A A+ A++

Sejm przyjął, Senat pewnie poprawi, co się da, prezydent podpisze. Nowelizacja kodeksu postępowania administracyjnego dotycząca reprywatyzacji jest właściwie pewna. Ale sposób, w jaki ją przeprowadzono, będzie długo odbijać się Polsce czkawką.

– To było jak strzelenie w pysk na dzień dobry nowemu rządowi Izraela – mówi Uri Huppert, izraelski prawnik, ocalały z Holokaustu. – Błąd polskich władz, ale tym, którzy odwiecznie pielęgnują w Polsce antysemityzm, to się zapewne podoba. Uderzenie w Żyda jest dla tej władzy zawsze korzystne – dodaje.

Czytaj też: W tej śmierci jest wątek mafijny, biznesowy i polityczny. 10 lat temu zginęła Jolanta Brzeska

Własność gmin żydowskich. Sprawa załatwiona na wieki wieków?

Nowe prawo to konsekwencja orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego z 2015 r. Wyrok miał położyć kres dzikiej reprywatyzacji, możliwej dlatego, że Polska nie ma ustawy reprywatyzacyjnej. O zwrot mienia można się ubiegać w sądzie. Przez lata głośno było o wielu nadużyciach, m.in. wyłudzeniach nieruchomości przez ludzi reprezentujących fikcyjnych poszkodowanych. Za obecną nowelizacją głosowała nie tylko strona rządowa, poparło ją 309 posłów, nikt nie był przeciw, 120 osób wstrzymało się od głosu.

Brak ustawy reprywatyzacyjnej to efekt kilkukrotnych nieudanych podchodów do jej uchwalenia. Najbliżej finału było w 2001 r., gdy ustawa przeszła przez Sejm, ale zawetował ją prezydent Aleksander Kwaśniewski. Był rok wyborczy, a posłowie w ramach licytacji obietnic podwyższyli próg zwrotu utraconego mienia do 50 proc. i zakładane w ustawie 40 mld zł na wypłatę odszkodowań okazało się kwotą niedoszacowaną.

Kolejną próbę podjął dekadę później rząd Donalda Tuska. Prace jednak wstrzymano ze względu na globalny kryzys finansowy i zbliżające się wybory. Z kolei rząd PiS powierzył przygotowanie ustawy koalicjantowi, ale projekt Patryka Jakiego, zawężający krąg ubiegających się o rekompensaty wyłącznie do obywateli Polski, doprowadził do kolejnej międzynarodowej awantury. Koniec końców Polska pozostała jedynym krajem regionu niemającym żadnego rozwiązania prawnego tej kwestii.

Radosław Sikorski, będąc ministrem spraw zagranicznych rządu PO-PSL, odpierał pretensje Amerykanów o brak ustawy reprywatyzacyjnej: „Jeśli Stany Zjednoczone chciały coś zrobić dla polskich Żydów, to dobrym momentem były lata 1943-44, gdy większość z nich jeszcze żyła i gdy ustami Jana Karskiego Polska o to błagała. Można było zbombardować tory do Auschwitz-Birkenau. Teraz ta interwencja jest cokolwiek spóźniona”.

Dziś Sikorski mówi „Newsweekowi”: – Nie rozumiem, dlaczego obecne rozwiązanie zamykające drogę do składania pozwów budzi kontrowersje. Przecież każdy, kto ma jakiekolwiek roszczenia, dawno złożył je w sądzie. Było na to 30 lat. Ktoś czekał? Ktoś nie złożył?

Akcja Młodzieży Wszechpolskiej przed Ambasadą Izraela w Warszawie, 30 czerwca 2021 r.


Akcja Młodzieży Wszechpolskiej przed Ambasadą Izraela w Warszawie, 30 czerwca 2021 r.

Fot.: Młodzież Wszechpolska / NIEZAREJESTROWANY

Obecna nowelizacja wprowadza zapis mówiący, że decyzje administracyjne wydane 30 lat temu i wcześniej nie mogą być już podważane przed sądami, nawet jeśli były wydane z naruszeniem prawa.

– Polska oddała własność gminom żydowskim i zrobiła to szczodrze. Poza tym w 1960 r. podpisała umowę z USA, na mocy której zapłaciła 40 mln dolarów, a rząd USA w zamian zobowiązał się, że na wieki wieków nie będzie podnosił tej kwestii w relacjach dwustronnych z Polską. Obywatele amerykańscy mogą swoje roszczenia kierować do Departamentu Stanu. Sprawa jest prosta – mówi Sikorski.

Ale prosta wcale nie jest.

Reprywatyzacja. Słoń w salonie

– Podstawowym problemem jest to, że Polska nie chce zwracać mienia, nie tylko żydowskiego. Nie istnieje społeczne przyzwolenie dla idei restytucji i są po temu rozmaite powody – mówi publicysta Konstanty Gebert. Wśród tych powodów wymienia skalę zawłaszczeń, która w Polsce była nieporównanie większa niż gdziekolwiek w Europie, i to, że Polacy wycierpieli w czasie wojny bardziej niż inne narody UE, co w połączeniu z antysemityzmem tworzy nieprzychylny klimat dla zwrotu mienia, zwłaszcza Żydom.

– Jest jeszcze jeden powód, o którym nikt głośno nie mówi – tłumaczy Gebert – Mienie poniemieckie to taki słoń w salonie, który lepiej, żeby się nie ruszał. Jedna trzecia dzisiejszej Rzeczypospolitej była do 1945 r. Niemcami i ustawa reprywatyzacyjna oznaczałaby, że coś trzeba byłoby z tym zrobić, bo trudno, będąc w Unii Europejskiej, prawnie dyskryminować obywateli innego państwa wspólnoty – mówi.

Obecna nowelizacja dotyczy nie tylko ofiar Holokaustu i ich spadkobierców, ale także osób wywłaszczonych z majątków po wojnie, np. na mocy dekretu Bieruta. Ustawą reprywatyzacyjną jednak nie jest. – Pomysł, żeby załatwić sprawę poprawką do kodeksu postępowania administracyjnego, która zasadniczo mówi: „Tak, nakradliśmy się, ale to było dawno temu, więc nie oddajemy”, jest imponujący w swojej prostocie, ale problemu nie rozwiązuje. Trudno się więc dziwić, że w grupie najbardziej poszkodowanej brakiem ustawy, czyli wśród Żydów, budzi sprzeciw – mówi Gebert. W komentarzu opublikowanym w „Gazecie Wyborczej” napisał: „Wygląda na to, że skutki niemieckiego ludobójstwa Polska, jako jedyne państwo w Europie, na trwale usankcjonowała w swym porządku prawnym”. A tym samym stała się „wspólniczką komunistycznych paserów zagrabionej przez niemieckich okupantów własności i najwyraźniej nie odczuwa w związku z tym żadnego dyskomfortu”.

W czasie wojny zginęły 3 mln obywateli polskich pochodzenia żydowskiego. Ich domy, warsztaty, meble często przechodziły w ręce polskich sąsiadów. „Na Niemców wina i zbrodnia, dla nas klucze i kasa” – pisał w głośnym eseju tuż po wojnie Kazimierz Wyka. Parę dekad później naukowcy z Centrum Badań nad Zagładą Żydów opublikowali książkę „Klucze i kasa”, w której jest wiele opowieści o zagrabionych żydowskich dobrach.

Historycy szacują, że mienie żydowskie to 15-20 proc. majątków odebranych przedwojennym właścicielom. Naczelny rabin Polski Michael Schudrich, komentując obecną nowelizację, mówi: „Jeżeli ktoś ukradł mój rower 80 lat temu, to dalej jest mój rower”, tymczasem rząd polski – uważa rabin – wydaje się tego nie tylko nie rozumieć, ale nawet nie szuka sposobu do rozmowy.

Reprywatyzacja. Ważne, jak to się robi

Polski MSZ nie opiniował obecnej nowelizacji, choć było wiadomo, że wywoła ona międzynarodowe reakcje, podobnie jak było z ustawą o IPN forsowaną przez PiS na początku 2018 r.

– Niefortunne prawo o IPN, które miało jakoby na celu obronę Polski przed szkalowaniami i oskarżeniami o współpracę z niemieckim okupantem, odczytano w Izraelu jako swoiste zaprzeczenie Shoah. Ustawa została wprawdzie zmieniona i wspólna deklaracja premierów Polski i Izraela podpisana, ale nieufność i gniew pozostały. I nie przechodzą – mówi „Newsweekowi” Sever Plocker, publicysta jednej z największych izraelskich gazet „Jedijot Achronot”. Teraz – dodaje – tę nieufność i gniew umacnia nowelizacja dotycząca reprywatyzacji.

