Na Kubie trwa seria pokojowych demonstracji w kilkudziesięciu miastach. Wielu manifestantów powiewa flagami USA, pokazując w ten sposób, że nie wierzy w propagandę reżimu w Hawanie, która o wszystkie nieszczęścia Kubańczyków obwinia Stany Zjednoczone.
To największe demonstracje antyrządowe od 62 lat, czyli od czasu, kiedy marksiści zdobyli tam władzę. Komunizm, stosując bezwzględny terror, doprowadził wyspę i jej mieszkańców na skraj nędzy. W ostatnich miesiącach kryzys nasilił się, ponieważ pandemia koronawirusa obnażyła strukturalne słabości tamtejszej gospodarki, opartej w dużej mierze na turystyce i transferach pieniężnych od emigrantów.
Władza interweniuje bardzo brutalnie. Na razie nie sięga po wojsko, lecz po bojówki w cywilnych ubraniach, które uzbrojone w łomy i pałki rozpędzają demonstrantów oraz chodzą po domach, wyłapując demokratycznych działaczy i katując ich do nieprzytomności. Ponieważ na wyspie trwa blokada informacyjna, trudno oszacować skalę ofiar, jednak kubańskie środowiska emigracyjne donoszą o kilkunastu zabitych.
Zło z Ameryki, dobro z Rewolucji
W tej sytuacji z wielu państw na świecie płyną wyrazy solidarności z protestującymi Kubańczykami. Wyjątkowo na tym tle brzmi głos organizacji Black Lives Matter, która w zeszłym roku uaktywniła się po śmierci czarnoskórego George’a Floyda, zmarłego po interwencji policji w Minneapolis w USA. Tym razem lewacka organizacja ani słowem nie zająknęła się o tym, że ofiarami komunistycznego reżimu są przede wszystkim kolorowi mieszkańcy Kuby. Zamiast tego BLM poparła reżim w Hawanie. Na jej Facebooku przeczytać możemy komunikat:
Black Lives Matter potępia nieludzkie traktowanie, któremu rząd federalny USA poddaje Kubańczyków, i domaga się natychmiastowego zniesienia embarga na Kubę.
W oświadczeniu nie ma ani słowa o zbrodniach marksistowskiego rządu, ani słowa o czarnoskórych ofiarach reżimu, ani słowa najmniejszej choćby krytyki pod adresem komunistycznych władz; zamiast tego mamy do czynienia z powtarzaniem oficjalnej narracji Hawany o wyłącznej winie Stanów Zjednoczonych za kryzys na Kubie. W komunikacie BLM czytamy:
Mieszkańcy Kuby są karani przez rząd USA, ponieważ kraj ten pozostaje wierny swemu zaangażowaniu we własną suwerenność i samostanowienie. Przywódcy Stanów Zjednoczonych od dziesięcioleci próbują stłumić tę Rewolucję. Zamiast międzynarodowej życzliwości, szacunku i dobrej woli, rząd Stanów Zjednoczonych doprowadził jedynie do cierpienia 11 milionów ludzi w tym kraju, z których 4 miliony to czarnoskórzy i brązowi. Kuba historycznie demonstrowała swą solidarność z uciskanymi ludami pochodzenia afrykańskiego, od ochrony czarnoskórych rewolucjonistów, takich jak Assata Shakur, poprzez przyznanie jej azylu, aż po wspieranie czarnych walk wyzwoleńczych w Angoli, Mozambiku, Gwinei Bissau i Afryce Południowej.
Nie dziwi to, że dla BLM bohaterką pozostaje Assata Shakur, skazana w USA na dożywocie za morderstwo policjanta, odbita później z więzienia i zbiegła na Kubę. Nie dziwi też to, że BLM sławi kubańskich żołnierzy wysyłanych przez Fidela Castro do Angoli, Mozambiku czy Gwinei Bissau – oni nie przybywali tam, by wyzwalać czarnoskórych, lecz by instalować tam komunizm. W końcu dla Black Lives Matter naczelną wartością, której należy bronić na Kubie, są osiągnięcia komunistycznej Rewolucji (pisanej dużą literą). Zdaniem BLM stworzyła ona ustrój sprawiedliwszy niż systemowy rasizm, jaki panuje w Stanach Zjednoczonych.
Warto pamiętać, po której stronie w tym konflikcie stają działacze BLM: czy po stronie protestujących Kubańczyków, czy prześladujących ich komunistów. To pokazuje najlepiej, jaki świat chcieliby nam urządzić.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS