakiś upiorny duch. Dlatego, choć nie ma to prawie żadnego racjonalnego uzasadnienia, co się da, nocą oświetlamy. Całe ulice w miastach, nawet te najmniej uczęszczane. Choć samochody mają reflektory, a nieliczni piesi, którzy wracają sobie do domu np. o 2 w nocy, spokojnie mogli by używać zużywających znacznie mniej prądu latarek. Wydajemy na to oświetlenie mnóstwo pieniędzy nie dlatego, że naprawdę jest potrzebne albo że faktycznie może przed czymś zabezpieczyć (bandziorowi w kapturze który napada przechodnia w pustym zaułku chyba obojętnie, czy jest oświetlony czy nie), ale że to sposób na to, byśmy czuli się bezpieczniej. Tak, to pewnie jakiś atawizm. Ale tacy jesteśmy, że w noc  często budzi w nas strachy.

Wieczór zaś jest przejściem. Od spokoju i pewności dnia do niepewności i lęku nocy. Dlatego bywa, że sam w sobie budzi niepokój. Ot, gdy w czasie wędrówki do gwarnego schroniska jeszcze kawał drogi, a słońce już bardzo nisko nad horyzontem. Takie wędrowanie w blasku gasnącego dnia, gdy wszystko wokół powoli pogrąża się w nieprzyjaznym mroku, budzi często większy nawet niepokój, niż gdy ruszyć w drogę w zupełnej już ciemności. Człowiek wyciąga nogi, by było szybciej, szybciej…. Choć co za różnica, czy się dojdzie trochę wcześniej czy trochę później?

Ślad intuicji o wieczornych lękach można odnaleźć w Ewangeliach. Ot, gdy uczniowie Jezusa przed rozmnożeniem chleba proszą Go o odprawienie tłumów jest wieczór (Mt 14,15). W dzień brakowało chleba? Nie było problemu. Gdy zbliża się noc – to już był problem. Albo w scenie, gdy uczniowie idący do Emaus przekonują Wędrowca, żeby został z nimi, bo „ma się ku wieczorowi i dzień się już nachylił” (Łk 24, 29). Inaczej odbierali wędrowanie w ciągu dnia, inaczej, gdyby trzeba było iść nocą…

Wieczorem i nasze serca są bardziej skłonne do niepokojów. Przy okazji zaś umysł, otulony atmosferą tej pory dnia, częściej zaczyna zadawać pytania. Domowa krzątanina czy myśl o czekającym niebawem spotkaniu w gronie przyjaciół  może sprawić, że człowiek nie zauważa kończącego się dnia. Ale gdy nic nadzwyczajnego się nie dzieje, jest spokój, gdy można spokojnie patrzyć na zachodzące słońce, trudno nie dać się pochłonąć odczuciu, że patrzy się na jakiś koniec. Że kończy się dzień i że już nigdy nie wróci. To co się tego dnia wydarzyło, będzie już tylko przeszłością. Z czasem coraz bardziej zamierzchłą. Tak jak przeszłością stały się wszystkie inne dni, odkąd człowiek sięga pamięcią. Owszem, będą inne, może i piękniejsze, ale ten dzień, który się kończy, nigdy już nie wróci. Aż w końcu nadejdzie wieczór ostatni, po którym nie będzie już następnego…

Wieczór otwiera na doświadczenie przemijania. I sprzyja temu, by myśli kierować ku wieczności. W połączeniu z tymi lękami, które budzi, tak autentyczną staje się prośba, wyrażana w antyfonie komplety liturgii godzin: „Salva nos Domine vigilantes, custodi nos dormientes, ut vigilemus cum Christo et requiescamus in pace”. „Strzeż nas, Panie, gdy czuwamy, podczas snu nas osłaniaj, abyśmy czuwali z Chrystusem  i odpoczywali w pokoju”. I tak autentycznie brzmi wyrażana na koniec w tejże liturgii prośba: „Noc spokojną i śmierć szczęśliwą niech nam da Bóg wszechmogący, Ojciec i Syn, i Duch Święty”. Tak, Amen.

Bo wieczór, wczesny czy późny, pogodny czy dżdżysty zawsze uświadamia: coś się teraz kończy, a kiedyś skończy się wszystko. W niepewności i lęku przed tym, co może się stać i tym, czego, choć nie chcemy, stanie się na pewno, nie pozostaje nic innego, jak zwrócić się do Boga. Jego Syn przygotował nam w niebie dom. Tam już lęków i przemijania nie będzie.

***

Jeśli czegoś i w tym tekście brakowało, dopisz sam…

Poprzednie odcinku cyklu znajdziesz po adresem: https://liturgia.wiara.pl/wyszukaj/tag/9208.ZNAKI

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułWspółkontrolowana przez BBI Development spółka chce sprzedać “Centrum Praskie Koneser”
Następny artykuł“Nie wspierajcie radykalizmu”. Brejza apeluje do PSL, szybka riposta rzecznika