A A+ A++

[Vania Todosyuk. Rocznik 2002. Toruńska malarka i działaczka społeczna]

Vania Todosyuk: Mamy uczucia i czujemy milion razy mocniej. Silne reakcje w przypadku ludzi z borderem występują, bo ludzie nie chcą spełnić naszych podstawowych potrzeb emocjonalnych. Od dziecka jesteśmy uczeni, że jedynie skrajne zachowania są w stanie skłonić drugą osobę do dania nam tego, czego potrzebujemy. Przypominamy dziecko w sklepie, które krzykiem i płaczem zmusza mamę do kupna zabawki.

Jestem przede wszystkim osobą wysoko wrażliwą, która – jak sądzę – jest w stanie dostrzec w drugim człowieku kilka cech dających się jakoś wykorzystać, aby coś osiągnąć. Ale to nie znaczy, że sięgam po takie środki.

A co z tym romantyzowaniem?

– Borderline to ciężkie zaburzenie – jeśli nie podejmiesz terapii, możesz popełnić samobójstwo, paść ofiarą przestępstwa, trafić do kryminału. Mam mieszane zaburzenia osobowości – borderline i osobowość histrioniczną, czyli taką mocno teatralną, lekko przerysowaną. Border to walka z emocjami, to głośny krzyk o uwagę.

Pewnie są rzeczy we mnie, które dzieją się na pokaz, ale tylko dlatego, że w tym samym momencie zależy mi, aby coś o sobie ukryć. Jakiś błąd, jakąś słabość, jakieś niedostosowanie się. Czuję po prostu lęk przed odrzuceniem.

Akceptacja to jedna z naszych najważniejszych potrzeb psychicznych.

– Border to życie w ciągłym lęku. Jestem dobrą pracownicą, ale nieustannie boję się, że wyrzucą mnie z pracy. Wiem, że czasem nie sprawiam wrażenia, że się czegoś boję. Nie mam oporów, żeby powiedzieć coś niestosownego w jakiejś sytuacji, ale wewnątrz mnie odbywa się zupełnie inna gra – wewnątrz jestem roztrzęsiona, cała w kawałkach.

Myślę, że nigdy do końca nie zrozumiem swojego zaburzenia. Czasami jest dobrze i czuję się jak najszczęśliwszy człowiek na ziemi, który krzykiem oznajmia swoją radość. Po chwili płaczę bez powodu. Nigdy nie wstydziłam się łez – bez względu na to, jakie były ich źródła. Płaczę, jak jestem wściekła, jak się wzruszam, jak się boję, cieszę i jak kocham.

Moja wrażliwość sprawia, że ludzie chętnie się przede mną otwierają, czują się przy mnie swobodnie, bo wiedzą, że nie udaję emocji. Ja wtedy czuję, że na zawsze komuś oddaję jakąś część siebie.

A później przychodzi moment całkowitej pustki. Całkowite wyprucie się z emocji. Nawet trudno mi wytłumaczyć, jak to wygląda. Odczuwam dużą obojętność – tych emocji jest pewnie tak dużo, że się kumulują i nic już nie czuję. Zupełnie nic.

Kiedy poczułaś, że coś ci dolega?

– Zawsze było ze mną coś nie tak. Pierwszy raz poszłam do psychiatry w wieku 13 lat z powodu lęków – lekarze totalnie olali sprawę i nie było nawet słowa o terapii. Dostałam leki. W wieku 16 lat trafiłam do szpitala psychiatrycznego, gdzie mnie nie przyjęto – dostałam benzo. Zaczęłam też terapię. Diagnozę wystawili mi dopiero w wieku 18 lat, mimo że od lat problem był ten sam. Poczułam wtedy ulgę, bo w końcu dowiedziałam się, co mi jest.

Jako dziecko bardzo często czułam się totalnie odrealniona i nie wiedziałam, co się ze mną dzieje. Czułam bardzo silny lęk i bardzo silną złość.

Jak to wyglądało?

– Miałam wybuchy agresji. Mogłam kogoś uderzyć albo obrazić bez przyczyny. Najdziwniejsze jest to, że później te wybuchy rozrywały mnie od środka, bo żałowałam tego, co zrobiłam lub powiedziałam. To chyba nawet było bardziej bolesne dla mnie niż dla osoby, którą usiłowałam skrzywdzić lub dotknąć. I później potrafiłam rozpamiętywać te sytuacje całymi miesiącami. I wystarczył jeden bodziec – wiadomość, sytuacja albo nawet zapach, a wszystko do mnie wracało. Paraliżujący lęk.

Dużo wcześniej miałam ataki paniki i nie umiałam nad tym panować. To przyszło nagle w wieku 11 lat. Pierwszy atak jest szokiem, bo nie wiesz, co się z tobą dzieje. Myślisz, że stanęło ci serce, że przestało bić albo że bije tak szybko, że zaraz umrzesz. Jest szczękościsk, ból podniebienia, wymioty. Uczucie strachu, które całkowicie cię wypełnia. Teraz radzę sobie z tym dużo lepiej, ale wyobraź sobie, jak się czuje dziecko, które doświadcza tego po raz pierwszy. Ja w dodatku byłam wówczas w domu dziecka – pamiętam, że po prostu grałam na komputerze i zdjęło mnie to nagłe poczucie strachu. Jakaś siła naciskała tak mocno na moje podniebienie, że nie byłam w stanie oddychać.

