Nasze dobro narodowe nie obroni, niestety, wywalczonego w roku ubiegłym tytułu Międzynarodowej Mistrzyni Francji. Cóż. Zdarza się, nawet w najlepszych rodzinach. Trafiła dziś na lepszą, dodatkowo przeszkadzała jej, i to na pewno nie udawana, kontuzja.
Do czego można się przyczepić, to sztab szkoleniowy Polki. Już w meczu z Ukrainką widać było, że jej trenerka ewidentnie odrobiła lekcje. To samo zrobił dziś sztab Greczynki. Nasz sztab w obu przypadkach liczył, takie odniosłem wrażenie, na geniusz, inwencję i inteligencję Igi. Sakkari, a wcześniej Kostjuk, wiedziały, co mają robić, by neutralizować największe walory Świątek. Sztab Polki żadnego antidotum na ich największe plusy nie wymyślił. O ile w ogóle je analizował, bo nie było widać.
Do indywidualnego ćwierćfinału Wielkiego Szlema nie przebija się ot, tak. Do tej pory, w erze open, udało się to tylko Radwańskiej (11-krotnie), Fibakowi (4 razy), Janowiczowi i Kubotowi. Iga wyszła przedwczoraj w tej klasyfikacji na miejsce trzecie, bo zrobiła to po raz drugi, a obaj starsi koledzy wskoczyli w te buty tylko raz, w roku 2013-tym.
Tegoroczny ćwierćfinał to wielkie osiągnięcie naszej 20-latki Drugi najlepszy wynik w jej karierze. Dzisiaj też grała, wg mnie, całkiem przyzwoicie. Sakkari miała po prostu dzień konia. Od stanu 0:2 w pierwszym secie wszystko jej wychodziło. A ponadto wykorzystywała bez przerwy to, że Polka nie mogła normalnie stawać na prawej nodze, co utrudniało dojście do szybkich piłek granych na jej forhand.
Uwaga. Będzie dygresja. Sto razy przyjemniej ogląda się taką porażkę po, może nie do końca równej, ale na pewno intensywnej i ciekawej, walce i po parunastu, jak nie lepiej, naprawdę fantastycznych zagraniach naszej reprezentantki, niż remis polskich piłkarzy osiągnięty we wczorajszym stylu. Niech przegrają w grupie trzy razy, ale niech wszystkie trzy razy zagrają tak jak dzisiaj Iga. Ja będę zadowolony. Dużo bardziej niż wtedy, jakby mieli trzykrotnie zremisować tak, jak wczoraj z drwalami z Islandii. Drwalami, przy których nasi wyglądali jak ich… asystenci od noszenia piły albo siekiery (w zależności od pozycji drwala). Koniec dygresji.
Nie wiem czy Iga będzie grać w deblu. Wszystko zależy pewnie od stopnia zaawansowania kontuzji. Fajnie by było, gdyby grała, ale oczywiście zdrowie najważniejsze. Jeśli faktycznie jest w dalszym ciągu dyskomfort, to szkoda ryzykować. Za miesiąc Wimbledon.
W każdym razie dzięki za niezapomniane emocje. I te lepsze, i te dzisiejsze, trochę gorsze.
Rewelacyjny wynik, jak na swoją miarę rzecz jasna, osiągnęła dzisiaj Magda Linette. Nie wiem czy to jej życiówka, ale jest czego gratulować. Tym bardziej, że w pokonanym polu polsko-amerykański debel pozostawił indywidualną pogromczynię Williams oraz pogromczynię pogromczyni, która w dodatku cały czas może jeszcze zdobyć indywidualny tytuł (w co, notabene, osobiście szczerze jednak wątpię). Przed Polką i chorwacką Amerykanką półfinał z kolejnymi faworytkami. Faworytkami jeszcze większymi. Czeski debel nie dość, że rozstawiony z dwójką, to jeszcze Krejcikova w życiowej formie i na podwójnym gazie. Będzie piekielnie ciężko, ale z Barty w singlu też miało być. O finale to niech Polka myśli, jak już w nim będzie. Na razie wielkie gratulacje i szczere życzenia półfinałowej wiktorii. No bo jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma. A nawet, co się może mieć.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS