Sześć lat bez trofeum to sytuacja niełatwa i powód do irytacji. Myślę, że teraz determinacja w klubie będzie największa od lat – mówi w wywiadzie dla nas trener Lecha Poznań Maciej Skorża.
Szymon Mierzyński
WP SportoweFakty
/ Wojciech Klepka
/ Na zdjęciu: trener Maciej Skorża
Maciej Skorża objął drużynę w kwietniu po zwolnieniu Dariusza Żurawia i dokończył nieudany sezon 2020/2021. Teraz rusza na zakupy. W rozmowie z WP SportoweFakty opowiada o zakresie swoich kompetencji przy decyzjach transferowych, dlaczego musiał się pogodzić z odejściem Tymoteusza Puchacza, co obiecały mu władze klubu i gdzie widzi największy problem poznańskiej drużyny.
Szymon Mierzyński, WP SportoweFakty: Nie myśli pan sobie czasem: “W co ja wdepnąłem”?
Maciej Skorża, trener Lecha Poznań: Nie. Zdawałem sobie sprawę, że ostatni miesiąc sezonu będzie trudny i czułem, że nie będę mógł trzymać kierownicy tak, jakbym chciał. I tak było. Zakręty okazały się bardziej ostre, niż zakładałem, w pewnych momentach drużyna nie reagowała tak, jak oczekiwałem. Chodzi tu zarówno o treningi jak i taktykę. Kiedy jednak zdecydowałem, że nie będę czekał na nowy sezon, założyłem, że ten pierwszy etap może być niełatwy, ale ostatecznie zaowocuje czymś, czego nigdy bym nie osiągnął, gdybym oglądał mecze tylko z wysokości trybun albo w telewizji. Nie chciałem wchodzić do szatni dopiero 14 czerwca, czyli w dniu, w którym rozpoczniemy przygotowania.
ZOBACZ WIDEO: Tutaj reprezentacja Polski będzie przygotowywać się do Euro 2020. Wiele atrakcji czeka na piłkarzy
Co pan więc wywnioskował?
Abstrahując od strony czysto sportowej, niesamowicie cenne jest, że nawiązałem relację z wszystkimi zawodnikami. Poznałem ich, wiem, czego potrzebują i jak reagują w trudnych momentach. Końcówka sezonu to był przecież jeden wielki trudny moment. To kosztowało nas dużo zdrowia, ale też dało wiele wniosków.
Jaki jest stan psychiczny zespołu? Wydaje się, że przy wszystkich zmianach kadrowych i tak najwięcej pracy jest do wykonania w sferze mentalnej. Kolejne porażki ponoszone seryjnie, odcisnęły na Lechu bardzo głębokie piętno?
Ja się z tym nie zgadzam, bo ostatni sukces odniósł kilka miesięcy temu trener Dariusz Żuraw, awansując z drużyną do fazy grupowej Ligi Europy.
Problem w tym, że tego się nie da włożyć do zakurzonej już gabloty.
OK, ale zachowajmy pewną hierarchię, bo tego przez kilka lat żaden polski klub jednak nie potrafił zrobić. To nie jest trofeum, to inna “zdobycz”, ale też trzeba ją docenić, zwłaszcza że została osiągnięta w świetnym stylu.
Kibice tego nie kupują. Oni patrzą tak, że awans pozwolił klubowi solidnie zarobić, lecz nie widzą przełożenia na wyniki.
Rozumiem, że sześć lat bez trofeum to sytuacja niełatwa i powód do irytacji. Myślę jednak, że teraz determinacja w klubie będzie największa od lat. Przed nami jubileuszowy sezon i odkąd pierwszy raz wszedłem do szatni, na każdym kroku podkreślamy w rozmowach, że szykujemy się do walki o mistrzostwo. To będzie nasz cel.
Mówił pan wcześniej, że rozmowy z Lechem trwały kilka dni. Ma pan pewność, że zakres kompetencji, jaki pan sobie wynegocjował, pozwoli panu uniknąć kłopotów poprzedników i zrealizować swoje ambicje? Prezes Piotr Rutkowski da panu więcej władzy?
Władze klubu mają już doświadczenie ze współpracy ze mną. Wiedzą, jakim jestem trenerem, więc skoro zdecydowały się na mnie po raz kolejny, widocznie akceptują mój styl pracy. Nie oznacza to jednak, że chcę być w Lechu ponad strukturami.
A może właśnie to jest Lechowi i panu potrzebne?
Dla mnie wystarczające jest to, jak określono rolę trenera w tych strukturach. To ja mam decydujący głos przy decyzji, czy dany piłkarz do nas trafi, czy nie. Nie muszę odgrywać roli wielkiego menedżera, który ułoży klub od początku do końca. Nie o to chodzi, bo Lech ma w wielu obszarach świetnie poukładaną pracę. To duży klub, a pozycję, jaka mi przypadła, uważam za wystarczającą do realizowania moich pomysłów.
Odbiór zewnętrzny jest inny – trener jest tylko częścią komitetu transferowego, w dużej mierze uzależnioną od decyzji całego pionu sportowego. Zapytam inaczej: czy byłby pan w stanie doprowadzić do zatrudnienia piłkarza, którym dział skautingu się nie zajmował, ale w pana oczach byłby to idealny kandydat do Lecha?
Już są zawodnicy, których zaproponowałem ja, lecz to się nie odbywa na zasadzie, że nie chcę korzystać z narzędzi, jakimi dysponuje klub. One umożliwiają prześwietlenie każdej propozycji, przeanalizowanie działalności zawodnika w mediach społecznościowych, opinie o nim, zrobienie dobrego rozeznania. To ważna część pracy, którą trzeba wykonać przed transferem. Nie zamierzam z tego rezygnować.
Od razu mam przed oczami raport dotyczący Nickiego Bille Nielsena. Jeszcze przed jego przyjściem do Lecha, skauci podawali, że od momentu narodzin syna spoważniał. Tymczasem Duńczyk się nie sprawdził, a potem miał poważne kłopoty z prawem. Może czasem kładzie się na takie informacje zbyt duży nacisk?
Będę się upierał, że to mimo wszystko ważne. Każdy przypadek jest inny. Pamiętam, gdy w Legii Warszawa wahaliśmy się nad pozyskaniem Danijela Ljuboji. Zastanawialiśmy się, czy będziemy w stanie zapanować nad zawodnikiem o tak dużym ładunku trudnego charakteru. Czy w ogóle da się tym zarządzać.
Jednak się dało.
Ale to było poprzedzone dużą pracą, jaką wykonał m. in. Rafał Janas, który uruchomił swoje francuskie kontakty i wypytał kilku byłych trenerów Danijela o opinie. Gdy zebraliśmy te informacje, uznaliśmy, że idziemy w to ryzyko. Okazało się to słuszne.
Zgłoś błąd
WP SportoweFaktyPolska
PKO Ekstraklasa
Lech Poznań
Piłka nożna
Maciej Skorża
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Komentarze (2)