– Po tej katastrofie z nowelizacją ustawy o IPN można by się spodziewać, że rządzący Polską nacjonaliści (choć nie jest to zbyt sprawna intelektualnie ekipa) zrozumieją, że jakiekolwiek prawo ocierające się o prawa ocalałych z Zagłady musi być uchwalane ze szczególną troską, ze szczególnym uwzględnieniem nastawienia światowej opinii publicznej. Nic takiego się nie stało – dodaje prof. Jan Grabowski, badacz Holokaustu mieszkający w Kanadzie.

– Nawet symboliczna rekompensata za mienie wystarczyłaby, żeby zamknąć konflikt. Niestety, w dzisiejszej Polsce nie widać najmniejszej gotowości na taki krok lub gest – dodaje Plocker. – Tymczasem tak długo, jak sprawa prywatnego mienia pożydowskiego w Polsce pozostanie otwarta, będzie krwawić i kłaść się cieniem na stosunkach między naszymi narodami.

Na pytanie, czy należało uchwalać nowelizację, jeden z moich rozmówców odpowiada: – Oczywiście, że tak. Pytanie brzmi tylko: jak? Można było podjąć rozmowy z Izraelem i USA, gdzie mieszka wpływowa diaspora żydowska, i zaproponować na przykład przeznaczenie części przejętych majątków na badania nad Zagładą. Nierozliczone rachunki łatwo stają się pretekstem do emocjonalnych oskarżeń i grania na lękach.

W 2017 r. Senat USA przeforsował ustawę Justice for Uncompensated Survivors Today opatrzoną numerem 447 i tak też powszechnie nazywaną. Ustawa 447 miała być narzędziem presji na Polskę, w której zaczęły nasilać się nastroje antysemickie. Nad Wisłą ustawę 447 odczytano jako furtkę dla wielomiliardowych roszczeń Żydów wobec Polski, choć w rzeczywistości obliguje ona tylko amerykańską administrację do corocznego raportu w sprawie wypełniania deklaracji terezińskiej. Deklaracja przyjęta w Terezinie przez 47 uczestników konferencji, w tym Polskę, wzywa do wysiłków na rzecz przywracania mienia żydowskiego zrabowanego podczas wojny prawowitym właścicielom. Dziś odwołuje się do niej nowy szef izraelskiego MSZ Ja’ir Lapid, określając nowe polskie prawo jako „niemoralne i zaprzeczające zobowiązaniom”. Nazywa je „hańbą”.

Czytaj też: Nowy spór Warszawy i Waszyngtonu? Chodzi o reprywatyzację

Uderzenie w twarz

Ja’ir Lapid to człowiek znany z antypolskich wystąpień. Po ustawie o IPN oskarżał Polskę o współudział w Holokauście. Od dwóch tygodni jest szefem dyplomacji i wicepremierem Izraela, a za dwa lata na mocy umowy koalicyjnej zostanie szefem rządu.

– Dotknięto sprawy reprywatyzacji w najgorszym momencie, akurat wtedy, gdy doszło do prawdziwej rewolucji w izraelskiej polityce – mówi Uri Huppert. W Izraelu upadł prawicowy rząd Netanjahu. – To jest wielkie zwycięstwo izraelskiej demokracji. Zaczynanie wojny dyplomatycznej z Izraelem w takim momencie to, najdelikatniej mówiąc, głupota.

Władze polskie zupełnie świadomie prezentują sytuację w fałszywy sposób – Konstanty Gebert


Władze polskie zupełnie świadomie prezentują sytuację w fałszywy sposób – Konstanty Gebert

Fot.: Janek Skarżyński/AFP/East News / East News

Izrael poparły Wielka Brytania, Kanada, Australia i USA, pisząc wspólny list do polskiego rządu wzywający do przerwania prac nad nowelizacją. Rzecznik amerykańskiego Departamentu Stanu Ned Price oświadczył, że „Polska zrobiła krok w złym kierunku”, a pełniący obowiązki ambasadora USA w Warszawie Bix Aliu napisał do marszałek Sejmu Elżbiety Witek, że nowe prawo „spowoduje nieodwracalne straty dla Ocalonych z Holokaustu i ich rodzin”.

Nowa amerykańska administracja jest wobec polskiego rządu bardzo krytyczna. Nowelizacja dotycząca reprywatyzacji to kolejny powód do ochłodzenia relacji. Tym bardziej że środowisko amerykańskich Żydów jest w tej sprawie jednomyślne. Ronald Lauder, szef Światowego Kongresu Żydów, twierdzi, że nowe polskie prawo „jest jak uderzenie w twarz niedobitków wspólnoty polskich Żydów i tych, którzy przeżyli nazistowskie okrucieństwo”, a Gideon Taylor ze Światowej Organizacji Restytucji Mienia Żydowskiego w rozmowie z „Rzeczpospolitą” tłumaczy, że „ten spór nie toczy się o to, co działo się w Polsce w czasie okupacji. Polska była ofiarą nazistów. To jasne. Teraz jednak mówimy o konfiskacie mienia ofiar Zagłady przez władze komunistyczne”.

Nieuczciwość i histeria

Tymczasem premier Morawiecki nie próbuje łagodzić nastrojów. Przeciwnie, uderza w patriotyczny ton: „Tak długo, jak ja będę premierem, to Polska na pewno nie będzie płaciła za niemieckie zbrodnie. Ani złotówki, ani euro, ani dolara”.

– Powinien dodać jeszcze: ani szekla. Awanturnicze wystąpienie Morawieckiego, że Polska nie zapłaci „ani dolara, ani złotówki” dolewa tylko oliwy do ognia. W tym zgiełku mało kto pamięta, że to polskie państwo w 1945 r. przejęło z dobrodziejstwem inwentarza nieruchomości żydowskie jako „mienie opuszczone”, pieczętując tym samym decyzje hitlerowskie lat poprzednich – mówi prof. Jan Grabowski.

Morawiecki na odpowiedź Izraela nie czekał długo. „Nie interesują nas polskie pieniądze i sama aluzja jest antysemicka. Walczymy o pamięć o ofiarach Holokaustu, o dumę naszego narodu, a żaden parlament nie może uchwalać ustaw mających na celu negowanie Holokaustu” – oświadczył wicepremier Lapid.

– W Polsce Lapid to symbol żydowskiej antypolskości, w Izraelu Morawiecki to symbol odwiecznego polskiego antysemityzmu. Symbole przychodzą i odchodzą, ale problem pozostaje – mówi Sever Plocker. – Sama nowelizacja – dodaje – nie wywołała w Izraelu aż takiego wrzenia. Komentarze prasowe były dość lakoniczne, ale to, jak ta sprawa jest rozgrywana, budzi emocje.

– Władze polskie zupełnie świadomie prezentują sytuację w fałszywy sposób. Morawiecki mówi, że Polska nie będzie płacić za zbrodnie niemieckie, tak jakby domagano się od Polski odszkodowań za zbrodnie, a nie zwrotu zagrabionego mienia. Po stronie władz polskich jest ewidentna nieuczciwość, a po stronie władz izraelskich histeria – kwituje Konstanty Gebert.

Pozostaje pytanie, komu taka wojna jest potrzebna?

Nawet symboliczna rekompensata za mienie wystarczyłaby, żeby zamknąć konflikt. Niestety, w dzisiejszej Polsce nie widać gotowości na taki gest – Sever Plocker, dziennikarz izraelskiej gazety „Jedijot Achronot”


Nawet symboliczna rekompensata za mienie wystarczyłaby, żeby zamknąć konflikt. Niestety, w dzisiejszej Polsce nie widać gotowości na taki gest – Sever Plocker, dziennikarz izraelskiej gazety „Jedijot Achronot”

Fot.: Archiwum prywatne

Wymordowali się sami

Ustawę o IPN forsowano tuż przed obchodami Międzynarodowego Dnia Pamięci o Ofiarach Holokaustu, co dodatkowo podgrzało atmosferę. Obecną nowelizację dotyczącą reprywatyzacji uchwalono w przeddzień obchodów 80. rocznicy pogromu w Jedwabnem i 75. rocznicy pogromu w Kielcach. Pierwsza przypada 10 lipca, druga – 4 lipca.

Politycy PiS wielokrotnie negowali udział Polaków w zbrodni w Jedwabnem. Była minister edukacji narodowej, a obecnie europosłanka Anna Zalewska mówiła, że nie wiadomo, kto wtedy spalił Żydów w stodole. Kandydat na szefa IPN, Jarosław Szarek, twierdził przed sejmową komisją, że zbrodni w Jedwabnem dokonali Niemcy, a już jako prezes IPN postuluje powtórną ekshumację, aby zakwestionować udział Polaków w tej zbrodni.

„Ta ustawa – pisze zaangażowany w dialog polsko-żydowski ks. Wojciech Lemański – jest przygotowaniem obchodów rocznicy pogromu kieleckiego i 80. rocznicy zbrodni w Jedwabnem. Możemy być pewni, że świat znów o nas usłyszy. (…) Gratulacje dla naszych dyplomatołków”. W innym wpisie na FB dodaje: „Ktoś znów spuścił z łańcucha polskie demony”.

Dzień po przegłosowaniu przez Sejm nowelizacji na cmentarzu żydowskim w Bielsku-Białej zdewastowano 67 mogił. W Falenicy na budynku przy rampie, z której wywieziono 8 tys. Żydów do Treblinki, ktoś namalował swastyki i napisał: „Żydzi Żydom zgotowali ten los”. Prof. Jacek Leociak, badacz historii Holokaustu, pisze: „Polscy spadkobiercy organizatorów tamtych transportów głoszą na murze falenickiego Umschlagplatzu: nie, nie było żadnego Holokaustu. Żydzi wymordowali się sami. Panująca za rządów PiS atmosfera przyzwolenia i umizgi Kościoła do skrajnych nacjonalistów i neofaszystów przynoszą takie owoce”.

Plama na honorze

Polityka historyczna PiS zmierzająca do napisania na nowo najnowszych dziejów Polski jako kraju Sprawiedliwych wśród Narodów Świata sprawia, że wszystko, co dotyka relacji polsko-żydowskich, kończy się międzynarodową awanturą. – Bagaż nierozliczonej historii zawsze ciężko waży, czego przykładem jest Turcja, gdzie w demokratycznych wyborach wybiera się tych, którzy gwarantują, że będą bronić Turcji przed paskudnymi ormiańskimi pomówieniami – mówi Konstanty Gebert.

Łatwo przełożyć to na polskie podwórko. Andrzej Leder w głośnej książce „Prześniona rewolucja” pisał o przemianie polskiego społeczeństwa z folwarcznego w mieszczańskie, która nie dokonała jednak zmiany w świadomości społecznej, bo boimy się konfrontacji z narodowymi traumami. – Społeczeństwo, w którym ogromna część ludzi wie, że w przeszłości stało się coś okropnego, wybiera władzę, która tę okropną przeszłość legitymizuje. Dlatego dobrze jest Polakom z PiS – mówi jeden z moich rozmówców.

– Być może jest to kolejna próba konsolidacji elektoratu wokół władzy, która „broni Polaków przeciwko żydowskim roszczeniom” – przyznaje prof. Jan Grabowski. Opinię tę podziela Konstanty Gebert, który w komentarzu w „Gazecie Wyborczej” pisze: „Ostra reakcja USA i Izraela, gdzie żyje większość potomków ofiar, była przewidywalna i upragniona. Przypuszczać można, że rząd się nią po części kierował, by móc następnie występować jako obrońca Polski przed wrednymi zakusami obcych. Mniej lub bardziej wskazani Żydzi mają więc pełnić teraz taką samą funkcję, jak w poprzednich kampaniach odgrywali uchodźcy i osoby LGBT”.

W dłuższej perspektywie skutki takiej polityki będą dla Polski niszczące. Uri Huppert wspomina, że gdy Lech Wałęsa pierwszy raz odwiedzał parlament w Jerozolimie, zapytano go, co należy powiedzieć na powitanie polskiego prezydenta. – Odparłem: „Polska to jedyny kraj pod okupacją Hitlera, którego obywatele, Polacy i Żydzi, walczyli w powstaniach, w getcie warszawskim i niespełna półtora roku później na ulicach Warszawy”. „Panie Huppert, przecież to wszyscy wiedzą”. Otóż nie, nie wszyscy. Gdy mówię w Jerozolimie czy Nowym Jorku o bohaterstwie Polaków, słyszę nieraz: „Co ty opowiadasz, przecież Polacy to antysemici”. Ta obecna nowelizacja nie ułatwia zmiany tego obrazu – opowiada Huppert.

– Rozliczenie historii zawsze ukonkretnia winę. Znakomita większość Polaków ani nie mordowała Żydów, ani nie zagrabiła ich mienia, tyle tylko, że jeżeli o tym nie rozmawiamy, to nie wiemy kto i każdy się boi otwierać domową szafę, bo a nuż tam pradziadek zostawił coś paskudnego – mówi Konstanty Gebert. – Otwarcie wszystkich szaf – dodaje – byłoby z korzyścią dla wszystkich, ale wymagałoby wsparcia ze strony państwa, które uznałoby, że w interesie zbiorowym jest rozliczyć własną przeszłość i zamknąć ten rozdział. Ale takiego państwa nie mamy.

Czytaj też: Reprywatyzacja? Polskie władze załatwiły sprawę obcesowo

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułInformacja Turystyczna Pisz
Następny artykułSukces kapeli Miód Na Serce