Jak mówiłam, znaki, że coś może później być ze mną nie tak, pojawiły się już we wczesnym dzieciństwie. To był już taki przedsmak tego wszystkiego, co nadeszło później. Nie mogłam zostawać bez matki. Bardzo się bałam, ilekroć ona gdzieś szła. Musiałam nawet spać z matką i trzymać ją za włosy. I gdy ona chciała iść do toalety, wymyśliła kiedyś taki patent, że zostawia mi lalkę, której włosów dotykałam. I ja wierzyłam, że to jest moja matka, że ona jest przy mnie.

Długo byłaś w domu dziecka?

– Półtora roku. Tam widziałam dużo agresji i tam też byłam agresywna. Zdarzało się tak, że opiekunowie interesowali się dziećmi dopiero, gdy było z nimi już naprawdę źle. Ale na ogół dawali jakieś leki, jakieś syropy ziołowe na uspokojenie i kazali nam iść spać. A jak się coś gorszego działo, to zamykali mnie w izolatce.

W domu dziecka była izolatka?

– Najdłużej spędziłam w niej cztery dni. Normalnie chodziłam do szkoły i jak z niej wracałam, wkładałam piżamę i szłam do izolatki. Widziałam tam dużo przemocy i molestowania seksualnego. Mnie akurat to bezpośrednio nie dotknęło, ale pewną upośledzoną dziewczynkę trzech chłopaków zamknęło raz w pokoju – wyjęli klamkę i zaczęli ją dotykać.

Ludzie z borderline często są ofiarami przestępstw – przemocy fizycznej i seksualnej. I to wszystko mnie też spotkało.

Występowały u mnie psychozy – przedmioty wydawały się większe niż w rzeczywistości, a kątem oka widziałam rzeczy, których nie było. Później, jak byłam starsza, rozmawiałam ze zmarłą matką mojego byłego chłopaka. Tłumaczyłam sobie z początku, że to super, bo jestem medium, ale psychiatra po mojej najpoważniejszej próbie samobójczej wytłumaczył mi później, że to była klasyczna psychoza.

Słyszałem, że ciężko wyjść na prostą po domu dziecka.

– To jest jakiś smutny schemat: kryminał w przypadku facetów, szybka ciąża w przypadku kobiet. Dzieci z domu dziecka kończą bardzo często w ten sam sposób jak ich rodzice – schodzą na złą drogę, uzależniają się od alkoholu i narkotyków.

Po półtora roku w domu dziecka trafiłam do rodzinnego domu dziecka – tam było lepiej, bo nie było izolatki, ale znęcano się nade mną psychicznie. Najpierw była miłość, później mocne odrzucenie.

Nie masz pochodzenia polskiego?

– Mam, jestem Polką. Vania Todosyuk to coś w rodzaju pseudonimu. On tak przylgnął do mnie, że podczas jednej z manifestacji w obronie kobiet koleżanki się dziwiły, że gdy spisywała nas policja, w moich dokumentach było polskie nazwisko. To jest jakiś rodzaj ucieczki przed moim poprzednim życiem. Vania zaczęła wszystko od początku.

Ale mówisz po rosyjsku.

– Po ukraińsku też. Okazało się, że byłam w stanie opanować ten język w krótkim czasie. Zaczepiałam Rosjan i Ukraińców na ulicy, rozmawiałam na obcojęzycznych czatach – uczyłam się tak dużo, że w pewnym momencie nawet udzielałam korepetycji.

Pamiętasz, ilu lekarzy miałaś od początku leczenia?

– Sześciu? Ośmiu? Musiałabym policzyć. Ale czasami odpadali z błahych powodów, bo np. brali urlop ojcowski, więc musiałam szukać kogoś innego. Raz zdarzyło się, że poszłam do szpitala, poprosiłam o lekarstwa i kazali mi podpisać papier, że nie mam myśli samobójczych.

Po co?

– Żeby nie wyszło im w jakichś statystykach, że ktoś się zabił przez nich? Większość psychiatrów, u których byłam, nigdy mi nie powiedziała, żebym poszła na terapię. Po prostu wypisywali recepty na mocniejsze leki albo zalecali większe dawki.

Czy psychoterapia jakoś lepiej ci to wszystko układa w głowie? Czy jest ci lepiej po sesjach?

– Czasami jest gorzej, bo zdaję sobie sprawę z tego, że mam jakiś problem do przepracowania i że jest dużo pracy przede mną. Kiedyś od razu wyrzucałam z siebie emocje, ale teraz potrafię się zatrzymać i coś w sobie przeanalizować, czy np. jestem w stanie opanować jakieś swoje zachowania. Dużo czytam na temat borderline, a to też w jakimś sensie pomaga.

Prawda jest taka, że nie ma uniwersalnego przepisu, jak sobie z tym radzić. Ludzie, którzy mają borderline, powinni chodzić regularnie do psychoterapeuty. Należy pamiętać, że tacy jak my w jakimś momencie chętnie rezygnują z terapii, a wracają do niej dopiero, gdy jest źle albo gdy dochodzą nowe objawy. 70 proc. z nas miało za sobą próbę samobójczą lub będzie ją mieć. Taka jest statystyka.

Jak na ogół wyglądają teraz twoje relacje z ludźmi?

– U mnie z relacjami sprawa wygląda tak, że jak ktoś jest dla mnie miły, odbieram to, że mnie niemal kocha. Czasami wystarczy mi minimum uwagi i już jest dla mnie osobą cudowną. Na przykład zakochałam się w moim terapeucie.

Naprawdę?

– To się nawet dość często zdarza. I są trzy wyjścia z tej sytuacji: pierwsze – powiedzieć mu o tym i z nim to przepracować; drugie – nic nie mówić, przychodzić dalej na terapię i cierpieć; trzecie – przestać do niego przychodzić.

Powiedziałam mu o tym, a to było naprawdę trudne. Psychoterapeuta od razu postawił wyraźną granicę między sobą a klientką. Nie wiem, dlaczego tak mam. Może przez to, że wiązałam się zwykle ze starszymi mężczyznami? Że brakowało mi ojca? Wszystkie moje związki były bardzo intensywne, krótkie i kończyły się zawsze wielką krzywdą.

Czyją?

– Tu się krzywdzi dwie osoby. Wydaje mi się, że osoba z borderline cierpi mocniej, bo boi się odrzucenia, nienawidzi być sama i zawsze kogoś potrzebuje. Ten drugi człowiek może to lepiej znieść.

Mój pierwszy chłopak, Rosjanin. Z początku było dobrze, ale później zaczął mnie zmuszać do seksu i gwałcić. Po prostu nie byłam w stanie postawić komukolwiek żadnej granicy. Później bywały inne miłości, ale powracał jeden schemat – z wielkiej miłości bardzo szybko robiła się wielka nienawiść. Nie mogłam się od tej osoby odciąć, bo bałam się odrzucenia i samotności. Wszystkie moje poważniejsze relacje z mężczyznami były nieudane.

To, że wychowywałam się przez moment w katolickiej rodzinie, sprawiło, że przez wiele lat wypierałam swój biseksualizm. Myślałam, że byłam po prostu nieco na siłę socjalizowana do roli heteroseksualnej kobiety. W końcu zaczęłam się spotykać z kobietami i nawet podejrzewałam, że jestem lesbijką. Po jakimś czasie wszystko poukładało mi się w głowie i wiem, że jestem gdzieś pośrodku.

Jak się ma bordera, to można być tu i tu. Można czasami być jednocześnie po dwóch stronach jednej granicy. I po tej dobrej, i po tej złej.

Cały czas operujesz tą metaforą graniczności. Mówisz, że jakiejś granicy się nie przekracza, a jakieś przekraczasz, mimo że za nimi jest ból i nie ma komfortu.

– U mnie była jakaś nieumiejętność postawienia sobie granic. Nie potrafiłam zareagować na to, że ktoś mnie źle traktuje, a normalny człowiek w tym momencie powiedziałby stanowczo: “Nie rób tego”. Ta granica biegnie także przez moje ciało, przez moje postrzeganie ciała. Pewnego dnia czuję się jak bogini i jestem super, a innego nie mogę na siebie patrzeć. Bywały takie okresy, że zasłaniałam wszystkie lustra w swoim mieszkaniu, bo patrzyłam na siebie z obrzydzeniem. W momencie gdy czułam się fatalnie, inni łatwiej przekraczali wszystkie moje granice.

Myślę, że terapia dała mi do zrozumienia, że wcale nie jestem złym i brzydkim człowiekiem. I nawet jak jestem brzydkim człowiekiem, to co z tego?

A jak jesteś złym?

– Złym człowiekiem czuję się tylko wtedy, kiedy jestem z kimś w relacji i nadchodzi ten moment nienawiści. A wiem, że on za każdym razem nadejdzie.

Ludzie różnie reagują, kiedy słyszą “borderline”. Są tacy, którzy mówią wprost, że jestem chora, mam żółte papiery. Inni niby nie słyszą o mojej diagnozie i traktują mnie jak zwykłego człowieka. Próbują nie widzieć tego, że na coś cierpię – wstawiają mnie w jakąś tam formę normalnego człowieka. A jeszcze inni traktują mnie jako kogoś, kto udaje, kto coś wymyśla, aby zwrócić na siebie uwagę. Mówili, że zmyślam, że jestem leniwa, że nie chcę chodzić do szkoły i szukam wymówek. Że inni mają gorzej. Że nie mogę cierpieć. Bo na co może cierpieć 11-latka albo 19-latka?

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykuł“Zaoferowałem Angeli Merkel pomoc”
Następny artykułBezpieczeństwo pieszych. Kutno postara się o pieniądze na inwestycje