A A+ A++

Wylał się hejt na Sylwię Dekiert, dziennikarkę TVP Sport. Owszem, zadała bardzo niezręczne pytanie o to, co się stanie, jeśli Christian Eriksen nie przeżyje. To był błąd. Nietrudno jednak o błąd w tak dramatycznym momencie.

Miałem okazję poprowadzić kilkaset programów w telewizji i w radiu. Wiem, jak to jest, kiedy nagle zdarzy się coś kompletnie nieprzewidzianego. Trzeba w sekundę podejmować wiele decyzji: w która stronę prowadzić rozmowę, jakie pytanie zadać, o co pytać, jak się zachować, jak patrzeć, uśmiechać się, jakie gesty wykonywać. A wszystko w chwili, kiedy człowiek jest przygotowany na coś kompletnie innego.  

Sylwia Dekiert zapewne słyszała w uchu od wydawcy programu „prowadź rozmowę, trzymamy program”, albo coś podobnego. A tu cisza, na stadionie cisza, nie wiadomo, co się dzieje, emocje ogromne i nad tym wszystkim trzeba zapanować. Zapewne wydawca mógł jej coś lepszego podpowiedzieć, ale nie podpowiedział, wszyscy byli w emocjach i niepewności. A programu przerwać nie można. I każdy detal widzą i słyszą miliony ludzi. Taka jest telewizja.

Żyjemy w czasie nieprawdopodobnego wzmożenia emocjonalnego. Media społecznościowe prowokują do błyskawicznych reakcji, do zabierania głosu w każdej sprawie, do ferowania łatwych ocen, potępiania, mieszania z błotem, upokarzania. Im bardziej to zrobimy, im mocniej przyładujemy, zwłaszcza z pozycji „moralnych”, tym przez moment nasza pozycja społeczna rośnie. To trwa chwilę, bo za chwilę ktoś inny już zdobędzie więcej lajków, łapek i retwitów, uwaga przejdzie na coś innego. Za chwilę też kto inny będzie kozłem ofiarnym.

Chęć pokazania własnej moralnej wyższości prowadzi często do bardzo niemoralnych zachowań. Poniżanie, upokarzanie i pogarda są niemoralne. To jest zło.

Ta potrzeba upokarzania, zwłaszcza w czasach ogromnej polaryzacji rośnie. Rozmawiam czasem z osobami mniej lub bardziej publicznymi, które planują jakąś zmianę w życiu i dziś ich pierwszym problemem jest: jak wielki hejt ich za to spotka?! Nie zaciekawienie, uznanie za odwagę, ale atak. Jeśli coś ci się uda, idziesz do góry – spotykasz się prędzej czy później (raczej prędzej) z atakiem. To stało się nową regułą życia społecznego. Jeśli masz jeszcze znaną twarz i nazwisko, wtedy atak jest jeszcze przyjemniejszy. Hejtuje się i sukcesy i porażki. Kozioł ofiarny jest dziś potrzebny bardziej niż kiedykolwiek. Np. sprawie Euro już wskazano, że za porażkę (a jeszcze nasi nie zaczęli grać) odpowiedzialny będzie Zbigniew Boniek. Kozioł już jest wskazany, przygotowania do linczu trwają. To, że za Bońka PZPN stanął na nogi i wiele się zmieniło, nie będzie miało znaczenia. Hejt ruszy pełną parą.

Dobra wiadomość jest taka, że tak szybko jak stajemy się obiektami ataku, tak szybko przestajemy nimi być. Plemiona atakujących, dzięki zalewowi milionów komunikatów, szybko przenoszą swoje zainteresowanie na inne obiekty i zapominają. Widzę to bardzo dobrze zajmując się zawodowo zarządzaniem kryzysami.

Dla Sylwii Dekiert mam taką informację: jutro nikt już nie będzie pamiętał o sobotnim programie. Proszę wyciągać wnioski i dzielnie iść dalej. Mam nadzieję, że w najbliższych dniach poprowadzi Pani kolejne rozmowy bogatsza o trudne doświadczenia.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykuł​Euro 2020. Brytyjska telewizja przeprasza za transmisję reanimacji Christiana Eriksena
Następny artykułRakietowe MLRS w Arktyce