A A+ A++

Branża elektroniczna ogłosiła swego czasu na konferencji prasowej, że Polacy nie chcą „podatku od smartfonów”. Przedstawiła badania, z których wynika, że trzy czwarte respondentów jest przeciwko rozszerzeniu opłaty reprograficznej.

Stworzyła się oryginalna, wroga rekompensacie dla twórców koalicja narodowców z polskimi importerami elektroniki, bo w tym samym czasie Ruch Narodowy na swoim Twitterze zaatakował organizacje twórcze, a Krzysztof Bosak nazwał Piotra Glińskiego maniakiem podatkowym. Zarazem kilka dni potem opublikowano też wyniki innego badania, które pokazuje, że większość respondentów jest za opłatą reprograficzną uiszczaną przez producentów i importerów sprzętu elektronicznego. O co zatem w tym wszystkim chodzi i dlaczego są za to atakowani artyści?


Korporacje podbijają bębenek, skrajne ugrupowania wtórują

Związek Cyfrowa Polska to Związek Producentów i Importerów Sprzętu Elektrycznego i Elektronicznego (ZIPSEE). Niemal wszystkie gałęzie gospodarki tworzą tego rodzaju organizacje parasolowe w celu zbiorowego reprezentowania interesów danej grupy przedsiębiorców (można wymienić Związek Pracodawców Gospodarki Odpadami, Związek Pracodawców Przemysłu Piwowarskiego, Polską Federację Producentów Żywności, Stowarzyszenie Producentów Cementu). ZIPSEE dba o finansowe interesy swoich członków, wśród których są m.in. Sony, LG, Hewlett Packard, Samsung, Canon, Panasonic oraz Google i Amazon.

Działania ZIPSEE zawsze inspirowały grupy i środowiska skrajne. Obserwowaliśmy to przy akcji Nie Płacę za Pałace oraz przy Stop Acta 2 – obie te akcje są wymierzone w twórców, w ich organizacje i w prawo autorskie. Zawsze jest to niezwykle niebezpieczne – mówimy o katalizatorze hejtu i agresji, które następnie rezonują na większą skalę.

Może zastanawiać, na ile przypadkowy jest social mediowy zmasowany atak na twórców, który de facto broni interesów hurtowników elektroniki. Mnóstwo branż w Polsce boryka się z jakimiś obostrzeniami godzącymi w ich biznes, ale tylko importerzy i producenci urządzeń elektronicznych znajdują tak licznych, oddanych i pełnych emocji obrońców aktywnych 24 godz. na dobę. Co ciekawe, w innych krajach, które wprowadzały rekompensatę reprograficzną od multimedialnych urządzeń, tak masowe, skoordynowane i agresywne protesty nie miały miejsca.

W podobnym stylu jak to robią gniewni internauci, artystów atakuje Ruch Narodowy. Fachowo przygotowana grafika na Twitterze tej partii jest tylko jednym z wielu przykładów. Kto podpowiada skrajnym środowiskom taką narrację? Czy przedstawiciel firm zrzeszonych w ZIPSEE naradza się z Ruchem Narodowym? Podczas niedawnej dyskusji o dyrektywie o prawie autorskim na jednolitym rynku cyfrowym padały nawet hasła o wyjściu Polski z UE. Walczący o interesy wielkiego biznesu podbijają bębenek walcząc o swoje wysokie zyski, a polskie społeczeństwo płaci za to wysoką cenę.

Zastanawia rozdźwięk pomiędzy stylem działania i komunikowania swoich interesów przez wielkie cyfrowe marki w Polsce i w innych europejskich krajach. Czy centrale wielkich światowych marek zdają sobie sprawę, w jaki sposób reprezentujący ich związek atakuje ustawę zabezpieczającą polskich artystów? Czy cieszący się globalnym poważaniem i rozpoznawalnością mocodawcy ZIPSEE naprawdę dają w Polsce zielone światło na unikanie opłaty, którą godzą się uiszczać w innych krajach? Bez wątpienia ma to zły wpływ na wizerunek tych firm.

W ostatnich miesiącach branża elektroniczna oraz Federacja Konsumentów (według mnie ta instytucja od lat bardziej niż głosem konsumentów mówi komunikatami Związku Cyfrowa Polska/ZIPSEE) zorganizowały kilka konferencji sprzeciwiających się nowelizacji opłaty reprograficznej. Te wydarzenia to jedne z wielu działań lobby producentów i importerów sprzętu elektronicznego zorientowanych na zablokowanie rekompensaty dla artystów i – jak się obawiam – też wymierzone przeciw planom MKDNiS stworzenia funduszu socjalnego dla artystów. W jednej z tych konferencji wzięli udział prezes Związku Cyfrowa Polska Michał Kanownik, prezes Związku Przedsiębiorców i Pracodawców Cezary Kaźmierczak, prezes agencji badań opinii publicznej Social Changes Marek Grabowski oraz Andrzej Przybyło, prezes dolnośląskiej Grupy AB, największego dystrybutora elektroniki w Europie Środkowo–Wschodniej. Paneliści zarzekali się, że ponad 75 % Polaków nie chce poszerzenia opłaty. Jednak nie powiedzieli, dlaczego reprezentowane przez nich firmy w innych państwach ponoszą koszty rekompensaty m.in. od smartfonów, a w Polsce zwalczają ją w agresywny sposób. Nie wyjaśnili też, czemu choćby twórcy na Węgrzech, gdzie żyje kilkukrotnie mniej ludności, otrzymują z tytułu rekompensaty 10 razy więcej pieniędzy na potrzeby kultury (we Francji 100 razy więcej). Uczestnicy konferencji nie omieszkali kilkakrotnie podkreślić, że Polacy przez opłatę będą chcieli kupować elektronikę gdzieś zagranicą. Za kolejny straszak posłużyła im wizja cyfrowego wykluczenia mniej zamożnych. Kreślenie wizji odcięcia biedniejszych polskich rodzin od wirtualnych lekcji, informacji i rozrywki nie przeszkodziło branży elektronicznej wykorzystać zwiększony przez pandemię popyt na urządzenia do nagłej podwyżki cen. Warto tu wspomnieć, że jak donoszą media, „Grupa AB, największy dystrybutor IT i elektroniki użytkowej w regionie CEE, ma za sobą rekordowy okres, bowiem pandemia napędziła popyt, a spółka była w stanie mu sprostać dzięki mocnemu osadzeniu w e-commerce. W I półroczu roku obrotowego 2020/21 (lipiec-grudzień) skonsolidowane przychody spółki wyniosły 7,1 mld zł, co oznacza wzrost o 32 proc. rok do roku. Z kolei wynik netto wzrósł o 87 proc., do 72 mln zł. Spółka skorzystała na wysokim popycie, jaki generowany był podczas pandemii” (źródło: www.parkiet.com/Technologie/303039953-Grupa-AB-ze-swietnymi-wynikami.html). Ta sama spółka oskarża artystów o pazerność i zarzuca im przyczynianie się do wykluczenia cyfrowego.

Czy Polacy wiedzą, czym jest rekompensatareprograficzna?

Większość nie wie. W grudniu 2020 Instytut Badań Rynkowych ogłosił wyniki badania pt. “Opinie Polaków na temat planów wprowadzenia opłaty reprograficznej”. Pokazało ono, że 95 proc. Polaków nie wie, co to jest opłata reprograficzna, a 68 proc. nie spotkało się z pojęciem podatku od smartfonów. (https://www.gazetaprawna.pl/wiadomosci/artykuly/1497892,sondaz-polacy-nie-wiedza-co-to-oplata-reprograficzna-i-podatek-od-smartfonow.html) Zaledwie 3 miesiące później badanie przeprowadzone przez agencję Social Changes na zlecenie Związku Cyfrowa Polska i Związku Przedsiębiorców i Pracodawców pokazuje, że trzy czwarte respondentów jest przeciwko rozszerzeniu opłaty reprograficznej na laptopy, komputery stacjonarne, tablety, telewizory i smartfony. Polacy przez trzy miesiące zdążyli dowiedzieć się, czym jest opłata reprograficzna i wyrobić sobie zdanie na jej temat? Czy może raczej badanie pokazuje, jaki stosunek do opłaty reprograficznej mają firmy, które je zleciły? Jesteśmy niechętni podatkom – dlatego zapytani o nowe podatki mamy tendencję, by odpowiedzieć odmownie. Ale gdyby zapytać na przykład „Czy jesteś zdania, że ponadnarodowe koncerny powinny być w Polsce zwolnione z opłat, które ponoszą w innych krajach?” – wyniki byłby inne. Polacy mogliby okazać się zwolennikami nie tylko rekompensaty reprograficznej, ale także wielu innych zobowiązań korporacji wobec społeczeństwa. Pokazały to wyniki sondażu CBOS na zlecenie Instytutu Muzyki i Tańca. Przypomnijmy:

– zdecydowana większość Polaków (63,3 proc.) jest za tym, by życie kulturalne objęte było mecenatem państwa, a nie podlegało prawom wolnego rynku na komercyjnych zasadach

– 58 proc. badanych jest zdania, że państwo powinno wspierać twórców kultury w przypadku, gdy ich dochody są niskie

– niemal 47 proc. jest za pomocą w postaci dopłat do składek na ubezpieczenia społeczne i zdrowotne

– 37 proc. respondentów uważa, że środki służące wsparciu artystów powinny być pozyskiwane od producentów i importerów urządzeń elektronicznych umożliwiających nieodpłatne korzystanie z treści dostępnych w formie cyfrowej – to bardzo dobry wynik! Przeciwna temu rozwiązaniu jest mniejsza grupa – 35 proc. badanych. Poparcie dla wprowadzenia opłaty reprograficznej wynika w głównej mierze z akceptacji wsparcia artystów i kultury. Dezaprobata jest motywowana przede wszystkim sprzeciwem wobec przewidywanego przez pytanych wzrostu kosztów zakupu sprzętu komputerowego.

Jeśli ceny wzrosną, to nie z powodu rekompensaty reprograficznej

To, czym straszy ZIPSEE, nie spełniło się w innych państwach w Europie. Wprowadzona w nich opłata reprograficzną nie spowodowała podwyżek cen urządzeń. Co więcej, w wielu krajach te same sprzęty elektroniczne, pomimo nałożonych na nie opłat od czystych nośników, gdy poza nominalną wartością uwzględni się średnią siłę nabywczą – kosztują mniej niż w Polsce. O tym, jak błędny jest argument wzrostu cen świadczą również wydarzenia w naszym kraju z przeszłości. W poprzednich latach wprowadzenie opłaty od twardych dysków i pendrive’ów nie spowodowało podwyżek.

A jednak nacisk hurtowników elektroniki wydaje się skuteczny: w projekcie ustawy o uprawnieniach artysty zawodowego, aktualizującej system rekompensat reprograficznych, zabrakło smartfonów. Dlaczego, skoro to właśnie smartfony są dziś osobistymi centrami kultury i to właśnie opłata od smartfonów powinna stanowić podstawę systemu rekompensat? Portugalia, Hiszpania, Andora, Francja, Monako, Malta, Włochy, Szwajcaria, Lichtenstein, Belgia, Holandia, Niemcy, Czechy, Austria, Słowenia, Chorwacja, Bośnia i Hercegowina, Czarnogóra, Grecja, Macedonia, Węgry, Słowacja, Rumunia, Ukraina, Litwa, Łotwa i Szwecja – w tych krajach Europy obowiązuje opłata od smartfonów. Nie rozumiemy, dlaczego Polska miałaby nie wprowadzić takiej opłaty choćby w minimalnej wysokości. Artyści i twórcy, wbrew informacjom rozpowszechnianym przez hurtowników elektroniki, wcale nie postulują opłaty w wysokości 6 proc., ale zaledwie 1 proc., co przy średniej cenie smartfona 1000 zł daje 10 zł (nie od ceny w sklepie, tylko od ceny hurtowej).

Natomiast obserwowaliśmy niedawno w Polsce inne zjawisko. W czasie lockdownu elektronika bardzo dynamicznie podrożała. Laptopy lub kamerki internetowe, bez których uczniowie nie mogli korzystać ze zdanego nauczania, bardzo szybko zaczęły o wiele więcej kosztować. Paneliści ostatniej konferencji ZIPSEE natomiast przekonywali, że elektronika w Polsce jest najtańsza w UE a marże importerów minimalne. Straszyli opłatą, która może wynieść nawet 6% co spowodowałoby wzrost cen o 300-600 zł. Ani ZAiKS, ani żadna inna organizacja zbiorowego zarządzania w Polsce nigdy nie optowała za opłatą w wysokości 6%. W Polsce ich dotychczasowy średni poziom to 1,5 procent ceny urządzenia. Jeśli 1,5% ceny urządzenia to 600 zł, urządzenie to musiałoby kosztować 40 000 zł (czterdzieści tysięcy złotych)! Na tym przykładzie widać skalę manipulacji i zastraszania społeczeństwa. Opłaty reprograficzne są na niskim poziomie, ale o skuteczności systemu rekompensat decyduje, czy obejmuje on wszystkie urządzenia, które są prywatnymi centrami kultury. Bez smartfonów system się nie domyka.

Trudno uwierzyć, że branża elektroniczna troszczy się o portfele konsumentów. Wszystko wskazuje natomiast na to, że ucieka ona od choćby najmniejszych obciążeń, jakie już od wielu lat obowiązują w całej Europie (na mocy dyrektywy 2001/29/WE Parlamentu Europejskiego i Rady z dnia 22 maja 2001 r.). Przepisy te jednoznacznie mówią, że tym, którzy tworzą dzieła kultury, przysługuje rekompensata za kopiowanie ich utworów na użytek prywatny. Koszt takiej rekompensaty ponoszą albo producenci i importerzy elektroniki (dzieje się tak w większości Europy), albo pokrywa ją krajowy budżet (ma to miejsce np. w Finlandii). Może warto więc poprosić Polaków o opinie na temat tego, czy woleliby odciążyć wielkie korporacje, czy ze swoich podatków finansować opłatę reprograficzną? Takie ujęcie tematu szczególnie w czasie pandemii, która nadwyrężyła budżet państwa, wydaje się zasadne. Importerzy zapomnieli zadać tego pytania w zleconych przez nich badaniach.

Najlepiej sens i znaczenie rekompensaty reprograficznej opisali ostatnio we wpisie na Facebooku Zygmunt Miłoszewski i Jacek Dehnel: https://www.facebook.com/photo?fbid=326901212125814&set=a.268359071313362 (polecam lekturę całego wpisu, choć jest długi, ale znakomicie pokazuje umowę społeczną stojącą za systemem rekompensat i za dozwolonym użytkiem utworów).

Przypominam sonie inną kampanię straszącą społeczeństwo wzrostem cen prowadzono w 2015 r. przeciwko wprowadzeniu ustawy o elektroodpadach. Związek Pracodawców AGD CECED Polska głośno przestrzegał, że podwyżki ich oferty będą nieuchronne. Argumentacja Związku podkreślała, nowe prawo nałoży na sklepy kosztowny obowiązek radzenia sobie z zużytymi urządzeniami. Ale nic takiego się w rzeczywistości nie stało. Lodówki telewizory, pralki, zmywarki oraz pozostałe sprzęty RTV AGD zaczęły podlegać nowym, przyjaznym środowisku przepisom, a ich ceny albo zostały obniżone, albo się nie zmieniły.

Ostatnia aktualizacja listy urządzeń objętych opłatą reprograficzną (miało to miejsce w 2008 r.) nie spowodowała wzrostu cen sprzedaży nowych urządzeń i nośników objętych opłatami.

A co jeśli ceny faktycznie wzrosną? Może lepiej dmuchać na zimne – mógłby pomyśleć respondent badania zleconego przez przedsiębiorców. Mam smutną wiadomość. Według zapowiedzi w 2021 roku ceny sprzętu elektronicznego wzrosną, jednak powodem podwyżek będą przede wszystkim cła i spowolniona przez pandemię koronawirusa produkcja, a także niedobory podzespołów na rynku: https://www.bankier.pl/wiadomosc/Nadchodzi-wzrost-cen-sprzetu-komputerowego-Pierwszy-producent-juz-podniosl-ceny-8032715.html Producentom wygodnie jest obwinić twórców, a ceny podnieść z innego powodu.

Ministerstwo Kultury coraz odważniejsze

ZAiKS od lat informuje o tym, czym jest opłata reprograficzna (przykładem jest choćby strona www.czystenosniki.pl). O istocie i znaczeniu opłaty reprograficznej informuje strona www.artystazawodowy.pl. Piotr Gliński jest pierwszym od wielu lat ministrem kultury, który publicznie zapowiedział, że kwestia opłaty reprograficznej zostanie uregulowana w ustawie o uprawnieniach artysty zawodowego, co pozwoli Polsce dołączyć do pozostałych państw Unii Europejskiej, gdzie twórcy otrzymują adekwatną rekompensatę za kopiowanie utworów na własny użytek. MKDNiS coraz częściej nie boi się negatywnie odnosić do agresywnej kampanii prowadzonej przez producentów i importerów sprzętu elektronicznego, którzy od dawna w sposób nieuprawniony zastraszają polskie społeczeństwo perspektywą ogromnych podwyżek (ostatnia rozmowa z Minister Wandą Zwinogrodzką: https://dorzeczy.pl/kultura/173219/zwinogrodzka-czas-smialo-bronic-wlasnych-interesow.html czy spór Premier Glińskiego z Krzysztofem Bosakiem). Coraz głośniej słychać o tym, jak wielkim wsparciem dla ludzi kultury, którzy znajdują się w ciężkiej sytuacji, mogą być pieniądze od wielkiego biznesu, a o ustawie o uprawnieniach artysty zawodowego mówił Jarosław Kaczyński na konferencji prezentującej Nowy Ład. Dla korporacji to mikro część ich ogromnych zysków. A przecież to twórcy w dużej mierze współtworzą popyt na elektroniczny sprzęt, na którym można cieszyć się korzystaniem z kultury.

Michał Kanownik zapytany na konferencji o to, czy kilka lat temu prowadził kampanię szkalującą twórców i ich stowarzyszenie – ZAiKS, powiedział, że koordynował taką akcję i podpisywał się pod jej założeniami. Przypomnijmy, że akcja ta między innymi określała Stowarzyszenie Autorów ZAiKS mianem „grupy zbierającej haracze”, a polscy artyści czuli się przez nią systematycznie zastraszani. Nasuwa się pytanie, jak dużym budżetem wsparła te działania branża elektroniczna i jak duże pieniądze wyda dzisiaj na kolejne działania mające na … czytaj dalej

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułSprawa Wieczorek. Nerwy na konferencji Rutkowskiego. „To się skończy, gra dobiega końca”
Następny artykuł19-latek uwodził mężczyzn. Po zdobyciu kompromitujących zdjęć, szantażował ich