W 32. rocznicę pierwszych, częściowo wolnych wyborów, Donald Tusk objawia się jako ten, który chce „zrobić wszystko, aby Platforma nie przeszła do historii” i którego celem jest „przywrócenie ładu demokratycznego w Polsce”. I nie ma najmniejszej wątpliwości, że gotów jest ten swój ład wdrażać dokładnie w ten sam sposób, w jaki robił to trzy lata później od wspomnianych wydarzeń, w nocy 4 czerwca 1992 r. „licząc głosy” i zdradzieckim aktem obalając rząd Jana Olszewskiego.
Impotencja przywódcza opozycji jest faktem tak uporczywie chronicznym, że trudno dziwić się gorączkowym poszukiwaniom lidera. Borys Budka, immanentnie niezdolny do szerokiego widzenia spraw politycznych i wytyczania strategicznych ścieżek udanego rozwoju, wypierany jest już nawet przez swoich. Naturalnie zwycięża więc tendencja wypatrywania powrotu Donalda Tuska, który pozbierałby w całość coś, co opozycja uznaje za rozproszoną siłę, zdolną odsunąć od władzy obecny obóz.
Chciałbym, żeby w Polsce doszło do zmiany w Polsce
— wyznał Donald Tusk w rozmowie z TVN24, nie wykluczając swojego pojawienia się na polskiej scenie politycznej, ale też nie potwierdzając ostatecznie, że mógłby wpisać się w scenariusze oczekiwań, które gotowe już leżą w sztabie KO.
Niebo jest limitem. Nie stawiam sobie żadnych ograniczeń. Natomiast jest, po pierwsze, u mnie bardzo ważna funkcja celu. Mam wielką potrzebę spełnienia pewnego celu, jakim jest przywrócenie ładu demokratycznego w Polsce
— dodał Tusk.
CZYTAJ WIĘCEJ: Czy to już zapowiedź powrotu?! Donald Tusk w TVN24: „Mentalnie, emocjonalnie, życiowo jestem gotów podjąć każdą decyzję, by…”
Trudno nie czytać tych słów w kontekście bolesnej dla polskiej demokracji rocznicy obalenia rządu Jana Olszewskiego. Dokładnie 29 lat temu, wieczorem 4 czerwca 1992 r., doprowadzono do upadku pierwszego po II wojnie światowej rządu, który miał wszelkie dane do tego, by prowadzić Polskę ku prawdziwej wolności, bez UB-ckich uwikłań, bez agenturalnych sitw, bez rosyjskich wpływów. Strach przed lustracją sprawił, że Lech Wałęsa wraz z dzisiejszymi politykami Platformy zablokowali proces przemiany Polski w niezależny, suwerenny byt. Ta zdrada autorów „nocnej zmiany” rzuca się potężnym cieniem na całą historię ostatnich trzech dekad i pewnie długo jeszcze będzie brzemienna w skutki. Donald Tusk liczył wtedy głosy i blokował rozwój. Jego jedynym celem była zmiana władzy. Dokładnie tak jak dziś.
Lata lecą, a cele wciąż te same. Utrzymanie układu polityczno-biznesowo-medialnego, który trzyma Polskę w spirali uzależnień. Stąd to rozpaczliwe wołanie opozycji o powrót Tuska, bo im dłużej PiS trwa przy władzy, tym trudniej będzie odtworzyć poprzedni stan, tak wygodny dla zagranicy. Co dalej? Polityczne ego Donalda Tuska rośnie od wysyłanych nieustannie do Brukseli tęsknot, a brak jednoznacznej odpowiedzi na płynące z Polski wołania i zachęty, jeszcze mocniej budzą w opozycji ogień nadziei. Ale czy całe to polityczne show nie jest przypadkiem jedynie słabą psychologiczną dramą? Bo gdyby Tusk wrócił, czy poradziłby sobie z potężnym obciążeniem politycznym, jakie nosi? Czy zdołałby przełamać niechęć przeciwników, zasypać żywotność skojarzeń z porażkami rządów PO-PSL? Siła Donalda Tuska bierze się wyłącznie z tego, że jest daleko. Dopóki trwa w roli niespełnionej obietnicy wielkich zmian, dopóki jest marzeniem opozycji, trzyma uchwyconą pozycję. Straciłby ją błyskawicznie, gdyby wszedł w polityczną codzienność i musiał zmagać się z konfliktami wewnętrznymi, bieżącą walką, niemocą i własnym zobowiązaniem, które w Polsce wciąż jest żywe w pamięci większości.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS