Wszyscy wiemy, kim jest Mark Zuckerberg. Założę się jednak, że nie więcej niż 5 proc. czytających wie, kim jest Feng Zhang. Sam, przyznaję, do niedawna nie wiedziałem. Słynny pisarz popularnonaukowy Walter Isaacson twierdzi, że powinniśmy to wiedzieć, ponieważ wkrótce Zhang może być tak znany jak założyciel Facebooka.
W książce „The Code Breaker”, która ukazała się kilkanaście tygodni temu i opowiada historię rozwoju przełomowej technologii CRISPR, Isaacson przekonuje, że gen może zastąpić bit jako główną jednostkę rozwoju technologicznego. W ostatnich latach ludzkość zyskała technologię edycji genów, która może doprowadzić do wielu przełomów w leczeniu chorób. Wspomniany Feng Zhang, profesor bioinżynierii na bostońskiej politechnice MIT, jest jednym z bohaterów odkryć związanych z CRISPR. Choć nie jest główną postacią książki Isaacsona, to jako jej półczarny charakter świetnie nadaje się na ikonę postępu.
Książki Isaacsona traktuję jako tzw. must-read. Mało kto umie pisać w tak wciągający sposób o historii technologii i ludziach je tworzących. Stawiając człowieka w centrum swoich opowieści, Isaacson potrafi połączyć ogień z wodą: psychologiczne portrety konkretnych ludzi z wyjaśnieniem złożonych procesów historycznych, naukowych, technologicznych czy biznesowych. Autor słynnej biografii Steve’a Jobsa (okładka z brodą opartą na kciuku) potrafił napisać szeroką historię rozwoju komputerów w książce „Innowatorzy” i zaskakująco aktualną dla współczesnego czytelnika biografię Leonarda da Vinci. Teraz postawił w centrum uwagi Jennifer Doudnę, autorkę najważniejszych odkryć w rozwoju technologii CRISPR, uhonorowaną w 2020 r. nagrodą Nobla z chemii (wraz z Emmanuelle Charpentier). Rywalizacja naukowa Doudny i wspomnianego wcześniej Zhanga jest osią książki, nadając jej dynamizm godny powieści kryminalnej.
„The Code Breaker” jest książką fascynującą na wielu płaszczyznach. Mnie, jako ekonomistę, najbardziej interesuje jednak oczywiście pytanie, jak przełomowa może być opisywana technologia. Podwójnie podkreśliłem więc fragment, w którym Isaacson pisze: „Zhang studiował na Harvardzie w tym samym czasie co Zuckerberg. Możemy spekulować, który z nich okaże się mieć większy wpływ na świat”.
Z postępem technologicznym jest pewien problem. Wszędzie w mediach czytamy, że jest on coraz szybszy. Tymczasem dane i analizy sugerują, że jest on – lub przynajmniej do niedawna był – coraz wolniejszy. W zeszłym roku trójka ekonomistów – Nicholas Bloom, Chad Jones i John van Reenen – opublikowała bardzo ciekawe badanie, w którym pokazane zostało, że postęp naukowy i technologiczny jest coraz wolniejszy, gdy przeliczymy go na jednostki wkładanego wysiłku. Widoczne jest to w wielu dziedzinach, w tym również w technologiach medycznych. Na przykład liczba żyć uratowanych dzięki postępowi w wiedzy na temat leczenia nowotworów rośnie coraz wolniej w przeliczeniu na liczbę publikacji naukowych czy testów klinicznych leków. Innymi słowy, ludzkość musi wkładać coraz więcej wysiłku, by podtrzymać postęp (wykres obok pochodzi z tego badania, a nie z książki Isaacsona). To sugeruje, że wbrew niektórym teoriom ekonomicznym postęp może nie być nieograniczony.
Współgra to z obserwacjami lansowanymi przez innego ekonomistę Roberta Gordona, który twierdzi, że współcześnie szybki postęp ogranicza się właściwie głównie do sektora rozrywki. W innych dziedzinach wyraźnie wyhamował. Nie oznacza to oczywiście, że go nie ma, bo ostatnie dekady przyniosły wiele spektakularnych osiągnięć, również w biologii molekularnej. Dzięki jednemu z takich osiągnięć, czyli technologii szczepionek mRNA, ludzkość mogła szybciej ograniczyć zasięg pandemii COVID-19. Problem polega natomiast na tym, że, według wspomnianych ekonomistów, dynamika postępu jest niższa niż w pierwszych trzech dekadach po II wojnie światowej.
Wracam do Isaacsona. Jest on technologią CRISPR ewidentnie zafascynowany, jak czymś, co może odmienić bieg ludzkości. CRISPR (ang. ang. Clustered Regularly Interspaced Short Palindromic Repeats) jest to technologia edycji genów, która dla naukowców czyni manipulowanie DNA procesem niemal tak łatwym jak edytowanie tekstu w Wordzie. Technologia jest oparta na działaniu systemu odpornościowego niektórych baterii w jej walce z wirusami – człowiek mógł sobie „pożyczyć” ten mechanizm dzięki temu, ze procesy chemiczne na poziomie DNA wyglądają tak samo we wszystkich organizmach. Bakterie posiadają wrodzony i stworzony na przestrzeni milionów lat system atakowania DNA wirusów. „Zapamiętują” DNA wirusów, zapisują jego sekwencje w swoim własnym DNA (CRISPR to nazwa tych fragmentów DNA) i w momencie ataku uruchamiają enzym Cas9 i odpowiednie cząstki RNA, które tną DNA wirusa. Ten mechanizm cięcia został „pożyczony” i rozwinięty przez naukowców w sposób umożliwiający edytowanie DNA w komórkach różnych organizmów, również w komórkach ludzkich.
CRISPR/Cas9 jest dużo bardziej efektywny niż inne dotychczasowe technologie edycji DNA (np. technologia Talen). Isaacson twierdzi, że pozwoli leczyć anemię, chorobę Huntingtona, a docelowo również nowotwory. Postęp w tym ostatnim punkcie byłby oczywiście prawdziwym game-changerem dla ludzkości, ponieważ rak to po chorobach serca drugi „zabójca” w krajach rozwiniętych. Ale liczba praktycznych zastosowań może być ogromna. Na przykład, niektóre firmy mają już opartą o CRISPR/Cas9 technologię testowania na koronawirusa możliwą do zastosowania przez użytkowników w domu (choć żaden test domowy nie uzyskał jeszcze aprobaty regulacyjnej). Ogromne jest też pole do zwiększenia zastosowań edycji genów w rolnictwie, które w warunkach rosnącej presji ze strony ocieplenia klimatu będzie musiało wyleczyć się z niechęci do GMO (genetycznie modyfikowana żywność).
Choć przyznam też, że o tym, iż edycja genów radykalnie zmieni ludzkość, czytałem już 20 lat temu w książkach Francisa Fukuyamy. Do tej pory jednak praktyczne aspekty postępu były rozczarowujące, m.in. ze względu na wyzwania etyczne związane z testowaniem technologii. Może to się wreszcie zmieni i postęp przyspieszy tak, że odczujemy go wokół nas? Isaacson w to wierzy. Choć przyznam, że od strony czysto technologicznej na rozwój i potencjał genomiki lepiej spojrzeć przez pryzmat książki Jamesa Watsona, odkrywcy struktury DNA, pt. „DNA. Historia rewolucji genetycznej”, która ukazała się w Polsce trzy lata temu.
Książka Isaacsona wykracza daleko poza czysty temat technologiczny. Traktuje głównie o zażartej konkurencji w świecie nauki i bardzo cienkiej granicy między osiągnięciami jednostki a wysiłkiem grupy. Oraz o innej granicy – między tym, co jest dobrem wspólnym, a tym, co jest towarem komercyjnym.
Czy osiągnięcie naukowe można przypisać konkretnemu człowiekowi? Czy sukces możemy przypisać jednostce, gdy stoi ona – ja to się mówi – na ramionach gigantów z przeszłości? Te pytania zadają sobie nie tylko naukowcy, ale też ekonomiści i filozofowie. Isaacson rzuca na nie bardzo ciekawe światło. W centrum stawia konkretne osoby – Jennifer Doudnę i jej rywala Fenga Zhanga. Ale bardzo dużo miejsca poświęca wszystkim autorom technologii CRISPR, począwszy od naukowców, którzy bez konkretnego komercyjnego celu badali w latach 90. bakterie w słonych jeziorach Costa Blanca w Hiszpanii. Autor wielokrotnie wraca do pytania, czy w tak długim łańcuchu osiągnięć można wyróżnić osoby z największym wkładem w rozwój? Jego odpowiedź jest twierdząca i w końcu uczynił Doudnę bohaterem numer jeden. Ale moje spojrzenie na opisaną przez Isaacsona historię jest takie, że wśród dziesiątek osób o wielkich osiągnięciach największy splendor uzyskują te, które po prostu potrafią najmocniej się rozpychać w świecie nauki – mają siłę przebicia, silny charakter, odpowiednie wsparcie finansowe uczelni i trochę szczęścia. I to jest chyba opowieść nie tylko o świecie nauki.
Ale za tymi rozważaniami o naturze postępu i konkurencji kryją się bardziej praktyczne pytania o to, kto ma do czego prawa i kto może otrzymać patent. Starcie Doudny i Zhanga jest przedstawione przez Isaacsona jako starcie nauki ideowej i nauki komercyjnej. Ta pierwsza zmierza do odkryć w celu ulepszania świata, a druga w celu zarabiania pieniędzy. Ta pierwsza przygotowuje za pół darmo biznesowy grunt dla tej drugiej. Obserwując walki patentowe, trudno nie czuć niechęci do prób zarezerwowania praw do czegoś, co jest efektem zbiorowego postępu.
Amerykanom udało się bardziej sprawnie niż Europejczykom połączyć naukę i biznes. Ale moim zdaniem w książce Isaacsona widać, że to jest wciąż łączenie ognia i wody, a ostatecznej i sprawiedliwej formuły tego połączenia wciąż nie ma.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS