W tym samym czasie, gdy na stadionie może przebywać 10 tys. kibiców, w identycznych warunkach na koncertach może być 250 osób. Pod znakiem zapytania stoją letnie imprezy plenerowe i festiwale.
Tuż po majówce wszystko miało wyglądać różowo: wobec spadku zachorowań i szczepień Ministerstwo Kultury, Dziedzictwa Narodowego i Sportu wprowadziło harmonogram znoszenia obostrzeń w kulturze. Od 14 maja kolejne instytucje i obszary działalności branży mogły otworzyć się na widzów przy zachowaniu reżimu sanitarnego.
Kto jednak w zachwycie nad powrotem społecznego życia nie wczytał się dokładnie w ministerialne obostrzenia, mógł nie dostrzec, że odmrożenia dotyczą wszystkich poza sceną muzyczną, w przypadku której wyraźnie podkreślono zakaz organizowania wydarzeń z udziałem publiczności. Kompletnie niezrozumiała decyzja przeczy nie tylko zdrowemu rozsądkowi, ale i długotrwałym rozmowom między ministerstwem oraz Instytutem Muzyki i Tańca a Stowarzyszeniem Organizatorów Imprez Artystycznych, Izbą Gospodarczą Menedżerów Artystów Polskich, Polską Izbą Techniki Estradowej oraz Związkiem Zawodowym Muzyków RP. I w żaden sposób nie wydawała się podyktowana względami medycznymi.
Czytaj też: Mecze i wesela wróciły. A koncerty?
Koncerty? To nie pomyłka
– Najpierw pomyśleliśmy, że to oczywista pomyłka, część rządu była nawet tym zdziwiona, ale kiedy okazało się, że to zamierzone działanie, przygotowaliśmy dokumenty świadczące o tym, że scena muzyczna również może zostać odmrożona, a zapis o wykluczeniu zespołów muzycznych należy usunąć – opowiada Mikołaj Ziółkowski, przewodniczący SOIAR, szef Alter Art, organizatora m.in. festiwalu Open’er i Orange Warsaw.
Po rozmowach wspomniane podmioty przed tygodniem otrzymały oficjalne zapewnienie, że do 23 maja rozporządzenie zostanie zmienione. Tak się jednak nie stało – w niedzielę i poniedziałek w mediach społecznościowych zaroiło się od niebieskich plansz z napisami „Otwórzcie koncerty! Żądamy równego traktowania! Dość niszczenia polskiej kultury”. Do wirtualnego protestu przyłączyli się najbardziej znani polscy artyści – od Kasi Nosowskiej przez Krzysztofa Zalewskiego, Darię Zawiałow, Dawida Podsiadło i Kazika Staszewskiego.
Bo i jest przeciw czemu protestować: gdy na stadionie w Gdańsku może się odbyć Finał Ligi Europy na 10 tys. kibiców, koncert w tym samym miejscu i w takich samych warunkach reżimu sanitarnego dla takiej liczby osób już nie. W przeciwieństwie do większości państw europejskich – Francji, Holandii, Belgii, Danii, Austrii czy Wielkiej Brytanii – gdzie koncerty już się odbywają albo mają zaplanowane określone zasady.
– To kompletnie irracjonalne, niedorzeczne i niezrozumiałe zachowanie. Jedyne wytłumaczenie, jakie do nas trafiło, to „nie, bo nie” – opowiada Ziółkowski. – Ale chyba nie jest tajemnicą dla nikogo, że wpisuje się to w ostatnie 15 miesięcy: niezliczoną ilość zupełnie niezrozumiałych decyzji podejmowanych w kontekście pandemii. Działamy w oparach absurdu, którego nie da się zweryfikować na poziomie racjonalnego dyskursu.
Albo wszyscy się odmrażają, albo nikt
O przyspieszenie zdejmowania obostrzeń, w tym dotyczących organizacji koncertów muzycznych, do ministra zdrowia Adama Niedzielskiego zaapelował rzecznik Małych i Średnich Przedsiębiorców Adam Abramowicz. „Jeśli od 22 maja można będzie oglądać spektakle teatralne, to niezrozumiałe jest, że zakazane nadal są koncerty zespołów muzycznych. Proszę o podanie, jeszcze w tym tygodniu, do publicznej wiadomości komunikatu o otwarciu wszystkich branż”, czytamy w piśmie z minionego tygodnia.
Jak tłumaczy Ziółkowski, akcja „Otwórzcie koncerty” w mediach społecznościowych to protest, którego celem jest zadanie pytania – przez artystów, organizatorów, menedżerów, scenotechnikę czy wszystkich ludzi, którzy pracują w tej branży, ale również miliony fanów muzycznych – o co w tym chodzi. – Doszliśmy do momentu, w którym musimy głośno powiedzieć „stop”, bo nie pozwolimy zniszczyć polskiej kultury, dorobku dziesięcioleci na zasadzie czyjegoś widzimisię – wyjaśnia Ziółkowski. – Albo jesteśmy zamknięci wszyscy, albo otwieramy się na takich samych zasadach. Koncerty muszą zostać odblokowane i nie mogą być dyskryminowane. Żądamy równego traktowania. Mamy nadzieję, że ze strony rządu dojdzie do refleksji i opamiętania.
Kazik o „Zarazie” i najgłośniejszej piosence sezonu
10 tys. osób na meczu i 250 na koncercie
Do refleksji rządu doszło, kiedy 25 maja wieczorem w „Dzienniku Ustaw” opublikowano nowe rozporządzenie. Czytamy w nim, że od 4 czerwca będzie można organizować koncerty plenerowe i wewnątrz pomieszczeń. W tych wewnątrz będzie można zająć 50 proc. widowni, a w przypadku braku wyznaczonych miejsc ograniczeniem będzie jedna osoba na 15 m kw. To krok do przodu, bo wiele przeniesionych z ubiegłego roku koncertów się odbędzie, ale stawia pod znakiem zapytania całe muzyczne lato i plenerowe festiwale – będą mogły się odbyć, jeśli organizator udostępni co drugie miejsce na widowni, ale nie więcej niż połowę miejsc. A jeśli miejsc siedzących nie będzie, w koncercie może maksymalnie uczestniczyć do 250 osób przy zachowaniu 15 m odległości pomiędzy sobą.
– Cieszymy się, że nasz głos świata kultury i muzyki został usłyszany. To dobry sygnał, ale diabeł tkwi w szczegółach – powiedział dziś Mikołaj Ziółkowski na konferencji prasowej w Sejmie, zorganizowanej przez IGMAP, SOIAR, PITE. – Mamy koniec maja, zbliża się okres imprez plenerowych, z których 90 proc. przy takim rozporządzeniu nie ma racji bytu. 250 osób to bardzo mało i nie jest w stanie zbilansować takiej imprezy. W Austrii w imprezach plenerowych może uczestniczyć 3 tys. osób, w Danii 2 tys. Dlaczego w Polsce ta liczba jest tak mała?
Czytaj też: Czas wirtualnych koncertów
Muzycy w sporze z państwem
Do wspomnianych 250 osób nie są wliczone osoby zaszczepione, które będą mogły wchodzić na wydarzenia. O tym jednak, jaki będzie system wpuszczania widzów, czy będą mobilne punkty szczepień przy imprezach, nie wiadomo. Ziółkowski apeluje o rozmowę z rządem i zwraca uwagę, że nie jest rolą organizatorów imprez przekazywanie informacji o szczepieniach.
Sytuację skomentował także Marcin Bachara z IGMAP: – To drugi sezon, w którym nie pracujemy, nie zarabiamy i nie płacimy podatków. Chcemy pracować i robić to bezpiecznie, zgodnie z przepisami, które powinny powstawać w porozumieniu z nami. Jeśli ich zmiana nie nastąpi, będziemy zmuszeni przystąpić do sporu zbiorowego z polskim państwem, który wygramy, a polski podatnik będzie musiał za to zapłacić tylko dlatego, że nikt nie chce z nami dzisiaj rozmawiać.
Czytaj też: Dramat techników scenicznych
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS